[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ALFRED HITCHCOCK
TREFNE KÓŁKA
NOWE PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
(Przełożył: PIOTR GOLDSTEIN)
SIEDMIORÓG 1999
ROZDZIAŁ 1
OSTRA JAZDA
Pewnego ranka, podczas ferii wiosennych w kalifornijskim miasteczku Rocky Beach przed otwartą maską starego niebieskiego corvaira stał jego właściciel Pete Crenshaw i ponuro wpatrywał się w silnik.
- Cholerny wóz! - warknął do Jupitera Jonesa. - Wszystko sprawdziłem. Dlaczego nie zapala?
Jupiter przechodził właśnie ze składnicy złomu Jonesa do przyczepy, gdzie mieściła się Kwatera Główna agencji Trzej Detektywi. Tę agencję Jupiter założył dawno temu. Teraz na kanale obok przyczepy stał wóz Pete’a. Jupiter podszedł do niego i łakomie spojrzał na starego grata.
- Jak już wszystko naprawisz, możesz mi go sprzedać - zaproponował.
Pete wytarł ubrudzoną smarem dłoń o wielką falę, nadrukowaną na jego koszulce nad napisem “Surf’s Up!”
- Stary, taki wóz to gratka dla kolekcjonera! Corvair był pierwszym amerykańskim udanym modelem z silnikiem umieszczonym z tyłu. Są nawet całe kluby właścicieli. Jeżeli uda mi się go porządnie naprawić, będę mógł sprzedać go za niezłą sumkę. Ile odłożyłeś?
- Tylko pięćset dolców - przyznał Jupe. - Ale ja muszę mieć własne cztery kółka! Detektyw powinien mieć samochód.
- Daj spokój. Wiesz przecież, że wszystko, co zarobię, będzie mi potrzebne na wyprawy z Kelly - odparł Pete. - A poza tym, dwa samochody, mój i Boba, przecież nam wystarczą.
- To nie to samo - westchnął Jupiter. - Zobaczysz, znów będę jadł, by zapomnieć o zmartwieniu, i jeszcze bardziej utyję. Wtedy będzie ci przykro.
Pete uśmiechnął się.
- W tych szałowych nowych ciuchach powinieneś mieć lepsze samopoczucie!
Jupiter nosił koszulę i spodnie munduru legii cudzoziemskiej. Były bardzo luźne, by ukryć nadwagę, na którą jakoś nie pomagała dieta twarożkowo-grejpfrutowa.
- Mundur legii cudzoziemskiej to najnowsza moda wśród studentów college’u - odparł Jupe. - A kolor oliwkowy świetnie pasuje do moich ciemnych włosów.
Rzeczywiście, bufiaste spodnie i za duża koszula dobrze leżały na Jupiterze. Pete, jak większość siedemnastolatków z jego szkoły, ubierał się w stare dżinsy i trykotową koszulkę. Dziewczyna Pete’a, Kelly Madigan, próbowała skłonić go do noszenia koszulek polo i zapinanych na guziczki butów “oxfordów”. Tak ubierał się Bob Andrews - trzeci z detektywów. Była to chyba jedyna rzecz, której Kelly nie zdołała uzyskać od Pete’a.
- Posłuchaj, gdy tylko uda mi się uruchomić corvaira, znajdę ci dobry wóz za pięć stów - obiecał Pete.
- Mówiłeś to już parę tygodni temu - zaśmiał się Jupe. - Jesteś wiecznie zajęty tą twoją Kelly.
- To nieprawda! - zaprotestował Pete. - Uznałem po prostu, że mam prawo z nią wyskoczyć, skoro zorganizowała ci randkę ze swoją koleżanką.
- Strata czasu. Nie była w moim typie - zrzędził Jupiter.
- Czego chcesz, Jupe? Przecież przez cały wieczór wykładałeś jej teorię względności!
Nim Jupiter zdążył zaprzeczyć, zza bramy dobiegło głośne trąbienie. Chłopcy skoczyli na równe nogi. Była dopiero za dziesięć dziewiąta, składnicy złomu jeszcze nie otwarto. Widocznie jednak komuś bardzo zależało na dostaniu się do środka. Klakson powtarzał się teraz w rytmie rocka.
- Chyba możemy już otworzyć - stwierdził Jupiter i nacisnął guzik w małej kasetce, którą nosił przy pasku.
W kasetce mieścił się pilot do zdalnego otwierania bramy. Urządzenie to skonstruował sam Jupiter, który był wysokiej klasy majstrem: najpierw zainstalował przy bramie elektroniczny zamek, a potem dodał tego pilota. Właściciele składu, wuj Tytus i ciotka Matylda, którzy byli jedyną rodziną Jupitera, też dostali po pilocie. Główne urządzenie sterujące znajdowało się w biurze składnicy.
Brama powoli otworzyła się na oścież. Jupe i Pete patrzyli z otwartymi ustami na wspaniały kabriolet, mercedes 450 SL, który wjechał ostro na teren składnicy i z piskiem opon zatrzymał się tuż przed drzwiami biura. Nie otwierając drzwiczek pięknego wozu, górą wyskoczył z niego żylasty młody człowiek.
Przyjezdny miał na sobie stare dżinsy, znoszone kowbojskie buty, filcowy kapelusz, który dawno utracił swój kształt, i wyblakłą bluzę od kostiumu do baseballa. Jego zniszczony plecak cały był w naszywkach i metalowych znaczkach. Młody mężczyzna podszedł do bagażnika, a potem wydobył z niego białą kopertę i paczkę owiniętą w kolorowy papier, tak jak pakuje się upominki. Machając paczką w powietrzu, pozdrowił chłopców i posuwistym krokiem wszedł do biura.
Pete nie mógł oderwać oczu od pięknego sportowego wozu.
- Niesamowity, co?
- Wspaniała maszyna - zgodził się Jupiter, wzrok jednak miał utkwiony w brudny śpiwór, wetknięty za siedzenie eleganckiego wozu. - Ale mnie bardziej interesuje kierowca.
- Nigdy go przedtem nie widziałem, a ty, Jupe?
- Ja też nie, ale mogę ci coś niecoś o nim powiedzieć: mimo zachodniego stroju pochodzi ze Wschodniego Wybrzeża i właśnie przemierzył całe Stany autostopem. Nie ma forsy ani roboty, a poza tym jest moim krewnym!
Pete jęknął.
- Dobra, dobra, Sherlocku. A skąd to wszystko wiesz?
Jupiter uśmiechnął się.
- Jego baseballowa bluza to strój New York Mets. Facet nie jest opalony, a paczka, którą przywiózł, pochodzi z domu towarowego Bloomingdale’a. Wszystko to świadczy o tym, że przyjechał ze wschodu, prawdopodobnie z Nowego Jorku.
- To jasne - zgodził się Pete.
- Buty ma znoszone, te jego znaczki i nalepki pochodzą ze wszystkich stanów, przez które biegnie autostrada I-80, a mercedes ma rejestrację kalifornijską. To oznacza, że gość przybył do Kalifornii szosą I-80 bez samochodu, a że nikt przy zdrowych zmysłach nie szedłby piechotą przez całe Stany, musiał przyjechać stopem.
- No tak - stwierdził Pete. - To proste.
Jupiter przewrócił oczami i westchnął.
- Łachy ma znoszone i brudne, chyba od paru tygodni nie prane. Sypia w śpiworze, więc nie wynajmował pokoju, a zjawił się tu o dziewiątej, gdy większość ludzi rozpoczyna pracę. To oznacza, że nie ma pieniędzy ani roboty.
Pete zmarszczył brwi.
- No, a to pokrewieństwo?
- Tę paczkę i kopertę wiózł przez całe Stany Zjednoczone. Cóż to może być? Tylko prezent i list od krewnych!
- No wiesz, to jest dość słaby argument - stwierdził Pete. - A na temat tego braku forsy to chyba ci odbiło! Gość, który jeździ takim wozem, musi być bogaty, wszystko jedno, gdzie sypia i w co się ubiera.
- Nie wiem, skąd ma ten samochód - odparł Jupe - ale ten facet to po prostu włóczęga albo ktoś niewiele lepszy.
- Zwariowałeś, chłopie!
Tak sprzeczali się stojąc przy corvairze, gdy nagle Pete szturchnął Jupe’a łokciem. W drzwiach biura ukazała się Matylda, ciotka Juptiera, i ruszyła w stronę chłopców. Za nią spokojnym, trochę niedbałym krokiem posuwał się nowo przybyły. Zachowywał się tak, jakby chciał dać do zrozumienia, że w życiu do niczego nie warto się spieszyć. Ciotka Matylda, wysoka i mocno zbudowana, była trochę zniecierpliwiona powolnością swego gościa.
Z bliska nieznajomy wyglądał na starszego niż z daleka. Prawdopodobnie zbliżał się do trzydziestki. Uśmiechał się od niechcenia, trochę bokiem, a przekrzywiony nos wyglądał, jakby nieraz bywał złamany. Spod gęstych brwi bystro patrzyły ciemne oczy. Ten wzrok, wraz z gęstą czupryną i cienkim, krzywym nosem, nadawał mu wygląd jastrzębia.
Idąca za nim ciotka Matylda trzymała w ręku list.
- Jupiter, Pete - zwróciła się do chłopców głosem, w którym brzmiała nuta powątpiewania - to kuzyn Tay Cassey z Nowego Jorku.
Teraz westchnął Pete. Jupiter, jak zwykle, miał rację.
- Babylon, Long Island, nad Wielką Zatoką Południową - włączył się ochoczo Tay Cassey. - Od Nowego Jorku godzina drogi. Moja mama, Amy, jest kuzynką Matyldy. Gdy powiedziałem, że wybieram się do Kalifornii poznać kraj i użyć trochę słońca, zdecydowała, że muszę zobaczyć się z jej kuzynką Matyldą, w Rocky Beach. Dała mi nawet do niej list.
Mówił, a równocześnie rozglądał się po składnicy. Na widok poukładanych w stosy materiałów budowlanych i różnych urządzeń domowych zabłysły mu oczy. Obok ogrodowych mebli i statuetek z brązu stały stare piecyki i lodówki, a puste obudowy od telewizorów koło metalowych ram od łóżka. Były tam również nieczynne automaty do gier, neony i staroświecki gramofon.
Nawet wuj Tytus nie był w stanie tego wszystkiego spamiętać. Rok temu Jupiter założył wreszcie komputerową bazę danych. Wymagało to mnóstwa pracy, ale dzięki niej Jupe nie musiał za każdym razem przeszukiwać całej składnicy.
- Nie widziałam Amy od dzieciństwa - ciągnęła ciotka Matylda. - Słyszałam nawet, że wyszła za mąż, ale nie zdawałam sobie sprawy, że od tego czasu upłynęło już trzydzieści lat! W ogóle nie wiedziałam, że ma dzieci.
- Czworo - uzupełnił Tay. - I wszystkie dorosłe. Rodzeństwo nadal mieszka w Babylonie, a ja doszedłem do wniosku, że najwyższy czas zobaczyć kawałek świata. - Rozglądał się po składzie pełnym porzuconych skarbów, a oczy wciąż mu błyszczały. - Widzę, że macie tu sporo fajnych rzeczy. - W tym momencie zauważył stojącego obok corvaira. - Hej, skąd masz te śliczności? - zapytał. - To klasyka!
I natychmiast jego głowa znalazła się pod maską wozu, tuż obok głowy Pete’a. Przez dłuższą chwilę obaj gadali o samochodach, jak starzy przyjaciele, jeden przez drugiego, przerzucając się fachowymi terminami.
W końcu Pete wyprostował się i przeczesał dłonią rudawą czuprynę.
- Wszystko przejrzałem, co było trzeba, powymieniałem, ale nic nie pomaga, nie chce zapalić - poskarżył się Tayowi.
- I nie zapali, Pete. Popatrz, do układu elektrycznego wstawiłeś alternator.
- Jasne - potwierdził Pete. - Bez pomocy alternatora nie da się uruchomić silnika ani naładować akumulatorów.
Jupiter i ciotka Matylda patrzyli na nich, nie rozumiejąc, o co im chodzi.
- W tym modelu nie da się tego zrobić za pomocą alternatora - wyjaśnił Tay. - Corvair to wóz starego typu. Zamiast alternatora ma zwykłą prądnicę. Czy nie było tam przedtem długiego czarnego walca? I czy przypadkiem nie wstawiłeś na jego miejsce alternatora?
Pete pogrzebał pod stołem.
- O to chodzi?
Tay wziął walec, parę narzędzi Pete’a i pochylił się nad silnikiem. Połączył parę drutów, coś tam umocował i stwierdził:
- Cała reszta jest chyba w porządku. Wsiadaj i wypróbuj go.
Pete wszedł do środka i przekręcił kluczyk. Samochód zakaszlał i ruszył. Charczał i krztusił się, ale szedł!
- Hura! - zawołał śmiejąc się Pete. - Skąd tak się znasz na samochodach?
Tay uśmiechnął się.
- Zajmowałem się nimi przez całe życie. I na tym też opieram moje plany pobytu w tym mieście. Zaczepię się w jakimś warsztacie na parę godzin dziennie, a resztę czasu będę spędzał na plaży. Nigdzie nie ma tylu samochodów co w Kalifornii, nie? Potrzebuję tylko trochę czasu.
Popatrzył na ciotkę Matyldę.
- Pomyślałem sobie, że może pozwolilibyście mi się tu zatrzymać, póki się jakoś nie urządzę. Mogę spać wszędzie i jeść byle co. Wystarczy mi jedna z tych starych przyczep. Kawałek miejsca, żeby rozłożyć śpiwór. Nie chciałbym sprawiać kłopotu.
- Nie - powiedziała ciotka Matylda. - To znaczy, oczywiście tak! Zamieszkasz w naszym domku, naprzeciwko.
- Och, wielkie dzięki! To byłoby wspaniale - odparł Tay.
- Świetnie - zawołał z entuzjazmem Pete. - Będziesz mógł mnie wszystkiego nauczyć. Ty się naprawdę znasz na samochodach!
- Z całą pewnością - odezwał się nagle głos za ich plecami.
Odwrócili się i ujrzeli dwóch mężczyzn w garniturach i krawatach. Nieznajomi wpatrywali się w Taya. Nie uśmiechali się.
- Zwłaszcza - ciągnął wyższy z nich - na cudzych samochodach. Dlatego właśnie jest aresztowany.
ROZDZIAŁ 2
KŁAMSTWO NA KŁAMSTWIE
Wysoki mężczyzna, złym wzrokiem wpatrujący się w Taya, nie był chłopcom znany. Poznali za to od razu niższego z dwóch przybyszów: ciemnowłosego detektywa z działu dochodzeniowego Komendy Policji miasta Rocky Beach, Rogera Cole’a.
- Co się stało, proszę pana? - spytał Jupiter.
- To jest Tay Cassey, kuzyn Jupitera - wyjaśnił Pete. - Pochodzi z Nowego Jorku.
- Twój kuzyn narobił sobie kłopotu - powiedział Cole, niski mężczyzna o przyjemnej twarzy. Niebieskie oczy patrzyły przyjaźnie, a uśmiech dodawał otuchy. Tym razem jednak Cole był poważny i potwierdził to, co mówił jego wysoki towarzysz, człowiek o zimnym spojrzeniu stalowych oczu.
- To jest detektyw, sierżant Maxim z wydziału zwalczania afer i gangów samochodowych. Sierżant chciałby zadać wam parę pytań.
Sierżant Maxim patrzył zdziwiony najpierw na Cole’a, a potem na chłopców.
- Pan zna tych chłopaków, Cole?
- Tak, sierżancie. Zna ich również komendant.
- A więc, kto to taki? - rzucił Maxim.
- Są kimś w rodzaju prywatnych detektywów - wyjaśnił Cole. - W ostatnich latach sporo nam pomogli.
Zaskarżonemu sierżantowi Jupiter wręczył jedną ze świeżo zaprojektowanych przez siebie wizytówek.
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Jupiter Jones . . . . . . . . . . . . . . . . . . .założyciel
Pete Crenshaw . . . . . . . . . . . współpracownik
Bob Andrews . . . . . . . . . . . . .współpracownik
- Przeważnie odnajdujemy ludziom różne rzeczy i wyjaśniamy dziwne zdarzenia, takie jak to, panie sierżancie. Ale parę razy pomogliśmy komendantowi Reynoldsowi w rozwikłaniu poważniejszych problemów - dodał po chwili.
Nie wyjawił jednak, że agencję Trzej Detektywi założyli jeszcze w podstawówce. Ani tego, że często policja bywała całkiem bezradna i dopiero Jupiter, Bob i Pete znajdował i rozwiązanie zagadki.
Sierżant Maxim spojrzał na wizytówkę.
- Powiada pan, że komendant pozwala młodzieży mieszać się do spraw policji?
- Raczej to oni informują nas o sprawach, które przedtem w ogóle nie były nam znane - odparł Cole.
- Taak... No to od moich spraw niech się lepiej trzymają z daleka! - warknął Maxim. - Już od teraz poczynając.
Odwrócił się do Taya.
- Niech mu pan przeczyta jego prawa, Cole.
Detektyw wyjaśnił Tayowi, że ma prawo do odmówienia zeznań i do korzystania z pomocy prawnika. Ostrzegł go również, że od tej chwili wszystko, co powie, może być w sądzie użyte przeciwko niemu.
- No to czy zechcesz nam teraz opowiedzieć, jak doszło do tego, że znalazłeś się za kierownicą skradzionego wozu? - spytał Maxim.
Jupiter szybko wtrącił:
- Może powinieneś najpierw skonsultować się z adwokatem?
Ciotka Matylda stała w milczeniu, kompletnie zaskoczona biegiem wydarzeń. Teraz popatrzyła na Jupitera i Pete’a.
- Nie myślicie chyba, że...
- Nie potrzebuję prawnika - odrzekł Tay. - To nieporozumienie. Założę się, że brat tego faceta zgłosił kradzież samochodu, bo trochę za długo mu go nie oddawałem. Pewnie myśli, że wybrałem się nim gdzieś na przejażdżkę.
- Facet? - powtórzył Cole.
- Może zaczniemy od początku, kolego? - zwrócił się sierżant Maxim do Taya.
- Czemu nie - zgodził się Tay. - Nie mam nic do ukrycia. Przedwczoraj jechałem stopem i właśnie miałem łapać okazję w Oxnard. Zatrzymałem się na chwilę w klubie, na piwo i trochę dobrej muzyki. Grali tam fajnego rocka, więc zostałem dłużej i zacząłem gawędzić z facetem pochodzenia latynoskiego, który nazywał się Tiburon czy coś w tym rodzaju. Nigdy nie miałem pamięci do imion. Powiedziałem mu, że jestem w drodze do Rocky Beach, gdzie mam kuzyna. No i później, gdy zamykano tę dziurę, facet zapytał mnie, czy nie wyświadczyłbym mu przysługi, na której sam mógłbym też skorzystać.
Tay uśmiechnął się.
- Nigdy nie pomijam okazji, by coś zarobić, więc cały zamieniłem się w słuch. Wychodziło na to, że gość pożyczył mercedesa od swego brata i obiecał mu, że następnego dnia wóz odda. Mówił, że spotkał tu fajną laskę, która chce jechać do Santa Barbara. Dziewczyna ma własne cztery kółka, więc on potrzebuje kogoś, kto odstawiłby tego mercedesa z powrotem do brata w Rocky Beach. Jest gotów pokryć koszty paliwa i jeszcze zapłacić mi sto dolców. To jak mogłem odmówić, nie?
Sierżant Maxim przerwał mu:
- Powiadasz, że nigdy przedtem nie spotkałeś tego faceta?
- Nigdy przedtem nie byłem w Oxnard - potwierdził Tay. - Nawet nie słyszałem o takiej miejscowości.
- To było dwa dni temu - zauważył Cole. - Jak to się stało, że wciąż jeszcze masz ten wóz?
Tay znów się uśmiechnął.
- Widzi pan, był już późny wieczór, a znowu wczoraj było tak cholernie pięknie, że trochę sobie popływałem i zwiedziłem parę kanionów. W końcu, od czego jest piękna pogoda?
- A więc jeździliśmy sobie po okolicy... - podsumował sierżant Maxim. - Zwiedzaliśmy...
- A dziś? - spytał Cole.
- Zeszłej nocy spałem w wozie, a rano musiałem spotkać się z ciotką Matyldą - wyjaśnił Tay. - Miałem zaraz potem zawieźć ten samochód bratu Tiburona.
Skończył i uśmiechnął się do policjantów. Zapanowało kłopotliwe milczenie. Pete i Jupe patrzyli po sobie, ciotka Matylda spoglądała w przestrzeń. Wreszcie odezwał się sierżant Maxim:
- Kłamstwo na kłamstwie. To lepszy przekładaniec niż whopper od Burger Kinga. Jeżeli sądzisz, że my w to uwierzymy...
- Coś wam zaproponuję - wtrącił szybko detektyw Cole. - Może by po prostu pojechać i pogadać z tym bratem, co, sierżancie?
- Dobra - zgodził się z ponurą miną Maxim. - Chodźmy.
- Ale jeśli ten wóz jest kradziony, panie sierżancie, a Tay mówi prawdę - zwrócił uwagę Jupiter - to na widok policji brat Tiburona wszystkiego się wyprze.
- Na pewno nie pozwolimy zatrzymanemu pojechać tam bez obstawy - odparł Maxim.
- Jedź pierwszy, Cassey - zdecydował Cole. - Zachowuj się tak, jakbyś nie wiedział, że cię obserwujemy. Jupiter i Pete pojadą z tobą. Powiedz, że to koledzy, których wziąłeś, żeby podwieźli cię z powrotem. My będziemy was obserwowali z ukrycia.
Tay kiwnął głową i wskoczył z powrotem do mercedesa. Pete i Jupiter skierowali się w stronę czarnego forda fiero, którego Pete złożył kiedyś niemal od podstaw. Pete nie miał czasu i pieniędzy, żeby wyklepać wszystkie wgniecenia i odmalować rysy, ale silnik był w świetnym stanie.
Ze składnicy złomu wyjechali po kolei: najpierw Tay, za nim chłopcy, a na końcu, trochę dalej, jechała policja w nie oznakowanym dodge’u aries.
Przejechali przez miast...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Home
- Alfred Szklarski - Tomek u zródeł Amazonki, Książki, 1 - książki, książki 2, 13 - książki
- Alfred Szklarski - Tomek wsród łowców głów, Książki, 1 - książki, książki 2, 13 - książki
- Alfred Szklarski - Cykl-Przygody Tomka (5) Tajemnicza wyprawa Tomka. 5fantastic.pl , A znalezione w sieci, Publikacje tekstowe
- Alfred Elton Van Vogt - Cykl-Isher (01) Sklepy z bronią na Isher, E-book'i
- Alfred Jarry - Ubu król czyli Polacy, wiedza o teatrze, dramaty, Dramaty
- Alfred Szklarski - Tomek w grobowcach faraonów, AAAAAAA LEKTURY SZKOLNE <-----, Podstawówka - lektury
- Alfred Szklarski - Tomek w Gran Chaco(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y
- Alfred Szklarski - Tomek na tropach Yeti(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y
- Alfred Szklarski - Tomek u zrodel Amazonki(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y
- Alfred Szklarski - Tomek w Krainie Kangurow(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- paranormalne.htw.pl