[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 16
- Nie wydaję mi się, żeby ta suknia była w stu procentach odpowiednia.
Jest trochę za skromna. Wychodzę za mąż za wysoko sytuowanego
człowieka, więc nie mogę wyglądać jak gąska – rzekła panna Scarlett
Walsh.
Już od ponad dwóch godzin ja i Alice uwijałyśmy się jak mrówki,
żeby dogodzić tej kobiecie. Jednak ona co i rusz wymyślała nowe
koncepcje. Z początku myślałyśmy, że pójdzie jak z płatka, ponieważ ślub
miał odbyć się w średniowiecznej katedrze w Londynie. Uznałyśmy, że
najlepsza będzie suknia z długim trenem, ale niestety nie trafiłyśmy
w gust naszej klientki.
Przez ostatni tydzień szło nam całkiem nieźle. Szybko pojęłyśmy na
czym polega nasza praca i zyskałyśmy wiele zadowolonych z zakupu
klientek. Bardzo pomocny był fakt, że nieuchronnie zbliżały się święta
Bożego Narodzenia i mnóstwo par pragnęło się pobrać właśnie w tym
okresie.
- Panno Walsh, proszę dać nam kilka minut. Przejrzę jeszcze raz suknie
w magazynie, a Bella dotrzyma pani towarzystwa w tym czasie –
powiedziała Alice, skrywając irytację zawartą we własnych słowach.
- No cóż, dobrze – zgodziła się łaskawie.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić jakim cudem, ledwie
dwudziestopięcioletnia dziewczyna, może zachowywać się jak stara
matrona. Zapewne gdyby mogła już by nam tu dobrze nawymyślała, za
brak kompetencji. Inne konsultantki natychmiast znalazły milion zajęć,
byle się nie zająć tą kobietą. Podobno, bywała tu dosyć często, w ciągu
ostatnich sześciu lat, ponieważ już pięć razy zmieniła małżonka.
- Może napije się pani kawy albo herbaty? – zaproponowałam, gdyż nie
miałam zielonego pojęcia jaki temat podjąć.
- Chętnie – uśmiechnęła się z wyższością i spojrzała w lustro, zapewne
wychwalając swą urodę pod niebiosa.
Na całe moje szczęście Alice znalazła odpowiednią, dla Jaśnie Pani,
suknię i po nie całej godzinie miałyśmy ją z głowy. Następne klientki nie
przysporzyły nam już tyle kłopotu co ta.
Po powrocie do internatu, byłam tak padnięta, że niemal spałam na
stojąco. Jednak czekały na mnie jeszcze nie odrobione lekcje. Alice była
tak samo wykończona co ja. Gdy skończyłyśmy wybijała już dwudziesta
trzecia, a Rose nadal nie było w pokoju.
- Chyba nie będziemy na nią czekały, prawda? – Alice błagała w tym
momencie o sen.
- Jasne. Zobaczymy się z nią rano.
Zaledwie świtało, gdy się obudziłam. Czułam się, o dziwo, rześka
i wypoczęta. Po ubraniu się w dżinsy i seledynowy top, umalowałam się
delikatnie i czekałam aż Alice się obudzi. Rose do tej pory nie wróciła do
pokoju.
Po skończonym śniadaniu Alice odprowadziła mnie na pierwszą
lekcję. Gdy byłyśmy na miejscu spotkałyśmy Edwarda i Jaspera wesoło
gawędzących. Odkąd zostaliśmy oficjalnie parą uśmiechy nie schodzą
z naszych twarzy.
- Cześć chłopaki – powitałyśmy ich radośnie. Edward natychmiast
przyciągnął mnie do siebie by złożyć całusa na moich ustach.
- Tęskniłaś? – wyszeptał, ale nie otrzymał odpowiedzi, ponieważ wtrącił
się Jasper.
- Błagam Was, przestańcie. Już wolałem jak się kłóciliście, bo moje życie
było nieco bardziej barwne niż tera. – zaśmialiśmy się w reakcji na jego
komentarz. Zerknęłam przelotnie na Alice, która również się uśmiechała.
Jednak ten uśmiech był taki jakiś pusty, zasmucony. Już od jakiegoś
czasu widziałam, że przyjaciółka nie jest tak roztrzepana co zwykle, ale
musiałam być cierpliwa dopóki sama mi nie powie.
- Och , daj spokój Jazzy. Za dwa tygodnie Boże Narodzenie, będziesz miał
kolorów i prezentów do woli.
- Dzięki Bogu, bo w innym przypadku na pewno targnąłbym się na swoje
życie – zaśmiał się - Jak zamierzacie spędzić święta? – zapytał znienacka.
- Ja pewnie w domu z rodziną. – odrzekł Edward.
- Ja pewnie pojadę do Claire i Nicka. Rodzice mają mnóstwo zobowiązań.
– odpowiedziałam przeciągle.
- No tak. – pokręcił niezadowolenie głową, Jasper. – A ty, Alice? –
dziewczyna nie odzywała się dłuższą chwilę, widziałam zakłopotanie na
jej twarzy, więc szybko odpowiedziałam za nią.
- Alice jedzie ze mną nad jezioro Tahoe. Zapomniałam wspomnieć – Alice
szybko podjęła mój pomysł i dokończyła.
- Moja mama akurat wyjechała do Chicago na leczenie, a Bella
zaproponowała mi gościnę na ten czas.
- Aha – mruknął zrozumiale Jazz.
Lekcje dłużyły się niesamowicie. Nawet Jasper nie mógł już
wysiedzieć na swoim krześle. Wyjął z plecaka jakiś zeszyt i zaczął w nim
bazgrolić. Po chwili podsunął zeszyt w moją stronę i wskazał długopisem
miejsce, w którym miałam czytać.
Muszę kupić prezenty rodzicom. Pojedziesz ze mną po pracy do centrum?
W sumie to sama nie miałam jeszcze prezentów, więc propozycja
Jaspera okazała się całkiem niezła. Miałam sporą listę zakupów, więc
samochód się przyda. Uśmiechnęłam się pod nosem i nakreśliłam
odpowiedź.
Pewnie, tylko będziesz musiał przyjechać po mnie do salonu.
Jasper przytaknął kiwnięciem głowy i z powrotem nachylił się nad
zeszytem. Mazał tak i mazał, aż w końcu lekcja się skończyła. Zachowywał
się dziwnie nawet jak na niego. Nigdy nie widziałam go tak skupionego
na zwykłym bazgraniu.
Lunch, jak i inne zajęcie skończyły się szybciej niż przypuszczałam.
Zazwyczaj tak było, ponieważ matematyka i biologia były dla nas czystym
złem. A lekcje takie jak sztuka czy język angielski, leciały tak szybko jak
samochód na wyścigach.
Gdy tylko przebrałyśmy się w nasze oficjalne kostiumy, kupione
przed tygodniem, zeszłyśmy na podwórze. Czekał tam na nas Edward,
który zaoferował się podwieźć nas do pracy. Droga nie była długa, ale
z samochodu mojego chłopaka wydawała się jakaś barwniejsza. Kilka
minut później zatrzymaliśmy się przed salonem. Miałam już wchodzić
z Alice do środka, gdy przywołał mnie na chwilę.
- Nawet się ze mną nie pożegnasz? – przyciągnął mnie do siebie i nadal
trzymając mnie mocno w talii wpatrywał się w moje oczy.
- Wspominałeś, że się spieszysz, więc nie chciałam cię zatrzymywać –
drażniłam się z nim.
- Mam pozdrowić dzieci od ciebie? – zapytał z nieskrywaną radością
w głosie.
- Oczywiście – uśmiechnęłam się szeroko – Powiedz, że na sto procent
odwiedzę je w sobotę. A teraz muszę już lecieć – pocałowałam go szybko
w usta i pobiegłam do drzwi wejściowych.
Po pracy i udanych zakupach upadłam ciężko na kanapę stojącą
w saloniku. Nawet czysta przyjemność jest bardzo wyczerpująca. Jasper
musiał zrobić teraz te zakupy, ponieważ chciał poświęcić czas na
nauczenie się roli.
A propos musicalu. W ubiegłym tygodniu odbył się oficjalny casting
do ról. Nie miałam racji, myśląc, że nikt się nie zgłosi. Od południa do
ostatnich godzin lekcyjnych uczniowie mijali się w drzwiach. Esme
szybko dobrała odpowiednie osoby do ról. Mi przydzielono rolę Sophie,
córki Donny.
Spektakl opowiada historię Donny, kobiety która prowadzi hotelik
na jednej z greckich wysp. Wychowywała na niej samotnie swoją jedyną
córkę Sophie. Młoda dziewczyna zamierza wyjść za mąż i pragnie by
ojciec poprowadził ją do ołtarza. Problem w tym, że go nie zna. Pewnego
dnia odnajduje pamiętnik matki, w którym znajduje nazwiska trzech
mężczyzn, z którymi Donna była związana przed jej narodzinami. Sophie
zaprasza na ślub wszystkich, mając nadzieje, że rozpozna swego ojca.
Esme powiedziała mi tylko kogo gram ja, ale wzmianki o tym kto
zagra Sky’a, „mojego narzeczonego”, to już nie mogła dodać. Stwierdziła,
że lepiej jeżeli to będzie niespodzianka. Jasper dostał rolę Sama,
pierwszego ukochanego Donny. Czyli jedna z bardziej rozbudowanych
postaci. Alice i Rosalie kategorycznie odmówiły występu. Tak samo jak
Emmett i Edward. Mam nadzieje, że będzie dobrze.
Popatrzyłam na zaczynaną w książce Alice. Coś się działo. Tego
miałam pewność. Smutny wyraz twarzy, zbłąkane oczy. Martwiłam się
o nią.
- Co czytasz? – zagaiłam, a dziewczyna podniosła nieco głowę znad
książki.
- Poradnik dla nieśmiałych nastolatek – to był dla mnie szok.
- Nie mów, że chcesz korzystać z porad z tej książki – czarnowłosa
pokiwała twierdząco głową – Wierz mi, nie potrzebujesz jej – podeszłam,
wyjęłam jej książkę z dłoni i położyłam na stoliku – O co chodzi Alice?
Widzę, że coś jest nie tak.
- Dużo rzeczy zwaliło mi się na głowę. Nie mogę jechać do domu na
święta, bo mama wyjechała na wymarzony urlop do Hiszpanii. Rodzice
Matta mają tam letni dom i zaproponowali, że zabiorą ją ze sobą.
- A ty nie możesz jechać razem z nimi?
- Mam nieważny paszport. A na wydanie nowego muszę czekać ponad
miesiąc, więc nic z tego.
- No to zabieram cię do moich wujków. Moi rodzice mają zdjęcia do
końca roku, więc spędzimy święta razem – uśmiechnęłam się szeroko, na
co Ally mocno mnie uściskała.
- Dzięki Bello.
- W porządku. A po co ci ten poradnik? Ma to z kimś związek?
- Jasne, że nie. Znalazłam to w rzeczach Rose i pomyślałam, że przejrzę.
A propos. Widziałaś dziś ją?
- Nie, ale możemy sprawdzić co u niej.
Przez ostatnie miesiące Rose nie miała przed nami sekretów. Gdy
wyjeżdżała do rodziców, przysyłała przynajmniej sms’a. Ogólnie nasza
przyjaciółka zachowywała się co najmniej dziwnie. Zaraz po lekcjach
gdzieś znikała. Zrozumiałe było to, co czuła po tym jak Emmett oznajmił,
że wyjeżdża do Londynu. Jednakże chłopak nie powiedział, że jedzie na
sto procent, więc nie wiem skąd takie zachowanie u Rosalie.
Postanowiłam do niej zadzwonić. W końcu niezobowiązująco
można zapytać co się dzieje z przyjaciółką, prawda? Za pierwszym razem
złapała mnie poczta głosowa, za drugim musiałam czekać, aż pięć
impulsów zanim odebrała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl