[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CARROLL LEWISAlicja w krainie czarowLEWIS CARROLLPrzelozyl Antoni Marianowicz* * *NOTA:Basniowa opowiesc o przygodach Alicji w Krainie Czarow powstala w gorace lipcowe popoludnie 1862 roku, kiedy to podczas przejazdzki lodka po Tamizie Lewis Carroll, wykladowca matematyki w Oxfordzie i autor powaznych ksiazek matematycznych, opowiedzial ja malej Alicji Pleasaunce Liddel i jej dwu siostrom. I wlasnie ta opowiesc (wydana drukiem w 1865 roku), a nie prace naukowe, przyniosla pisarzowi swiatowa slawe. Zachecony ogromnym powodzeniem ksiazki, L. Carroll w kilka lat pozniej napisal drugi tom. "O tym, co Alicja widziala po drugiej stronie lustra". Oba tomy zostaly przetlumaczone na wiele jezykow i mialy mnostwo wydan. Pierwsze polskie wydanie ukazalo sie w roku 1927."Alicja w Krainie Czarow" jest utworem szczegolnym. Nie przedstawia swiata takim, jakim go widzimy na co dzien, lecz ukazuje go w snie bohaterki, a snem, jak dobrze wiecie, rzadza odmienne prawa. Totez w ksiazce znane fragmenty rzeczywistosci ukladaja sie w calkiem nowe, czesto nonsensowne calosci, a postaci prawdziwe, przemieszane z fantastycznymi, wygladaja i zachowuja sie inaczej niz w zyciu.I jeszcze jedna uwaga: "Alicja w Krainie Czarow nalezy do tych ksiazek, do ktorych warto wracac. Teraz odczytacie ja jako dziwna basn, pelna niezwyklych, zaskakujacych wydarzen, ale gdy siegniecie po nia za kilka lat, ukaze Wam wiele nowych tresci. Kazdego jednak czytelnika zawsze zdumiewac bedzie bogactwo fantazji i pomyslowosci autora, kazdy tez podda sie urokowi jego niepowtarzalnego humoru.* * *ALICJA W KRAINIE CZAROWLodz nasza plynie ociezale,Slonce przyswieca cudnie;Trudno sterowac w tym upale,Wioslowac jeszcze trudniej;Niosa nas wiec lagodne faleW zlociste popoludnie.Niestety. Wlasnie w owym czasie,Gdy czlowiek by sie zdrzemnal,Dziewczynki chca, bym mowil basnieI cisze macil senna.Lecz trudno. Na coz opor zda sie?I tak wygraja ze mna.Ta pierwsza strasznie jest surowaI kaze zaczac zaraz.Ta druga wazna chce osoba,Bym cos o czarach znalazl.Trzecia przerywa mi wpol slowa,Chce wiedziec wszystko naraz.I nagle cisza. W wyobrazniSwiat slow mych staje zywy;Dziewczeta sa w krainie basni,Juz ich nie dziwia dziwyI moze swiat basniowy jasniejIm swieci niz prawdziwy.A gdy opowiesc ma ospaleGdzies sie zatrzyma czasem,Mowie zmeczony: - Dobrze, aleReszta nastepnym razem.Tak powstala ta opowiescPrzedziwna i necaca;Slowo rodzilo sie po slowie,Az basn dobiegla konca.Plyniemy razno ku domowiJuz po zachodzie slonca.Alicjo! Wez te bajke w dlonie,A potem zloz ja lekkoW twoich dzieciecych snow ustronieI otocz ja opieka -Tak pielgrzym zwiedle kwiaty chroniZerwane gdzies daleko.ROZDZIAL IPRZEZ KROLICZA NOREAlicja miala juz dosc siedzenia na lawce obok siostry i proznowania. Raz czy dwa razy zerknela do ksiazki, ktora czytala siostra. Niestety, w ksiazce nie bylo obrazkow ani rozmow. "A coz jest warta ksiazka - pomyslala Alicja - w ktorej nie ma rozmow ani obrazkow?"Alicja rozmyslala wlasnie - a raczej starala sie rozmyslac, poniewaz upal czynil ja bardzo senna i niemrawa - czy warto meczyc sie przy zrywaniu stokrotek po to, aby uwic z nich wianek. Nagle tuz obok niej przebiegl Bialy Krolik o rozowych slepkach.Wlasciwie nie bylo w tym nic nadzwyczajnego. Alicja nie dziwila sie nawet zbytnio slyszac, jak Krolik szeptal do siebie: "O rety, o rety, na pewno sie spoznie". Dopiero kiedy Krolik wyjal z kieszonki od kamizelki zegarek, spojrzal nan i puscil sie pedem w dalsza droge, Alicja zerwala sie na rowne nogi. Przyszlo jej bowiem na mysl, ze nigdy przedtem nie widziala krolika w kamizelce ani krolika z zegarkiem. Plonac z ciekawosci pobiegla na przelaj przez pole za Bialym Krolikiem i zdazyla jeszcze spostrzec, ze znikl w sporej norze pod zywoplotem. Wczolgala sie wiec za nim do kroliczej nory nie myslac o tym, jak sie pozniej stamtad wydostanie.Nora byla poczatkowo prosta niby tunel, po czym skrecala w dol tak nagle, ze Alicja nie mogla juz sie zatrzymac i runela w otwor przypominajacy wylot glebokiej studni.Studnia byla widac tak gleboka, czy moze Alicja spadala tak wolno, ze miala dosc czasu, aby rozejrzec sie dokola i zastanowic nad tym, co sie dalej stanie. Przede wszystkim starala sie dojrzec dno studni, ale jak to zrobic w ciemnosciach? Zauwazyla jedynie, ze sciany nory zapelnione byly szafami i polkami na ksiazki. Tu i owdzie wisialy mapy i obrazki. Mijajac jedna z polek Alicja zdazyla zdjac z niej sloj z naklejka Marmolada pomaranczowa. Niestety byl on pusty. Alicja nie upuscila sloja, obawiajac sie, ze moze zabic nim kogos na dole. Postawila go po drodze na jednej z nizszych polek."No, no - pomyslala - po tej przygodzie zaden upadek ze schodow nie zrobi juz na mnie wrazenia. W domu zdziwia sie, ze jestem taka dzielna. Nawet gdybym spadla z samego wierzcholka kamienicy, nie pisnelabym ani slowka". Co do tego miala niewatpliwie racje).W dol, w dol, wciaz w dol. Czy juz nigdy nie skonczy sie to spadanie?-Ciekawa jestem, ile mil dotychczas przebylam - rzekla nagle Alicja. - Musze byc juz gdzies w poblizu srodka ziemi. Zaraz... zaraz... To bedzie, zdaje sie, okolo tysiaca mil. (Alicja uczyla sie wielu podobnych rzeczy w szkole. Nie byla to co prawda chwila na popisywanie sie wiedza, no i imponowac nie bylo komu. Uznala jednak, ze mala "powtorka" bywa czasami pozyteczna)."Tak, wydaje mi sie, ze to bedzie wlasnie tysiac mil. Ciekawe, pod jaka szerokoscia i dlugoscia geograficzna obecnie sie znajduje". (Alicja nie imala najmniejszego pojecia, co oznacza "dlugosc" lub "szerokosc geograficzna", ale slowa te wydaly jej sie dzwieczne i pelne madrosci).Tymczasem rozmyslala dalej:"Chcialabym wiedziec, czy przelece cala ziemie na wylot. Jakie to bedzie smieszne, kiedy znajde sie naraz wsrod ludzi chodzacych do gory nogami. Zapytam ich o nazwe kraju, do ktorego przybylam. "Przepraszam pania bardzo, czy to Nowa Zelandia, czy Australia?" (Tu Alicja usilowala dygnac, ale sprobujcie to zrobic w takich warunkach. Czy sadzicie, ze Wam sie to uda?)"I co oni sobie o mnie pomysla? Chyba ze jestem glupia. Nie, juz lepiej nie pytac. Moze zobacze gdzies jaki napis".W dol, w dol, wciaz w dol. Nie bylo nic do roboty, wiec Alicja zabawiala sie nadal rozmowa z sama soba:"Jacek bedzie tesknil za mna dzis wieczorem". (Jacek byl to kot). "Mam nadzieje, ze w domu nie zapomna dac mu mleka na podwieczorek. Kochany, najdrozszy Jacku! Gdybym cie teraz miala przy sobie! Obawiam sie, co prawda, ze w powietrzu nie ma myszy, ale moglbys chwytac nietoperze, a gacki bardzo przypominaja myszy. Ale czy Jacek zjadlby gacka?"Tu Alicji zachcialo sie nagle spac i zaczela powtarzac na wpol sennie: "Czy Jacek zjadlby gacka? Czy Jacek zjadlby gacka?", a czasami: "Czy gacek zjadlby Jacka?" Tak czy inaczej, nie umiala odpowiedziec na te pytania, bylo jej wiec wlasciwie wszystko jedno. Wreszcie poczula, ze zasypia. Snilo jej sie, ze jest na spacerze z Jackiem i ze mowi do niego bardzo groznie: "Powiedz mi teraz cala prawde, Jacku, czys ty kiedy zjadl nietoperza?" I nagle - tym razem juz na jawie - Alicja usiadla miekko na stosie chrustu i suchych lisci. Spadanie skonczylo sie.Alicja nie potlukla sie ani troche i po chwili byla juz na nogach. Spojrzala w gore, lecz panowaly tam straszne ciemnosci. Przed nia ciagnal sie znowu dlugi korytarz. W dali spostrzegla pedzacego Bialego Krolika. Nie bylo ani chwili do stracenia.Puscila sie wiec w pogon za Krolikiem i przed jednym z zakretow korytarza uslyszala jego zdyszany glosik:-O, na moje uszy i bokobrody, robi sie strasznie pozno!Byla juz zupelnie blisko, ale za zakretem Bialy Krolik znikl w sposob niewytlumaczony. Alicja znalazla sie w podluznej, niskiej sali z dlugim rzedem lamp zwisajacych z sufitu.Rozejrzala sie dokola i spostrzegla mnostwo drzwi. Usilowala otworzyc kazde z nich po kolei, ale wszystkie byly zaryglowane. Zasmucona, odeszla wiec ku srodkowi sali, stracila bowiem nadzieje, ze sie kiedykolwiek stad wydostanie.Nagle znalazla sie przed stolikiem na trzech nogach, zrobionym z grubego szkla. Na stoliku lezal malenki, zloty kluczyk. Alicja ucieszyla sie myslac, iz otwiera on jakies drzwi. Niestety. Czy zamki byly zbyt wielkie, czy kluczyk zbyt maly, dosc ze nie pasowal on nigdzie. Obchodzac sale po raz drugi, Alicja zauwazyla jednak cos, czego nie dostrzegla przedtem: zaslone, za ktora znajdowaly sie drzwi niespelna polmetrowej wysokosci. Przymierzyla zloty kluczyk i przekonala sie z radoscia, ze pasuje.Drzwiczki prowadzily do korytarzyka niewiele wiekszego od szczurzej nory. Alicja uklekla i przez korytarzyk ujrzala najpiekniejszy chyba na swiecie ogrod. Jakze pragnela przechadzac sie tam wsrod slicznych kwietnikow i orzezwiajacych wodotryskow! ale jak tu o tym marzyc, skoro nie potrafilaby wsunac przez norke nawet glowy. "A zreszta, gdyby nawet moja glowa dostala sie do ogrodu, nie na wiele by sie zdala bez ramion i reszty. Och, gdybym mogla zlozyc sie tak jak teleskop*. Moze bym nawet i umiala, ale jak sie do tego zabrac?" (Alicja bowiem doznala ostatnio tylu niezwyklych wrazen, ze nic nie wydawalo sie jej niemozliwe).Dluzej stac pod drzwiczkami nie mialo sensu. Wrocila wiec do stolika z niejasnym przeczuciem, ze znajdzie na nim nowy kluczyk albo chociaz przepis na skladanie ludzi na wzor teleskopow. Tym razem na stoliku stala buteleczka("Na pewno nie bylo jej tu przedtem" - pomyslala Alicja) z przytwierdzona do szyjki za pomoca nitki karteczka. Alicja przeczytala na niej pieknie wykaligrafowane slowa: Wypij mnie.Latwo powie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl