[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Â
Alan Dean Foster
OBCY 8 PASAŻER NOSTROMO
Â
Tłumaczył Jan Kraśko
Wydawnictwo ALFAÂ Â Warszawa 1992
Â
Tytuł oryginału
ALIEN
(Screenplay by Dan O’Bannon
Story by Dan O’Bannon and Ronald Shusett)
Copyright © 1979 by Twentieth Century-Fox Film Corporation
All rights reserved
Â
Wydanie 1
Warner Books, Inc., New York 1979
Â
Opracowanie graficzne
Janusz Obłucki
Â
Ilustracja na okładce
Na podstawie slajdu udostępnionego przez Warner Books, Inc.
Â
Redaktor
Marek S. Nowowiejski
Â
Redaktor techniczny
Elżbieta Suchocka
Â
For the Polish edition Copyrights © 1992 by Wydawnictwo ALFA
For the polish translation Copyrights © 1992 by Jan Kraśko
Â
ISBN 83-7001-637-5
Â
This edition published by arrangement with Warner Books Inc., New York
Â
Â
Â
Jimowi McQuade
Dobremu przyjacielowi i towarzyszowi
w badaniach granicy poznawalnego
Â
Â
Â
Â
Â
Â
Â
Â
1.
Â
Siedmioro śniących.
Musisz zrozumieć, że nie zajmowali siÄ™ snem zawodowo, nie. Zawodowcy to ludzie dobrze opÅ‚acani, szanowani, to taÂlenty bardzo poszukiwane. Jak wiÄ™kszość z nas, tych siedmioro Å›niÅ‚o swe sny bez żadnego ukierunkowanego wysiÅ‚ku, bez wewnÄ™trznej dyscypliny. Åšnić tak, żeby sen twój można byÅ‚o zarejestrować, a później odtworzyć ku uciesze i rozrywÂce innych, to o wiele ambitniejsze wyzwanie. Wymaga ono umiejÄ™tnoÅ›ci regulowania podÅ›wiadomych impulsów twórÂczych i kontrolowanego stratyfikowania wyobraźni, co Å‚Ä…czÂnie bardzo trudno osiÄ…gnąć. Zawodowiec to artysta maksyÂmalnie zorganizowany i spontaniczny zarazem, to czÅ‚owiek snujÄ…cy subtelnÄ… nić rozmyÅ›laÅ„, a nie facet toporny i prostoÂlinijny jak ty czy ja. Albo jak tych siedmioro Å›piÄ…cych.
Z nich wszystkich namiastkę owego specjalnego, acz ukrytego daru posiadała tylko Ripley. Tylko ona miała wrodzony talent do tworzenia marzeń sennych i górowała nad resztą załogi elastycznością wyobraźni. Ale brakowało jej prawdziwego natchnienia i tej wielkiej dojrzałości myśli, która cechuje zawodowców.
DawaÅ‚a sobie znakomicie radÄ™ z segregowaniem zapasów i rozmieszczaniem Å‚adunku. WiedziaÅ‚a, że taka to a taka skrzynia musi stać w takim to a takim miejscu i potrafiÅ‚a wykazać to w odpowiednich wykazach opisujÄ…cych zawarÂtość magazynów Nostromo. Ale wÅ‚asnego umysÅ‚u, zasobów wÅ‚asnych myÅ›li, posegregować już nie umiaÅ‚a - tu jej talent organizacyjny ulegaÅ‚ wypaczeniu. Nadzieje i obawy, spekuÂlacje i nie dokoÅ„czone twory imaginacji hasaÅ‚y na chybiÅ‚ traÂfiÅ‚ po wszystkich komórkach jej mózgu.
Tak, Ripley brakowaÅ‚o opanowania, brakowaÅ‚o samoÂkontroli. Rozbuchane, iÅ›cie rokokowe myÅ›li kÅ‚Ä™biÅ‚y siÄ™ w jej gÅ‚owie niczym piwo w beczce i tylko czekaÅ‚y, aż ktoÅ› wybije szpunt. TrochÄ™ wiÄ™cej pracy, trochÄ™ wiÄ™cej wysiÅ‚ku i sierżant Ripley mogÅ‚aby przejść na zawodowstwo. A przynajmniej tak czasami myÅ›laÅ‚a.
Teraz kapitan Dallas. Kapitan Dallas wyglÄ…daÅ‚ na skoÅ„Âczonego lenia, byÅ‚ tymczasem czÅ‚owiekiem najlepiej z nich wszystkich zorganizowanym. Nie brakÅ‚o mu też wyobraźni, o nie! Dowodem na to byÅ‚a brodÄ…. Jego broda. Nikt nie kÅ‚adÅ‚ siÄ™ do hibernatorów z brodÄ…. Nikt oprócz Dallasa. Kiedy go pytano, dlaczego idzie spać z brodÄ… - a wielu ciekawskich go o to pytaÅ‚o - odpowiadaÅ‚, że broda jest częściÄ… jego osobowoÅ›ci. I przenigdy nie rozstaÅ‚by siÄ™ ze swoim niemodnym, kÄ™dzierzawym zarostem, tak jak nie pozwoliÅ‚by sobie odciąć rÄ™ki czy nogi. Prawdziwy z niego pan i dowódca: dowódca holownika Nostromo, pan wÅ‚asneÂgo ciaÅ‚a. DbaÅ‚ o caÅ‚ość i jednego, i drugiego, i podczas snu, i na jawie.
Jak widać, Dallas umiaÅ‚ sobÄ… kierować, posiadÅ‚ umiejÄ™tÂność samoregulacji i tÄ™ niezbÄ™dnÄ… odrobinÄ™ wyobraźni. Ale wyobraźni zawodowiec-Å›niÄ…cy musi mieć znacznie wiÄ™cej niż odrobinÄ™. Tak, bo dla zawodowca odrobina wyobraźni to uszczerbek, którego nie da siÄ™ wyrównać nieproporcjonalnie wielkÄ… dawkÄ… samokontroli i opanowania. Dlatego, summa summarum, trudno by w nim szukać materiaÅ‚u na zawoÂdowca wyższej klasy niż sierżant Ripley.
Spójrzmy na Kane'a. Kane nie umiaÅ‚ sobÄ… sterować tak jak Dallas, ani swymi myÅ›lami, ani poczynaniami, i miaÅ‚ o wiele mniejszÄ… wyobraźniÄ™. Na pierwszego oficera nadaÂwaÅ‚ siÄ™ znakomicie, ale na kapitana...? Nie, na kapitana siÄ™ nie nadawaÅ‚. Kapitan to skumulowana energia, to umiejÄ™tÂność rozkazywania, a dobry Bóg nie obdarzyÅ‚ Kane'a ani jednym, ani drugim. Jego sny byÅ‚y namiastkÄ… snów Dallasa. Przezroczyste, bezksztaÅ‚tne, byÅ‚y ich dalekim echem tak, jak dalekim, stÅ‚umionym echem Dallasa byÅ‚ Kane. Ale nie znaÂczy to, że Kane nie dawaÅ‚ siÄ™ lubić, przeciwnie. Jednak żeby Å›nić zawodowo, trzeba mieć w sobie pewnÄ… specyficznÄ… energiÄ™, a Kane'owi starczaÅ‚o jej ledwie na codziennÄ… wegeÂtacjÄ™.
Przypatrzmy siÄ™ snom Parkera. Sny Parkera to sny może nie agresywne, ale zdecydowanie mniej sielankowe niż sny Kane'a. Prawie wcale nie grzeszyÅ‚y wyobraźniÄ…. ByÅ‚y zbyt specjalistyczne i rzadko kiedy dotyczyÅ‚y ludzi. Trudno spoÂdziewać siÄ™ czegoÅ› wiÄ™cej po głównym inżynierze Nostromo.
Bo Parker Å›niÅ‚ sny jednoznaczne i czasami ohydne. KieÂdy nie spaÅ‚, plugawe myÅ›li wijÄ…ce siÄ™ niczym robactwo wyÂpeÅ‚zaÅ‚y czasami na wierzch, ale tylko wtedy, gdy inżynier wpadaÅ‚ w gniew lub kiedy byÅ‚ poirytowany. Lecz spychaÅ‚ je szybko w gÅ‚Ä…b swojej duszy, gdzie niczym w wielkiej kadzi fermentowaÅ‚ wszelki brud i szlam pogardy. Nie, zaÅ‚oga tego nie widziaÅ‚a, o nie. Parker zawsze pokazywaÅ‚ kolegom czyste, wydestylowane oblicze i nigdy nie pozwalaÅ‚ im sprawdzić, co kipi, co bulgoce na dnie jego psychicznego kotÅ‚a.
Lambert. Lambert nie Å›niÅ‚a snów, które interesowaÅ‚yby innych. ByÅ‚a już raczej natchnieniem dla Å›niÄ…cych. Podczas tego bardzo, ale to bardzo dÅ‚ugiego snu jej niespokojne myÅ›Âli krążyÅ‚y nieustannie wokół schematów miÄ™dzyzespoÅ‚owych i podzespoÅ‚owych oraz wokół charakterystyk noÅ›noÅ›ci i obÂciążalnoÅ›ci statku, które ulegaÅ‚y ciÄ…gÅ‚ym korektom ze wzglÄ™du na zużycie paliwa. Od czasu do czasu w jej sny wkraczaÅ‚a prawdziwa wyobraźnia, ale nigdy tak, żeby poruÂszyć innych.
Parker i Brett czÄ™sto sobie wyobrażali, co by to byÅ‚o, gdyby systemy i zespoÅ‚y, za które odpowiadali, poÅ‚Ä…czyć z zespoÅ‚ami i systemami leżącymi w gestii Lambert. ProbÂlem noÅ›noÅ›ci i obciążalnoÅ›ci Nostromo oraz kwestiÄ™ zestaÂwieÅ„ przestrzennych rozważali w sposób, który doprowadziÅ‚by jÄ… do istnej furii. Ale Lambert nie zdawaÅ‚a sobie sprawy, że Parkera i Bretta braÅ‚y takie pokusy. Bo ci dwaj nie zdradzali siÄ™ z niczym, swoje myÅ›li trzymali tylko dla siebie, zakuwajÄ…c je w solidne kajdany marzeÅ„ sennych i marzeÅ„ na jawie. ByÅ‚oby kiepsko, gdyby Lambert siÄ™ zdenerwowaÅ‚a. Jako nawigator Nostromo odpowiadaÅ‚a przede wszystkim za ich bezpieczny powrót do domu, a w kosmosie nic tak nie Å‚Ä…czy i nie ekscytuje ludzi jak wizja upragnioneÂgo, prawdziwego Domu.
Oficjalnie Brett peÅ‚niÅ‚ na statku funkcjÄ™ inżyniera-techÂnika. To bardzo eleganckie okreÅ›lenie. OznaczaÅ‚o, że Brett jest równie inteligentny i uczony jak Parker, ale stoi niżej w hierarchii sÅ‚użbowej. Ci dwaj tworzyli dziwacznÄ… parÄ™. Dla postronnego, obserwatora zdawali siÄ™ być ludźmi o kompletnie różnym statusie i caÅ‚kowicie różnych charakÂterach. A jednak Brett i Parker przyjaźnili siÄ™ z sobÄ… i znakomicie współpracowali. UdawaÅ‚o siÄ™ to przede wszystkim dziÄ™ki Brettowi. Otóż inżynier-technik nigdy nie wkraczaÅ‚ w kompetencje inżyniera-szefa i nigdy nie podważaÅ‚ jego koncepcji. Z wyglÄ…du i z usposobienia inżynier-technik byÅ‚ czÅ‚owiekiem poważnym i flegmatycznym, podczas gdy inżyÂnier-szef miaÅ‚ charakter bardzo zmienny i lubiÅ‚ sobie kwieÂciÅ›cie ponarzekać. WysiadÅ‚ jakiÅ› obwód? Parker potraciÅ‚ o tym gadać caÅ‚ymi godzinami, wygÅ‚aszać istne tyrady, w których przeklinaÅ‚ wszystkie generacje wadliwej części do ziemskiego krzemu wÅ‚Ä…cznie. A Brett? Brett komentowaÅ‚ to cierpliwym: "Racja."
"Racja." Dla Bretta to coÅ› znacznie wiÄ™cej niż opinia, to afirmacja wÅ‚asnego "ja." Bo milczenie to wedÅ‚ug Bretta najÂszlachetniejsza forma porozumienia miÄ™dzy ludźmi. W gadatliwoÅ›ci kryje siÄ™ szaleÅ„stwa.
I byÅ‚ jeszcze Ash, badacz i naukowiec. Ale wcale nie dlaÂtego miaÅ‚ zabawne sny. Nie Å›mieszne. Zabawne, zabawne na sposób bardzo specyficzny. Z caÅ‚ej zaÅ‚ogi on wÅ‚aÅ›nie miaÅ‚ najbardziej profesjonalnie zorganizowane sny. I tylko jego sny stanowiÅ‚y prawie idealne odbicie rozbudzonej osoboÂwoÅ›ci. Bo w snach Asha nie znalazÅ‚byÅ› ani uÅ‚udy, ani zafaÅ‚ÂszowaÅ„.
Nie dziwiÅ‚byÅ› siÄ™ temu, gdybyÅ› znaÅ‚ Asha, gdybyÅ› dobrze go znaÅ‚. Lecz tak naprawdÄ™ to nikt z zaÅ‚ogi Nostromo nic o nim nie wiedziaÅ‚. Za to Ash wiedziaÅ‚ o sobie wszystko. Jak byÅ› go spytaÅ‚, może by ci zdradziÅ‚ swojÄ… tajemnicÄ™ i wyÂjaÅ›niÅ‚, dlaczego nigdy nie chciaÅ‚ Å›nić zawodowo. Ale nikogo z czÅ‚onków zaÅ‚ogi najwyraźniej to nie interesowaÅ‚o, choć sny, sny profesjonalne, fascynowaÅ‚y Asha niewÄ…tpliwie barÂdziej niż jego towarzyszy z Nostromo.
Aha, i byÅ‚ jeszcze kot, wielki żółty kocur o niepewnym rodowodzie. WoÅ‚ali na niego Jones. Jones to zwyczajny, najzwyklejszy kot domowy, w tym wypadku raczej okrÄ™toÂwy. MiaÅ‚ silny, nieugiÄ™ty charakter, przywykÅ‚ do dÅ‚ugich podróży i zdawaÅ‚ siÄ™ rozumieć nieobliczalne odruchy ludzi, którzy przemierzali kosmos. On też spaÅ‚. Pogrążony w zimÂnym Å›nie, Å›niÅ‚ sny proste i niewyszukane, sny o przytulnych, ciemnych zakamarkach, o myszkach plÄ…sajÄ…cych w stanie nieważkoÅ›ci.
Choć trudno by go nazwać niewiniÄ…tkiem, z caÅ‚ej zaÅ‚ogi Å›niÄ…cej na pokÅ‚adzie Nostromo tylko Jones byÅ‚ ze wszystkieÂgo zadowolony.
Szkoda, że nikt z nich nie zajmowaÅ‚ siÄ™ snem zawodowo. Szkoda, gdyż w trakcie swej pracy mieli okazjÄ™ Å›nić znacznie wiÄ™cej niż kilkunastu zawodowców razem wziÄ™tych. Bo konieczność sprawiÅ‚a, że sen staÅ‚ siÄ™ ich głównym zajÄ™ciem, sen i Å›nienie, i nic to, że hibernacja proces snu wydatnie spowalÂniaÅ‚a. Spać, spać, spać i Å›nić - przed osiÄ…gniÄ™ciem celu podÂróży zaÅ‚oga statku kosmicznego dalekiego zasiÄ™gu nie może robić nic wiÄ™cej. To prawda, amatorzy z nich, amatorami pozostać mieli do koÅ„ca, życia, ale już od dawna ocierali siÄ™ o próg fachowoÅ›ci.
Siedmioro ich było. Siedmioro spokojnie śpiących ludzi. Siedmioro ludzi zmierzających w otchłań koszmaru.
A Nostromo? Nostromo nie Å›niÅ‚, chociaż tak, dysponowaÅ‚ swego rodzaju Å›wiadomoÅ›ciÄ…. Nie Å›niÅ‚, bo tego nie potrzeÂbowaÅ‚, tak jak nie potrzebowaÅ‚ zbawiennych efektów hiberÂnacji. Gdyby Å›niÅ‚, jego marzenia senne byÅ‚yby zapewne krótkie i ulotne, gdyż Nostromo nigdy nie spaÅ‚. Nostromo pracowaÅ‚, pracowaÅ‚ i utrzymywaÅ‚ ludzi przy życiu, dbajÄ…c o to, żeby istoty, nad którymi przyszÅ‚o mu sprawować opiekÄ™, zawsze w swym Å›nie wyprzedzaÅ‚y o krok wszechoÂbecnÄ… Å›mierć. Bo trop w trop za lodowatym snem szÅ‚a Å›mierć, bo Å›mierć pÅ‚ynęła za nim jak olbrzymi szary rekin za okrÄ™tem na morzu.
Dowody potwierdzajÄ…ce nieustannÄ…, mechanicznÄ… czujÂność Nostromo widoczne byÅ‚y wszÄ™dzie, w każdym sektorze uÅ›pionego statku. Cichutki szum, delikatne szmery, przyÂćmione Å›wiateÅ‚ka, - to oznaki, że instrumenty i urzÄ…dzenia Nostromo bez spoczynku trzymaÅ‚y straż. Macki czujników wnikaÅ‚y w samÄ… tkankÄ™ kadÅ‚uba, w każde spojenie, w najÂmniejszy, w najmniej ważny obwód elektroniczny. SiÄ™gaÅ‚y również na zewnÄ…trz, badajÄ…c tÄ™tno kosmosu. Te wÅ‚aÅ›nie zewnÄ™trzne czujniki. wychwyciÅ‚y jakÄ…Å› elektromagnetycznÄ… anomaliÄ™.
Część mózgu Nostromo specjalizowaÅ‚a siÄ™ w analizowaÂniu i rozszyfrowywaniu wszelkich odchyleÅ„ od normy. Owa część i tÄ™ anomaliÄ™ dokÅ‚adnie przeżuÅ‚a, stwierdziÅ‚a, że rodzaj impulsu raczej jej nie w smak, przestudiowaÅ‚a wyniki obliczeÅ„ i podjęła decyzjÄ™. UÅ›piona aparatura zostaÅ‚a obuÂdzona, drzemiÄ…cymi dotychczas obwodami znów popÅ‚ynÄ…Å‚ kontrolowany strumieÅ„ elektronów. Jak gdyby dla uczczeÂnia tej doniosÅ‚ej chwili na pokÅ‚adach rozbÅ‚ysÅ‚y feerie jaskrawych Å›wiateÅ‚. Elektroniczny mózg Nostromo tchnÄ…Å‚ w statek nowe życie.
RozlegÅ‚o siÄ™ charakterystyczne popiskiwanie elektroniczÂnych sygnałów, chociaż jak na razie sÅ‚yszeć je mogÅ‚y i rozÂpoznawać tylko i wyÅ‚Ä…cznie uszy sztuczne. ByÅ‚ to dźwiÄ™k od dawna na statku nie sÅ‚yszany i oznaczaÅ‚, że zdarzyÅ‚o siÄ™ coÅ›, co nieczÄ™sto siÄ™ zdarza.
Delikatny trzask przeÅ‚Ä…czników, rozbÅ‚yski budzÄ…cych siÄ™ do życia ekranów, Å›wiatÅ‚a, szum rozprawiajÄ…cych z sobÄ… urzÄ…dzeÅ„ - to wszystko nie ominęło również pewnej sali wyÅ‚ożonej biaÅ‚ym metalem, sali niezwykÅ‚ej. W sali tej znajÂdowaÅ‚o siÄ™ siedem kokonów z Å›nieżnobiaÅ‚ej stali i plastyku.
Tu do symfonii dźwiÄ™ków doÅ‚Ä…czyÅ‚ dźwiÄ™k nowy. W koÂmorze hibernacyjnej rozlegÅ‚ siÄ™ odgÅ‚os jakby gwaÅ‚townego wydechu i salÄ™ wypeÅ‚niÅ‚a Å›wieżo spreparowana, zdatna do oddychania atmosfera. Ludzie nader chÄ™tnie powierzali swój los maÅ‚ym, kruchym bóstwom w rodzaju Nostromo ufajÄ…c, że kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, bóstwa owe ich wyÂrÄ™czÄ… i tchnÄ… w ciaÅ‚a nowe życie.
Dlatego teraz czujniki na wpół rozbudzonego już NoÂstromo przeanalizowaÅ‚y skÅ‚ad dostarczonego przed chwilÄ… powietrza i orzekÅ‚y, że czÅ‚owiek, ta drobna, sÅ‚abowita istota, może nim z powodzeniem oddychać. ZapÅ‚onęło jeszcze wiÄ™Âcej lamp, zamknęło siÄ™ jeszcze wiÄ™cej obwodów. Nie byÅ‚o fanfar, nie byÅ‚o werbli. Skorupy siedmiu poczwarek pÄ™kÅ‚y, z siedmiu kokonów zaczÄ™li wynurzać siÄ™ ludzie, niczym gÄ…Âsienice peÅ‚znÄ…ce do Å›wiatÅ‚a.
Odarci z marzeń sennych, członkowie załogi Nostromo wyglądali nawet mniej imponująco niż podczas hibernacji. Po pierwsze dlatego, że wszyscy ociekali ochronnym kriohydratem, który przez długi czas wypełniał i otaczał ich ciała. Choć antyseptyczny, wzmacniający, śluz to zawsze śluz i człowiekowi wybitnie w nim nie do twarzy.
Po drugie, wszyscy byli nadzy, a kriohydrat nie daje tak wyszczuplajÄ…cego efektu jak sztuczna skóra zwana ubraÂniem.
- Chryste... - mruknęła Lambert, dotykajÄ…c ze wstrÄ™Âtem swych ramion i boków. - Jak tu zimno!
WyszÅ‚a z, trumny chroniÄ…cej życie miast Å›mierci i poszpeÂraÅ‚a w skrytce na rzeczy. ZnalazÅ‚a rÄ™cznik i zaczęła wycierać nogi, Å›liskie od przezroczystego syropu.
- Szlag by to... - burczała. - Dlaczego Mamuśka nie może ogrzać statku, zanim nas obudzi? - Teraz wycierała stopy, próbując sobie przypomnieć, gdzie zostawiła ubranie.
- Dobrze wiesz dlaczego. - Parker był zbyt zajęty swoim lepkim, umęczonym ciałem, żeby gapić się na nagą Lambert. - Polityka ekonomiczna naszego Towarzystwa, ot co. Oszczędność energii, innymi słowy zwykłe, cholera, sknerstwo. Po co marnować prąd na ogrzewanie komory hibernacyjnej, jeśli można zaczekać do ostatniej chwili? No a poza tym, jak się stąd wyłazi, zawsze człowiekowi zimno. Sama wiesz, do ilu stopni spada wewnętrzna temperatura podczas snu.
- Taa, wiem. Ale i tak zimno tu jak w grobie... - Nie chciaÅ‚a mu przyznać racji, chociaż Parker znaÅ‚ siÄ™ na rzeczy; nigdy jej specjalnie nie zależaÅ‚o na głównym inżynierze NoÂstromo.
Do jasnej cholery, MamuÅ›ku! pomyÅ›laÅ‚a widzÄ…c, jak na jej przedramieniu robi siÄ™ gÄ™sia skórka. Daj czadu! Do diabÂÅ‚a, ogrzej nas w koÅ„cu!
Dallas osuszaÅ‚ ciaÅ‚o z resztek Å›luzowatego kriohydratu. StaraÅ‚ siÄ™ nie patrzeć na coÅ›, czego pozostali czÅ‚onkowie zaÂÅ‚ogi nie mogli widzieć. DziÄ™ki inteligencji Nostromo zauwaÂżyÅ‚ to już wczeÅ›niej, zanim wstaÅ‚ z hibernatora.
- Robota nas szybko rozgrzeje - rzucił.
- Lambert mruknęła coś pod nosem.
- Wszyscy na stanowiska - rozkazaÅ‚ Dallas. - PamiÄ™Âtacie chyba, za co bierzecie forsÄ™. Nie pÅ‚acÄ… wam za spanie i przesypianie wÅ‚asnych kÅ‚opotów.
Nikt -się nie uśmiechnął, nikomu nie chciało się na tę uwagę odpowiadać.
Parker zerknął na Bretta, który wciąż jeszcze siedział w hibernatorze.
- Sie masz - powiedział. - Żyjesz?
- Ano.
- Szczęściarze z nas - rzuciÅ‚a Ripley. PrzeciÄ…gnęła siÄ™, a zrobiÅ‚a to estetyczniej niż pozostali. - To miÅ‚o, że pierwÂszy krasomówca Nostromo jest gadatliwy jak zwykle.
Brett tylko siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚, nie powiedziaÅ‚ ani sÅ‚owa. ByÅ‚ tak rozmowny jak maszyny, które obsÅ‚ugiwaÅ‚, to jest nie odzywaÅ‚ siÄ™ prawie wcale. Jego milczkowatość byÅ‚a dyżurÂnym dowcipem wÅ›ród zaÅ‚ogi, ale nie, nie naÅ›miewali siÄ™ z niego - Å›miali siÄ™ razem z nim.
Dallas zgiÄ…Å‚ rÄ™ce w Å‚okciach, uniósÅ‚ je na wysokość mostka, równolegle do podÅ‚ogi, i zaczÄ…Å‚ wykonywać skrÄ™ty tuÅ‚owia; dÅ‚ugo nie używane muskuÅ‚y zdawaÅ‚y siÄ™ z lekka poskrzypywać. Jego myÅ›li koncentrowaÅ‚y siÄ™ wyÅ‚Ä…cznie na jedÂnym: na pomaraÅ„czowożółtym migajÄ…cym Å›wiateÅ‚ku, które zauważyÅ‚ z hibernatora. Takie cyklopowate, iÅ›cie diabelskie Å›wiateÅ‚ka byÅ‚y wymowniejsze niż sÅ‚owa i znaczyÅ‚y, że nie doÂtarli jeszcze do kresu podróży, że Nostromo obudziÅ‚ ich z jakiegoÅ› innego powodu. I Dallas już Å‚amaÅ‚ sobie gÅ‚owÄ™ z jakiego.
Ash usiadł i rozejrzał się wokoło. Twarz miał bez wyrazu i można było sądzić, że wciąż jeszcze śpi.
- Jestem trup... - mruknął i popatrzył na Kane'a.
Pierwszy oficer wciąż zmagaÅ‚ siÄ™ ze snem i akurat ziewaÅ‚. WedÅ‚ug naukowej opinii Asha tak naprawdÄ™ to Kane przeÂpadaÅ‚ za hibernacjÄ… - niewykluczone, że cierpiaÅ‚ na senność napadowÄ… - i gdyby mu tylko pozwolili, chÄ™tnie spÄ™dziÅ‚by w zimnym kokonie caÅ‚e życie. NieÅ›wiadom podejrzeÅ„ badaÂcza, Parker zerknÄ…Å‚ na Asha i powiedziaÅ‚ grzecznie:
- I wyglÄ…dasz jak trup, Ash.
Wiedział, że sam nie wygląda lepiej, gdyż hibernacja zmiękczała skórę i osłabiała mięśnie. Spojrzał na lodowatą trumnę Kane'a.
Pierwszy oficer w końcu usiadł.
- Jak to dobrze znów być poÅ›ród żywych... - powieÂdziaÅ‚ i zmrużyÅ‚ oczy.
- Naprawdę? Budzisz się tak długo, że trudno w to uwierzyć.
Kane był urażony.
- To potwarz, Parker, cholerna potwarz! Po prostu wolniej siÄ™ ruszam i tyle.
- No pewnie, no pewnie... - Główny inżynier nie konÂtynuowaÅ‚ tematu i obróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ kapitana, którego pochÅ‚aniaÅ‚o coÅ›, czego Parker ze swojego miejsca nie wiÂdziaÅ‚. - Nim zacumujemy, może byÅ›my tak pogadali o premii, co? - zaproponowaÅ‚.
- Racja. - Po raz pierwszy od chwili przebudzenia Brett okazał słabe oznaki zainteresowania otoczeniem. Parker zaczął nakładać buty i mówił dalej:
- Uważamy z Brettem, że należy się nam pełna dola. Sto procent premii za udaną misję plus pensja i odsetki od udziałów, co nie, Brett?
Przynajmniej inżynierów szlag mi podczas snu nie trafił, pomyślał ociężale Dallas. Ledwie kilka minut temu odzyska...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Home
- Alistair MacLean - Złota dziewczyna 1 - Złota dziewczyna, E Książki także, Alistair MacLean, Złota dziewczyna
- Alex Kava - W ułamku sekundy[JoannaC], KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, Alex Kava - W ułamku sekundy[JoannaC]
- Aleksander Sołżenicyn - Dwieście lat razem t 1, E Książki także, Aleksander Sołżenicyn, Sołżenicyn Aleksander
- Al-Baz-Rania---Oszpecona, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, [TORRENTCITY.PL] Al-Baz Rania - Oszpecona [PL] [][]
- Aleksander Sołżenicyn - Oddział chorych na raka, E Książki także, Aleksander Sołżenicyn, Sołżenicyn Aleksander
- Alistair MacLean - Goodbye, Książki, Alistair MacLean
- Aldous Huxley - Nowy wspaniały świat, Książki, Nowy wspaniały świat, Wersja e-book
- Altman John - Obserwatorzy, E Książki także, Altman, John
- Albert Camus - Upadek, ►Dla moli książkowych, Camus, Albert
- All-Glass Aquarium, Poradniki, ! Akwarystyka, akwarystyka słodkowodna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- paranormalne.htw.pl