[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SZOŁEM ALEJCHEM
Z JARMARKU
DZIEJE TEJ KSIĄŻKI W SKRÓCIE
Los książki podobny jest do losu człowieka. Musi ona przejść wszystkie męki
piekielne, nim ujrzy światło Boże.
Z jarmarku
nie ma jeszcze roku. Dziś dopiero książka ukazała się drukiem. Za sobą
ma jednak sporą historię. Pozwólcie, że ją wam opowiem w kilku słowach.
Pierwszy, który natchnął mnie ideą wiernego opisania życia ludu żydowskiego w
diasporze w minionym pięćdziesięciu, był nie kto inny, ale właśnie zwykły, prosty Żyd. Taki
Żyd dnia powszedniego, którego nieżyjący już poeta I.L. Gordon obdarzył honorowym
tytułem „Szanowny Czytelnik”. Obecnie mieszka on w Ameryce. To wielki miłośnik
literatury żydowskiej. Naprawdę nazywa się Abraham Elijahu Lubarski. Jako mój wyznawca i
wierny przyjaciel przybył on przed kilki laty do Szwajcarii, aby podsunąć mi plan
następujący: w związku z tym, że przeżyłem całą epokę i wyrosłem, można śmiało
powiedzieć, wraz z żydowską literaturą ludową, byłoby ze wszech miar wskazane, bym wziął
na siebie ciężar odzwierciedlenia tej epoki w formie dużej powieści. Myśl ta zaczęła
kiełkować w mojej głowie, wziąłem się do roboty. Wybrałem jednak inną formę. Formę
powieści biograficznej.
Minęło kilka lat pracy. Książka rosła. Rozdział za rozdziałem. Co z tego jednak
wynikło? Książka nie lubi leżeć bezczynnie. Książka lubi, aby ją drukowano i czytano. Kiedy
doszło do druku, okazało się, że nie ma gdzie drukować. Nie stać żydowskiego pisarza, by
drukować na koszt własny. Drukować w czasopiśmie? Do tego żydowska literatura jeszcze
nie dorosła. Po prostu nie ma odpowiedniego, jak u innych szanujących się narodów,
miesięcznika. Z ciężkim sercem musiałem nieraz odkładać pisanie. Trwało to dość długo,
dopóki losy nie rzuciły mnie do drugiej ojczyzny - do Ameryki. I oto minął dopiero rok, a już
przeniosłem się z moim dziełem do drugiego mieszkania. I tu dopiero wydawnictwo Wahrheit
uznało za celowe wydać dwa pierwsze tomy
Z jarmarku.
Widząc swoje myśli wyrażone drukiem, autor nabiera odwagi do kontynuowania
swego marszu po obranej drodze. A droga jest jeszcze długa. Epoka dopiero zaczyna się
kształtować. Obrazy dopiero zaczynają nabierać kolorów. Wydarzenia powoli rozwijają się, a
postacie, zarówno te, które dawno już zniknęły, jak też te, które jeszcze żyją, postacie ze
wszech miar godne szacunku, proszą, aby je rzucono na papier...
Miejmy nadzieję, że doprowadzimy naszą pracę do końca.
Nowy Jork, luty 1916
1.
PO CO POWIEŚĆ, KIEDY SAMO ŻYCIE JEST POWIEŚCIĄ?
Dlaczego właśnie
Z jarmarku?
Rodzaj wstępu. Dlaczego autor wziął się do pisania
autobiografii? Szotem Alejchem - pisarz opowiada o dziejach Szotem Ałejchema - człowieka
„Z jarmarku” może również znaczyć „z życia”, bo życie jest podobne do jarmarku.
Każdy jest skory do porównywania ludzkiego życia z czymkolwiek. Pewien stolarz na
przykład powiedział kiedyś: - Człowiek jest jak stolarz. Stolarz żyje, żyje, a potem umiera.
Tak też bywa z człowiekiem. - Od szewca słyszałem, że życie człowieka podobne jest do pary
butów. Kiedy podeszwy są już zdarte, to znaczy koniec. Pora głowie do piachu. Zupełnie
naturalne będzie, jeśli furman przyrówna człowieka, nie przymierzając, do konia. Dlatego nie
dziw, że takiemu jak ja człowiekowi, który przetarabanił już pół setki lat, a teraz zabrał się do
opisania swego życia, wpadło do głowy przyrównać własną przeszłość do jarmarku.
Prawda jednak nie przedstawia się dokładnie tak; kiedy mówi się „z jarmarku”, to ma
się na myśli drogę powrotną albo wrażenia wyniesione z wielkiego jarmarku. Człowiek, kiedy
wybiera się na jarmark, jest pełen nadziei. Spodziewa się znaleźć tam jakieś nadzwyczajne
towary. Leci więc na ten jarmark jak strzała z łuku. Mknie jak szalony. Nie zaczepiajcie go
wtedy. On nie ma czasu! Gdy wraca z jarmarku, wie już, co kupił. Wtedy ma czas. Może już
ochłonąć, może też zdać relację ze swoich osiągnięć. Może opowiadać powolutku, nie
śpiesząc się, o wszystkim. Z kim się na jarmarku spotkał, co widział i co słyszał.
Wiele razy moi przyjaciele nagabywali mnie i pytali, dlaczego nie zabrałem się do
opisywania mego życia. Posłuchałem więc rad moich przyjaciół i nieraz chwytałem za pióro,
ale zawsze je odkładałem, aż... nadeszła odpowiednia pora. Miałem zaszczyt, nim stuknęło mi
pięćdziesiąt lat, spotkać się twarzą w twarz ze śmiercią w jej całym majestacie. Nie były to
żarty. O mało co nie przeniosłem się tam, skąd listu nie napiszesz, paczki nie prześlesz, ba,
nawet pozdrowienia nie można przekazać. Jednym słowem, było ze mną krucho, godziny
moje były policzone. Wtedy powiedziałem sobie: - Teraz jest odpowiednia pora. Siądź i pisz,
nikt nie zna bowiem dnia ni godziny. Umrzesz, to przyjdą ludzie, którzy będą uważali, że cię
znali i poznali. Wymyślą o tobie różne cuda, o których filozofom się nie śniło. Na co ci to?
Czyż nie lepiej, abyś sam to zrobił? Ty siebie znasz lepiej niż inni. Opowiedz o sobie. Napisz
swoją biografię!
Łatwo powiedzieć: „napisz autobiografię”.
Napisz życiorys, historię prawdziwą, a nie wydumaną. Równa się to złożeniu
czytelnikom sprawozdania z całego życia. Taka spowiedź przed całym światem. Wiecie, co
wam powiem?
Autobiografia i testament to jakby jedno i to samo. To po pierwsze. Po drugie zaś, jest
to trudne zadanie dla człowieka, który ma mówić o sobie. Niełatwo jest wznieść się do
poziomu wykluczającego subiektywizm, pozwalającego uniknąć pokusy odmalowania siebie
w różowych barwach, przedstawiania siebie samego jako wspaniałego młodzieńca, którego
tylko głaskać i chwalić. Z tego to powodu wybrałem szczególną formę autobiografii -
mianowicie formę powieści biograficznej. Znaczy to, że będę mówił o sobie jakby o osobie
trzeciej. Ja, Szołem Alejchem - pisarz, opowiem wam prawdziwe dzieje Szołema Alejchema -
człowieka.
Zrobię to bez ceregieli, bez zbędnych upiększeń i przyozdobień, którymi posługiwałby
się zapewne człowiek postronny, obcy pisarz. Zrobię to jak człowiek, który z bohaterem był
wszędzie. Razem z nim przeszedł przez wszystkie siedem kręgów piekła. A opowiem wam tę
historię po troszeczku, kawałkami. Podzielę powieść na poszczególne epizody. Epizod za
epizodem.
A Ten, który daje człowiekowi siłę, aby zapamiętał wszystko, co z nim w życiu się
wydarzyło, niech mnie wesprze, żebym nie uronił ani jednej sprawy, ani jednego wydarzenia
godnego uwagi, żebym nie pominął ani jednej osoby spotkanej na tym wielkim jarmarku, w
którym uczestniczyłem przez pięćdziesiąt lat mego życia.
2.
MIASTO
Małe miasteczko Woronka - coś w rodzaju Kasrylewki. Legenda z czasów Mazepy,
stara bóżnica, stary cmentarz, dwa jarmarki.
Bohater naszej powieści biograficznej wyrósł i wychował się w Kasrylewce, mieście
znanym już trochę na świecie. Leży ono, jeśli jesteście ciekawi, na Ukrainie, w guberni
połtawskiej, niedaleko starego, historycznego miasta Perejasław. A nazywa się w istocie nie
Kasrylewka, lecz Woronka. Proszę to sobie zanotować.
Właściwie powinienem był wymienić nazwę miejscowości, w której się, urodził nasz
bohater. Powinienem też podać datę jego urodzin. Tak postępują wszyscy autorzy powieści
biograficznych. Wyznam wam jednak, że mnie te dane nie interesują. Mnie interesuje tylko
malutka Kasrylewka, czyli Woronka. Żadne bowiem inne miasto na świecie tak głęboko nie
wryło się w pamięć mojego bohatera jak ta błogosławiona Kasrylewka - Woronka. Żadne też
miasto nie znalazło w jego oczach tyle uznania, nie miało tyle wdzięku. Nigdy jej nie
zapomniał i nigdy nie zapomni.
A prawdę powiedziawszy, które miasto na świecie, począwszy od Odessy, Paryża,
Londynu a na Nowym Jorku skończywszy, może się poszczycić tak długim i szerokim
rynkiem? Takim rynkiem pełnym sklepów i straganów żydowskich, pełnym stołków i
stolików, kramów, na których piętrzą się całe góry świeżych, pachnących jabłek i gruszek,
melonów i kawonów. Kozy i świnie mają na nie wciąż chrapkę. Przekupki toczą ze
zwierzętami nieustanne boje. My zaś, chłopcy chederowi, dopiero mamy chrapkę na te
wszystkie przysmaki! Chcielibyśmy je zdobyć, ale nie da rady.
Jakie inne miasto posiada równie starą, pochyloną bóżnicę z tak piękną Arką o
kunsztownej skrzynce? Zdobią ją dwa wyrzeźbione lwy. Wyglądałyby jak ptaki, gdyby nie te
długie języki i rogi - szofary trzymane w paszczy. - W tej to bóżnicy - opowiadają starzy
Żydzi - zamknęli się kiedyś nasi dziadowie w obawie przed Mazepą, oby imię jego sczezło.
Trzy doby siedzieli tam w tałesach i tefilin i odmawiali psalmy. Dzięki temu uratowali się od
niechybnej śmierci. - Ci sami Żydzi opowiadają, że stary rabin pobłogosławił tę bóżnicę, aby
nigdy nie padła ofiarą płomieni. I nie pali się, nawet przy największym pożarze.
A które miasto posiada łaźnię położoną na stoku góry, tuż nad brzegiem rzeki? Jakie
inne miasto ma studnię, której woda nie ulega wyczerpaniu? A sama rzeka? Gdzie jeszcze na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl