[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rochelle Alers
Jej młody
kochanek
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Może w czymś pomóc?
Weronika Johnson-Hamlin wbiła wzrok w postawnego mężczyznę
siedzącego okrakiem na motocyklu. Zdjął czarny, lśniący kask i wsunął go
sobie pod pachę.
- Nie, dziękuję. Już zadzwoniłam po pomoc drogową.
W prawej ręce trzymała telefon komórkowy.
- Długo pani czeka?
- Niezbyt.
- A ile konkretnie? Spojrzała na zegarek.
- Jakieś dwadzieścia minut.
Ken pokręcił głową z dezaprobatą.
- Tyle czasu sama jak palec?
Samotna kobieta utknęła przy drodze, na której panuje minimalny
ruch. I to w ekskluzywnym aucie.
Zsiadł z motoru, zepchnął go na pobocze i oparł o drzewo. Zawiesił
kask na kierownicy i ruszył w stronę vana marki Lexus. Obszedł go
dookoła, zajrzał do części bagażowej i zatrzymał się z boku.
- Ma pani koło zapasowe i lewarek?
Między dużymi, brązowymi oczami Weroniki pojawiły się wyraźne
poprzeczne zmarszczki.
- Mówiłam panu, że już wezwałam pomoc drogową. Ken podszedł
bliżej i po raz pierwszy przyjrzał się uważniej swojej rozmówczyni.
Wstrzymywał oddech, z czego zdał sobie sprawę dopiero w chwili, gdy
poczuł ucisk w piersi. Kobieta stojąca naprzeciwko miała delikatne, bardzo
1
kobiece rysy. Wysokie kości policzkowe dodawały jej urodzie szczypty
egzotyki. Lekko skośne brązowe oczy były tak przejrzyste, że widział w
nich swoje odbicie. Do tego nieskazitelna cera, mały, prosty nosek i pełne
wargi. Włosy były ukryte pod granatową bandanką zamotaną na głowie.
Zsunął wzrok niżej. Miała na sobie białą męską koszulę i dżinsy.
- Ma pani w bagażniku coś, co może się popsuć? - zapytał, pokazując
kciukiem do tyłu.
Weronika zamrugała. Ach, mrożonki na pewno zaczęły się
rozmrażać, gdy wyłączyła silnik. Zmusiła się do uśmiechu.
- Wszystko powinno wytrzymać do czasu zjawienia się pomocy
drogowej.
Ken położył rękę na drzwiach.
- Proszę pani, ja tylko próbuję pomóc. Utknęła tu pani w bardzo
drogim aucie. Nie chciałbym przeczytać jutro w gazetach, że ktoś panią
napadł. Gdyby szło im tylko o samochód, mogłaby się pani uznać za
szczęściarę.
Ostrzeżenie brzmiące w jego głosie nie umknęło jej uwagi.
Popatrzyła na niego. Ciemne włosy przystrzyżone krótko przy czaszce
świadczyły, że niedawno był ogolony na zero, a teraz włosy zaczynały z
wolna odrastać. Miał wyraziste rysy z mocnymi kośćmi policzkowymi,
dużym nosem i ustami o pełnych wargach. Oczu nie widziała, bo
zasłaniały je okulary przeciwsłoneczne, ale i tak czuła natężenie jego
spojrzenia. Był wysoki, bez wątpienia miał koło metra dziewięćdziesięciu.
Na oko oceniła go na jakieś trzydzieści pięć lat. Opuściła wzrok na jego
muskularne ramiona. Na lewym bicepsie widniał mały tatuaż, ale nie
potrafiła dostrzec, co przedstawia.
2
- Więc jak będzie? Chce pani czekać sama na pomoc drogową, czy
mam zmienić pani koło?
Weronika zerknęła po raz kolejny na zegarek. Od telefonu po pomoc
drogową minęło już ponad pół godziny. Sięgnęła do stacyjki i wyjęła z
niej kluczyk.
- Zapasowe koło i podnośnik są z tyłu.
Ken wziął od niej klucz. Gdy otwierał bagażnik, stanęła pod
drzewem, obok harleya.
Zerknął na nią przez ramię. Rozkoszował się widokiem jej
ponętnych kształtów opiętych ciasnymi dżinsami. Nie była ani bardzo
wysoka, ani zbyt niska. Wychwycił aromat jej perfum. Zacisnął zęby. Ten
zapach pasował do niej po prostu idealnie. Przywodził mu na myśl
dojrzałą brzoskwinię aż pękającą od gęstego, słodkiego soku.
Przesunął parę toreb, wyjął podnośnik i zapasowe koło. Kilka razy
przeturlał je na asfalcie, żeby sprawdzić, czy jest dobrze napompowane.
Szybko zdjął przebite koło i założył zapasowe. Bicepsy napięły mu się,
gdy dokręcał śruby. Wszystko trwało niecały kwadrans. Uszkodzone koło
wrzucił za przednie siedzenia.
- Sugerowałbym, żeby pojechała pani jak najszybciej do
wulkanizatora. Lepiej nie jeździć bez zapasu.
Weronika kiwnęła głową i jednocześnie włożyła rękę do przedniej
kieszeni dżinsów. Wyjęła z niej dwie dwudziestki.
- Dziękuję za pomoc.
Spojrzał na pieniądze takim wzrokiem, jakby to był jadowity gad.
- Nie chcę tego.
- Staram się jakoś podziękować...
3
Odwrócił się na pięcie, podszedł do motocykla i przerzucił nogę
przez siodełko.
- Nie pomagałem dla zapłaty.
- Jeśli nie weźmie pan pieniędzy, to jak mam się odwdzięczyć?
Powiódł wzrokiem po jej ponętnym ciele. Pierwszy raz się
uśmiechnął. Miał duże, równe, bielusieńkie zęby.
- Może domowy posiłek?
Weronika oniemiała. Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Słucham?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Przez dziesięć lat byłem za granicą. Najbardziej brakowało mi
naszej pysznej, południowej kuchni.
Uniosła ciemne brwi.
- A może ja nie umiem gotować? Teraz to on się zdziwił.
- Jak na kogoś, kto nie umie gotować, kupiła pani całkiem sporo
jedzenia.
Uśmiechnęła się, a wokół oczu powstały intrygujące zmarszczki. Nie
potrafiłaby powiedzieć, o co konkretnie chodzi, ale w młodym mężczyźnie
na harleyu było coś czarującego. Poświęcił jej swój czas, pomógł jej.
Gdyby nie on, nadal siedziałaby sama przy drodze, czekając na pomoc
drogową. Przekrzywił głowę.
- Więc?
- Więc co?
W tych dwóch słowach wyczuł lekką irytację.
- Zaprosi mnie pani na ten obiad?
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl