[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alistair MacLean
Przełęcz złamanego serca.
Â
Â
Â
OSOBY
             John Deakin . . . . . . . . . . . . . . . .             rewolwerowiec
             Pułkownik Claremont . . . . . . . . oficer kawalerii
             Pułkownik Fairchild . . . . . . . . .             komendant Fortu Humboldta
             Gubernator Fairchild . . . . . . . . .             gubernator stanu Nevada
             Marika Fairchild . . . . . . . . . . . .             bratanica gubernatora
                                                                                                   i córka pułkownika
             Major O'Brien . . . . . . . . . . . . . .              adiutant gubernatora
             Nathan Pearce . . . . . . . . . . . . . .              szeryf
             Sepp Calhoun . . . . . . . . . . . . . .              osławiony bandyta
             Biała Ręka . . . . . . . . . . . . . . . . .             wódz Pajutów
             Garrity . . . . . . . . . . . . . . . . . . .              hazardzista
             Wielebny Theodore Peabody . .  przyszły kapelan Virginia Cit
             Doktor Molyneux . . . . . . . . . . .             lekarz wojskowy
             Chris Banlon . . . . . . . . . . . . . . .              maszynista
             Carlos . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .             kucharz
             Henry . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .              kelner
             Bellew . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .             sierżant
             Devlin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .             hamulcowy
             Rafferty . . . . . . . . . . . . . . . . . . .             żołnierz
             Ferguson, Carter, Simpson . . . .              telegrafiści wojskowi
             Benson, Carmody, Harris . . . . .              bandyci mniejszego kalibru
                                     Kapitan Oakland,
             Porucznik Newell  . . . . . . . . . .    występują biernie, choć nie
                                                                         bez znaczenia dla akcji
OSOBY
John Deakin . . . . . . . . . . . . . . Pułkownik Claremont . . . . . . . . . Pułkownik Fairchild . . . . . . . . . Gubernator Fairchild . . . . . . . . . Marika Fairchild . . . . . . . . . . . .
Major O'Brien . . . . . . . . . . . . . Nathan Pearce . . . . . . . . . . . . . Sepp Calhoun . . . . . . . . . . . . . Biała Ręka . . . . . . . . . . . . . . . Garrity . . . . . . . . . . . . . . . . Wielebny Theodore Peabody . . . . Doktor Molyneux . . . . . . . . . Chris Banlon . . . . . . . . . . . Carlos . . . . . . . . . . . . . . . . . Henry.................. Bellew . . . . . . . . . . . . . . . . . Devlin . . . . . . . . . . . . . . . . . Rafferty . . . . . . . . . . . . . . . . . Ferguson, Carter, Simpson . . . . . Benson, Carmody, Harris . . . . . . Kapitan Oakland,
porucznik Newell . . . . . . . . . . .
rewolwerowiec oficer kawalerii
komendant Fortu Humboldta gubernator stanu Nevada bratanica gubernatora
i córka pułkownika adiutant gubernatora szeryf
osławiony bandyta wódz Pajutów hazardzista przyszły kapelan Virginia City . lekarz wojskowy
maszynista kucharz kelner sierżant hamulcowy żołnierz telegrafiści wojskowi bandyci mniejszego kalibru
występują biernie, choć nie bez znaczenia dla akcji
Â
Â
osadzenie akcji niniejszej książki w roku 1893 podyktowały następujące wydarzenia:
Â
             gorączka złota w Kalifornii . . . . . . . . . . . . . . . . . .             1855-75
             odkrycie pokładów złota w Comstock . . . . . . . . . . .             1859
             buunty Indian w Nevadzie . . . . . . . . . . . . . . . . . . .             1860-80
             proklamowanie stanu Nevada . . . . . . . . . . . . . . . . .             1864
             zakończenie budowy kolei Union Pacific . . . . . . . . . .             1869
             odkrycie wielkiej żyły złota w kopalni Bonanza . . . . .1873
             epidemia cholery w Górach Skalistych . . . . . . . . . . .             1873
skonstruowanie pierwszego karabinu powtarzalnego            Â
             typu „Winchester" . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .             1873
-              założenie Uniwersytetu Stanu Nevada (w Elko) . . . . . .             1873
             Katastrofalny pożar w Lake's Crossing            Â
             od 1879 roku zwanym Reno) . . . . . . . . . . . . . . . . .             1873
notabene: WysyÅ‚anie wojska do zwalczania epidemii cholery jest tylkÂo ~.-a z pozoru dziwne - w Nevadzie sÅ‚użbÄ™ zdrowia zorganizowano dopiero w roku 1893.
Â
RozdziaÅ‚ pierwszyÂ
Bar hotelu w Reese City, górnolotnie nazwanego „Imperial", zionÄ…Å‚ atmosferÄ… porażki i rozkÅ‚adu, bezbrzeżnÄ… tÄ™sknotÄ… za Å›wietnoÅ›ciÄ… dni minionych, dni, które odeszÅ‚y na zawsze. Z popÄ™kanych i brudnych Å›cian, tu i ówdzie otynkowanych, spoglÄ…daÅ‚y wyblakÅ‚e podobizny osobÂników z sumiastymi wÄ…sami, nieodparcie kojarzÄ…ce siÄ™ z szajkÄ… banÂdytów. Brak napisu „Poszukiwany" pod wizerunkami zakrawaÅ‚ na iroÂniÄ™. ObÅ‚upane deski, które udawaÅ‚y podÅ‚ogÄ™, byÅ‚y niemiÅ‚osiernie wypaczone, ich barwa zaÅ› pozwalaÅ‚a przypuszczać, że Å›ciany odmaloÂwano wzglÄ™dnie niedawno. Liczne spluwaczki, w które nikt jakoÅ› nie trafiaÅ‚, dawaÅ‚y siÄ™ zauważyć goÅ‚ym okiem, czego nie można powiedzieć o choćby najmniejszym nie zaÅ›mieconym kawaÅ‚ku podÅ‚ogi - pod nogami walaÅ‚y siÄ™ setki niedopaÅ‚ków, a wypalone Å›lady na deskach Å›wiadczyÅ‚y niezbicie, że palacze nie zawracali sobie gÅ‚owy gaszeniem cygar. Klosze lamp naftowych, podobnie jak sufit, byÅ‚y czarne od sadzy, a wiszÄ…ce nad szynkwasem dÅ‚ugie lustro upstrzone przez muchy. StruÂdzonemu podróżnikowi. szukajÄ…cemu schronienia bar oferowaÅ‚ jedynie caÅ‚kowity brak higieny, nastrój kraÅ„cowej dekadencji i obezwÅ‚adniajÄ…Âce poczucie przygnÄ™bienia i rozpaczy.
Nie inaczej prezentowaÅ‚a siÄ™ klientela lokalu, doskonale pasujÄ…ca do ogólnej atmosfery. Przeważali nieprzyzwoicie wiekowi, apatyczni byÂwalcy, obdarci i nie ogoleni. Wszyscy jak jeden mąż kontemplowali niewesoÅ‚Ä… i beznadziejnÄ… przyszÅ‚ość przez dno szklanek z whisky. Samotny barman - krótkowzroczny jegomość w siÄ™gajÄ…cym po pachy fartuchu, który, przewidujÄ…c kÅ‚opoty z pralniÄ…, przezornie ufarbowaÅ‚ na czarno w zamierzchÅ‚ej przeszÅ‚oÅ›ci - wyraźnie podzielaÅ‚ podÅ‚y nastrój. TrzymaÅ‚ w rÄ™ku pamiÄ™tajÄ…cÄ… lepsze czasy Å›cierkÄ™, na której od biedy można by siÄ™ doszukać Å›ladów bieli, i z ponurÄ… minÄ… usiÅ‚owaÅ‚ doÂprowadzić do poÅ‚ysku straszliwie popÄ™kanÄ… i wyszczerbionÄ… szklankÄ™.
PorwaÅ‚ siÄ™ z motykÄ… na sÅ‚oÅ„ce. Jego Å›lamazarne ruchy przywodziÅ‚y na myÅ›l wskrzeszonego nieboszczyka, który zapadÅ‚ na artretyzm. Hotel „Imperial" i współczesne mu hulaszcze, goÅ›cinne i przytulne zajazdy wiktoriaÅ„skiej Anglii, znane z kart powieÅ›ci Dickensa, dzieliÅ‚a nieÂprzebyta przepaść.
W caÅ‚ym barze istniaÅ‚a tylko jedna oaza życia towarzyskiego. Wokół stoÅ‚u przy samych drzwiach rozsiadÅ‚o siÄ™ sześć osób. Trzy z nich zajmowaÅ‚y biegnÄ…cÄ… wzdÅ‚uż Å›ciany Å‚awÄ™ z wysokim oparciem. SiedzÄ…Âcy poÅ›rodku mężczyzna niewÄ…tpliwie graÅ‚ pierwsze skrzypce przy stole. Wysoki i szczupÅ‚y, nosiÅ‚ mundur puÅ‚kownika kawalerii Stanów Zjednoczonych. OgorzaÅ‚a twarz i „kurze Å‚apki" pod oczami zdradzaÅ‚y czÅ‚owieka, który dużo przebywa na sÅ‚oÅ„cu. MiaÅ‚ okoÅ‚o pięćdziesiÄ™ciu lat, orli nos, inteligentnÄ… twarz i bujne, zaczesane do tyÅ‚u wÅ‚osy, a ponadto - rzecz na owe czasy niezwykÅ‚a - byÅ‚ gÅ‚adko ogolony. WÅ‚aÅ›nie patrzyÅ‚ z niechÄ™ciÄ… na mężczyznÄ™ stojÄ…cego po drugiej stronie stoÅ‚u.
Człowiek ten, olbrzymi ponurak ubrany od stóp do głów na czarno, nosił czarny, cienki jak kreska wąsik, a na piersi miał błyszczącą odznakę szeryfa.
   - Ależ puÅ‚kowniku Claremont! - protestowaÅ‚. - W tych okoliczÂnoÅ›ciach...
   - Przepisy sÄ… przepisami - przerwaÅ‚ mu Claremont uprzejmie, acz ostrym i ciÄ™tym tonem, który znakomicie pasowaÅ‚ do jego powierzchoÂwnoÅ›ci. - Sprawy wojskowe leżą w gestii wojska, a w gestii cywilów - cywilne. Å»aÅ‚ujÄ™, szeryfie...
- Pearce. Nathan Pearce.
- A tak, oczywiście. Przepraszam, powinienem wiedzieć, jak pan się nazywa. - Claremont potrząsnął głową ze skruchą, lecz w jego głosie nie było śladu skruchy, kiedy mówił dalej: - Nasz pociąg wiezie wojsko. Cywile nie mogą nim podróżować... chyba że mają specjalne zezwolenie z Waszyngtonu.
- Czyż nie pracujemy wszyscy dla rządu federalnego? - zapytał Pearce łagodnie.
- W świetle przepisów wojskowych, nie.
- Rozumiem - bÄ…knÄ…Å‚ szeryf, choć najwyraźniej nic nie rozumiaÅ‚. Powoli, z namysÅ‚em, zlustrowaÅ‚ pozostaÅ‚Ä… piÄ…tkÄ™ przy stole, w tym jednÄ… kobietÄ™. Nikt z nich nie nosiÅ‚ munduru. ZatrzymaÅ‚ wzrok na maÅ‚ym, chudym czÅ‚owieczku w surducie i koloratce, którego wysokie czoÅ‚o Å›cigaÅ‚o szybko ustÄ™pujÄ…ce pola wÅ‚osy. Duchowny, o wiecznie wylÄ™kÂnionej twarzy, wierciÅ‚ siÄ™ teraz niespokojnie pod badawczym spojÂrzeniem szeryfa, a jego wydatne jabÅ‚ko Adama poruszaÅ‚o siÄ™ w górÄ™ i w dół, jak gdyby bez przerwy przeÅ‚ykaÅ‚ Å›linÄ™.
- Wielebny Theodore Peabody ma zarówno specjalne zezwolenie, jak i kwalifikacje - wyjaÅ›niÅ‚ sucho Claremont. ByÅ‚o jasne, że szacunek puÅ‚kownika dla pastora ma swoje granice. - Jego krewny jest osobisÂtym sekretarzem prezydenta. Wielebny Peabody bÄ™dzie kapelanem w Virginia City.
- Kim?! - Pearce z niedowierzaniem przeniósÅ‚ wzrok z pastora na Claremonta. - Chyba zwariowaÅ‚! DÅ‚użej by siÄ™ uchowaÅ‚ wÅ›ród Pajutów. Peabody zwilżyÅ‚ jÄ™zykiem wargi, a jego grdyka znów zaczęła podÂskakiwać.
- Ale... ale podobno Pajuci natychmiast zabijają każdego białego, który im wpadnie w ręce - wyjąkał.
- Nie tak natychmiast. Zwykle robią to powolutku - pocieszył go szeryf i spojrzał na zwalistego, pękatego mężczyznę, który siedział obok pastora. Nosił on garnitur w krzykliwą kratę, miał wydatne, odpowiadające jego budowie szczęki i uśmiechał się wylewnie.
- Doktor Edward Molyneux, szeryfie, do usług - przedstawił się tubalnym głosem.
- Domyślam się, że pan też jedzie do Virginia City. Czeka tam pana sporo roboty... głównie wystawianie aktów zgonu. Szkoda tylko, że rzadko kiedy powodem zejścia będą przyczyny naturalne.
- Nie dla mnie te jaskinie grzechu - odparł Molyneux pogodnie. - Ma pan przed sobą nowo mianowanego lekarza Fortu Humboldta. Tyle że nie znaleźli jeszcze dla mnie munduru.
Pearce skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, odmówiÅ‚ sobie paru nasuwajÄ…cych siÄ™ komenÂtarzy i znowu przesunÄ…Å‚ wzrok.
- Oszczędzę panu zachodu z przesłuchiwaniem wszystkich po kolei - odezwał się Claremont z lekka poirytowanym głosem. - Alę nie dlatego, że ma pan prawo wiedzieć. Ot, tak ze zwykłej uprzejmości. - Nie sposób ocenić, czy ta nagana była zamierzona i czy odniosła skutek.
             Pułkownik wskazał na swego sąsiada po prawej ręce - mężczyznę o patriarchalnym wyglądzie
i falujących siwych włosach. Nosił on wąsy i brodę. Mógłby ni stąd, ni zowąd wejść do gmachu senatu Stanów Zjednoczonych i zająć miejsce na sali obrad, a nikt by nawet nie mrugnął. Gdyby nie broda, byłby uderzająco podobny do Marka Twaina.
- Zna pan zapewne gubernatora Nevady, pana Fairchilda - rzekł Claremont.
9
             Pearce skÅ‚oniÅ‚ gÅ‚owÄ™ i z niejakim zainteresowaniem spojrzaÅ‚ na mÅ‚odÄ…, dwudziestokilkuletniÄ… kobietÄ™ siedzÄ…cÄ… po lewej rÄ™ce puÅ‚kowÂnika. MiaÅ‚a bladÄ… cerÄ™ i niezwykle czarne, zamglone oczy. Jej mocno Å›ciÄ…gniÄ™te wÅ‚osy, prawie niewidoczne spod pilÅ›niowego kapelusza o szerokim rondzie, byÅ‚y również czarne. SiedziaÅ‚a skulona, owiniÄ™ta szczelnie w szary pÅ‚aszcz o tym samym odcieniu co kapelusz - wÅ‚aÅ›Âciciel hotelu „Imperial" uważaÅ‚, że jego dochody nie pozwalajÄ… na takÄ… rozrzutność, jak zakup drewna na opaÅ‚.
- Panna Marika Fairchild, bratanica gubernatora.
- Ach tak? - Pearce oderwał wzrok od dziewczyny i spojrzał na pułkownika. - Pewnie nowy kwatermistrz? - zadrwił.
Panna Fairchild jedzie do ojca, komendanta Fortu Humboldta - wyjaśnił Claremont zwięźle. - Starsi rangą oficerowie mają ten przywilej. - Skinął ręką w lewo. - A to adiutant gubernatora i oficer łącznikowy, major Bernard O'Brien. Major...
Przerwał w pół zdania i popatrzył z zaciekawieniem na Pearce'a, który przyglądał się O'Brienowi - tęgiemu mężczyźnie o pulchnej, opalonej i wesołej twarzy.
O'Brien również przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ Pearce'owi z rosnÄ…cym zainteresowaÂniem. Wreszcie, poznajÄ…c go, zerwaÅ‚ siÄ™ na równe nogi. UÅ›miechniÄ™ci od ucha do ucha, obaj skoczyli ku sobie z wyciÄ…gniÄ™tymi rÄ™kami. Åšciskali siÄ™ i klepali po plecach jak bracia, którzy odnaleźli siÄ™ po latach rozÅ‚Ä…ki. Stali bywalcy hotelu „Imperial" obserwowali ich ze zdumieÂniem - nawet najstarszy z nich nie pamiÄ™taÅ‚, by szeryf Nathan Pearce kiedykolwiek okazaÅ‚ choćby cieÅ„ wzruszenia.
- Sierżant Pearce! - wykrzyknął O'Brien rozpromieniony. - Jak mogłem nie skojarzyć od razu?! Nathan Pearce we własnej osobie! W życiu bym cię nie poznał. Człowieku, pod Chattanooga miałeś brodę...
- Prawie tak długą jak ty, poruczniku.
- Majorze - poprawiÅ‚ go O'Brien z udanÄ… powagÄ… i dodaÅ‚ ze smutkiem: - Awans nierychliwy, ale sprawiedliwy. A niech mnie... Nathan Pearce! Najlepszy zwiadowca w caÅ‚ej armii, najwiÄ™kszy pogromÂca Indian, najszybszy rewolwer...
- Z wyjątkiem ciebie, majorze - wtrącił sucho szeryf. - Pamiętasz, jak... - i zapominając o reszcie towarzystwa, dziarskim krokiem ruszyli objęci do szynkwasu.
Tandetny przepych tego koszmarka projektanckiego byÅ‚ tak niebyÂwaÅ‚y, że wÅ‚aÅ›ciwie zasÅ‚ugiwaÅ‚ na podziw. Szynkwas tworzyÅ‚y trzy ogroÂmne - i ogromnie ciężkie - podkÅ‚ady kolejowe, osadzone bez żadÂnego zabezpieczenia na dwóch kozÅ‚ach, na oko niezdolnych udźwignąć nawet drobnej części ciężaru, jakim je obarczono. NiegdyÅ› klasycznÄ… prostotÄ™ tego projektu ukrywaÅ‚o zielone linoleum na wierzchu i wiszÄ…Âce z trzech stron aksamitne zasÅ‚ony, siÄ™gajÄ…ce podÅ‚ogi. Ale czas nieÂubÅ‚aganie rozprawiÅ‚ siÄ™ zarówno z linoleum, jak z aksamitem i obecnie każdy mógÅ‚ podziwiać tajemnicÄ™ zamysÅ‚u projektanta.
Pearce nie zląkł się wątłej konstrukcji szynkwasu. Bez wahania oparł na nim łokcie i dał stosowny znak czyścicielowi szklanek. Dwaj znajomi pogrążyli się w cichej rozmowie.
Przy stole koło drzwi nikt nie zabierał głosu. Po chwili Marika Fairchild przerwała milczenie.
- Co miaÅ‚ na myÅ›li szeryf mówiÄ…c „z wyjÄ…tkiem ciebie"? - zapytaÅ‚a ze zdziwieniem. - Rozmawiali o tropieniu, walce z Indianami, o strzelaÂniu, a przecież major potrafi tylko wypeÅ‚niać formularze, Å›piewać irlandzkie piosenki, opowiadać te swoje okropne anegdoty i... i...
- I zabijać sprawniej niż ktokolwiek ze znanych mi ludzi, prawda, gubernatorze?
- Prawda. - Gubernator oparÅ‚ dÅ‚oÅ„ na ramieniu bratanicy. - Moja droga, podczas wojny secesyjnej O'Brien należaÅ‚ do tych oficerów Unii, którzy otrzymali najwyższe odznaczenia. Trzeba na wÅ‚asne oczy zobaczyć, jak radzi sobie ze strzelbÄ… czy rewolwerem, żeby w to uwierzyć. Major O'Brien jest moim adiutantem, to prawda, ale adiutantem bardzo szczególÂny. W tych górskich stanach polityka - a w koÅ„cu jestem politykiem - przybiera czasami postać, jak by to powiedzieć... przemocy fizycznej. Dopóki jednak mam go przy sobie, mogÄ™ spać spokojnie.
- KtoÅ› mógÅ‚by ciÄ™ skrzywdzić? Chcesz powiedzieć, że masz wrogów? - Wrogów! - Gubernator nieomal parsknÄ…Å‚. - Znajdź mi guberÂnatora na zachód od Missisipi, który twierdzi, że ich nie ma, a pokażę ci wierutnego kÅ‚amcÄ™.
Marika spojrzała na niego niepewnie i z niedowierzaniem przeniosła wzrok na szerokie bary stojącego przy szynkwasie O'Briena. Chciała coś powiedzieć, lecz rozmyśliła się, bo major i szeryf odwrócili się i ze szklankami w rękach ruszyli do stołu. Rozmawiali teraz z ożywieniem. O'Brien starał się uspokoić rozdrażnionego przyjaciela.
-- Do diabła, O'Brien - mówił szeryf - wiesz przecież, co to za jeden, ten Sepp Calhoun. Morderca, który rabował dyliżanse i pociągi, podżegał do wojen, sprzedawał Indianom broń i alkohol...
- Wszyscy wiemy, co to za jeden - przerwaÅ‚ mu major pojednawÂczo. - Nikt bardziej od niego nie zasÅ‚użyÅ‚ sobie na stryczek. I bÄ™dzie wisiaÅ‚.
- Tyle że najpierw musi wpaść w ręce jakiegoś przedstawiciela prawa. Tutaj ja reprezentuję prawo, a nie ty i to twoje wojsko. Calhoun siedzi teraz w areszcie Fortu Humboldta. Ja tylko chcę go tu sprowadzić, nic więcej. Pojadę tam waszym pociągiem, a wrócę jakimś innym.
- SÅ‚yszaÅ‚eÅ›, Nathan, co powiedziaÅ‚ puÅ‚kownik. - ZakÅ‚opotany i skrÄ™Âpowany O'Brien zwróciÅ‚ siÄ™ do Claremonta: - Jak pan sÄ…dzi, czy moglibyÅ›my odesÅ‚ać tego przestÄ™pcÄ™ do Reese City pod eskortÄ…?
- Da się załatwić - odparł Claremont bez wahania. Pearce zmierzył go wzrokiem.
- Czy mi się zdawało, czy sam pan twierdził, że ta sprawa nie leży w gestii wojska? - wycedził zimno.
- Bo i nie leży. Robię panu tylko grzeczność. Wóz albo przewóz, szeryfie. - Oficer wyciągnął z kieszeni zegarek i spojrzał na niego z irytacją. - Nakarmiono już i napojono te przeklęte konie? Boże jedyny, dzisiejsze wojsko! Nikt nic nie zrobi, jeśli samemu wszystkiego się nie dopilnuje. - Wstał. - Wybaczy pan, gubernatorze, ale za pół godziny musimy ruszać. Zaraz wracam.
- No proszÄ™, rozkazuje mi, jakbym byÅ‚ na jego żoÅ‚dzie, choć póki co to spoÅ‚eczeÅ„stwo na mnie pÅ‚aci - zauważyÅ‚ Pearce po wyjÅ›ciu ClareÂmonta. - Pół godziny? - UjÄ…Å‚ O'Briena pod ramiÄ™ i poprowadziÅ‚ go do szynkwasu. - TrochÄ™ to maÅ‚o, żeby nadrobić te dziesięć lat.
- ChwileczkÄ™, panowie - zatrzymaÅ‚ ich gubernator Fairchild. SiÄ™gÂnÄ…Å‚ do teczki i wyciÄ…gnÄ…Å‚ zalakowanÄ… kopertÄ™. - Chyba o czymÅ› zapomnieliÅ›my, majorze?
- Wie pan, jak to jest, gdy dwaj towarzysze broni spotkają się po latach - usprawiedliwił się jego adiutant, wziął kopertę i podał ją Pearce'owi. - Szeryf z Ogden prosił, żeby ci to przekazać.
Pearce podziÄ™kowaÅ‚ skinieniem gÅ‚owy i ruszyÅ‚ z majorem do szynkÂwasu. Po drodze O'Brien rozejrzaÅ‚ siÄ™ od niechcenia. Jego uÅ›miechniÄ™te irlandzkie oczy niczego nie pominęły. W ciÄ…gu ostatnich piÄ™ciu minut nie zaszÅ‚a tam najmniejsza zmiana, nikt nawet nie drgnÄ…Å‚. ZdawaÅ‚o siÄ™, że starcy przy ladzie i stoÅ‚ach zastygli na wieki niczym postacie z gabiÂnetu figur woskowych. W tej samej chwili otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi i do baru weszÅ‚o piÄ™ciu mężczyzn. Bez sÅ‚owa zajÄ™li stół w gÅ‚Ä™bi sali. Jeden z nich wyciÄ…gnÄ…Å‚ taliÄ™ kart.
- Ruchliwe tu macie towarzystwo, nie powiem - zauważył O'Brien. - Całe ruchliwe towarzystwo, w tym także ci, których trzeba było podsadzić na konie, wyjechało kilka miesięcy temu, kiedy w Comstock odkryto żyłę złota. Zostali sami starcy, choć Bóg świadkiem, że i tych jest niewielu; w tych stronach mało komu udaje się dożyć starości.
WłóczÄ™dzy, pijacy, niedoÅ‚Ä™gi, nicponie. Ale nie narzekam. Reese City potrzebuje szeryfa do utrzymywania spokoju mniej wiÄ™cej tak, jak tutejszy cmentarz. - Pearce westchnÄ…Å‚ i uniósÅ‚ dwa palce na znak, że zamawia nastÄ™pnÄ… kolejkÄ™. WyciÄ…gnÄ…Å‚ nóż, rozciÄ…Å‚ nim kopertÄ™, którÄ… dostaÅ‚ od majora, i wydobyÅ‚ plik listów goÅ„czych z kiepskimi podobizÂnami. RozprostowaÅ‚ je na porysowanym linoleum przykrywajÄ…cym szynkwas.
- Nie widać po tobie zachwytu - stwierdził O'Brien.
- Dziwisz się? Większość z nich zwiała do Meksyku dobre pół roku przed rozesłaniem tych listów. Zresztą najczęściej dają nam zdjęcia i nie takie jak trzeba, i nie tych co trzeba.
Stacja w Reese City przedstawiała taki sam obraz nędzy i rozpaczy, jak bar hotelu „Imperial". Upalne lata i mroźne górskie zimy dały się we znaki skleconym z desek ścianom i choć budynek nie miał jeszcze czterech lat wyglądał, jak gdyby w każdej chwili miał się rozlecieć. Złota farba na tablicy z nazwą miasteczka złuszczyła się i wyblakła tak dalece, że napis był w zasadzie nieczytelny.
Pułkownik Claremont odsunął skrawek płótna zastępujący drzwi, które już dawno rozstały się z przerdzewiałymi zawiasami, i zawołał, lecz jego wołanie pozostało bez odpowiedzi. Gdyby lepiej znał zwy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Home
- Alex Kava - W ułamku sekundy[JoannaC], KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, Alex Kava - W ułamku sekundy[JoannaC]
- Aleksander Sołżenicyn - Dwieście lat razem t 1, E Książki także, Aleksander Sołżenicyn, Sołżenicyn Aleksander
- Al-Baz-Rania---Oszpecona, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, [TORRENTCITY.PL] Al-Baz Rania - Oszpecona [PL] [][]
- Aleksander Sołżenicyn - Oddział chorych na raka, E Książki także, Aleksander Sołżenicyn, Sołżenicyn Aleksander
- Aldous Huxley - Nowy wspaniały świat, Książki, Nowy wspaniały świat, Wersja e-book
- Altman John - Obserwatorzy, E Książki także, Altman, John
- Albert Camus - Upadek, ►Dla moli książkowych, Camus, Albert
- Aldiss Brian W. - Non stop, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian
- Alexander, Various(1)
- Aleksander Jagiellończyk - Laudum Wojnickie ziemi Krakowskiej z r. 1503, Historia, Teksty źródłowe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cukrzycowo.xlx.pl