[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ALFRED HITCHCOCK
NIECZYSTA GRA
NOWE PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
(Przełożyła: IWONA LIBUCHA)
ROZDZIAŁ 1
POWRÓT URWISÓW
- Nie rób tego, Jupe - powiedział Pete Crenshaw ostrzegawczym tonem i wbił wzrok w siedzącego po przeciwnej stronie stołu Jupitera Jonesa.
- Jupe, jesteś za młody, żeby umierać - Kelly Madigan, dziewczyna Pete’a, złapała Jupitera za rękę i smutno potrząsnęła głową.
- Czy jest tutaj lekarz? - zapytał głośno Bob Andrews, obrzucając spojrzeniem zatłoczone wnętrze restauracji “U Buda”.
Siedzieli wszyscy w najmodniejszej w tym sezonie knajpce, świeżo otwartej w nowym pasażu handlowym w Rocky Beach. Bud proponował swojej klienteli zdrowe jedzenie i stare seriale. Fantazyjny neonowy napis “Zdrowo i odjazdowo” otaczał ścianę telewizyjnych ekranów, po których przesuwały się właśnie czarno-białe postaci jakiegoś filmu sprzed lat. Od czasu do czasu rozlegały się wybuchy nagranego na taśmę śmiechu, które w dziwny sposób podawały w wątpliwość zbiorową troskę o stan zdrowia Jupitera.
Sam Jupiter udawał, że nie słyszy docinków kolegów. Starał się nawet na nich nie patrzeć. Był ostatni dzień wakacji, a on poprzysiągł sobie, że go nie zmarnuje.
Podniósł jedną brew w charakterystyczny dla siebie sposób - było nie było, to przecież on założył agencję Trzej Detektywi, która szczyciła się największa ilością rozwiązanych spraw w mieście Rocky Beach, stan Kalifornia. Za wszelką cenę musiał zachować godność. Nawet jeśli najlepsi przyjaciele znów wyśmiewają się z jego jedzenia.
Z kamienną twarzą nałożył górę kiełków lucerny na sojowy kotlet - specjalność szefa kuchni. Tylko najbardziej zagorzali zwolennicy zdrowej żywności zamawiali to danie.
- I tak to zjem! - oświadczył Jupiter stanowczo i pomachał im przed nosem napchaną do granic możliwości bułką, z której wystawał jeszcze żółtawy kawałek marynowanego imbiru.
Całość prezentowała się umiarkowanie apetycznie - pomarszczony sojowy kotlet o burym odcieniu przyprawiony był szarawym sosem z korzenia łopianu. Kilka kropli sosu spływało Jupiterowi po ręce, ale on udawał, że tego nie dostrzega.
- Co więcej - nie dam sobie zepsuć przyjemności jedzenia, choćbyście mówili nie wiem jakie rzeczy! - z miną wskazującą pełną świadomość ofiary w słusznej sprawie bohaterski młodzieniec podniósł bułkę do ust.
Trzymał się dzielnie. Po pierwszym kęsie nawet jednym błyskiem oka nie zdradził tego, co czuje.
- On naprawdę to zrobił - szepnął z niedowierzaniem Bob.
Pete wyprostował się, prezentując otoczeniu swą wysportowaną sylwetkę i ciężko westchnął.
- Są różne diety - powiedział, odsuwając swój nadgryziony cheeseburger z bekonem. - Ty, Jupe, jesz, a ja chudnę. Wystarczy, że popatrzę na twoje jedzenie i zaraz tracę apetyt.
Z ust Jupitera wydobył się trudny do opisania odgłos. Szybko przełknął, odchrząknął i spróbował obrony przez atak.
- Dajcie spokój. Wszyscy troje jesteście tacy... tacy... beznadziejnie amerykańscy. Dieta makrobiotyczna zakłada połączenie pierwiastków yin i yang, a to pozwala osiągnąć naturalną równowagę energetyczną. Całe społeczeństwa Dalekiego Wschodu żywią się tak od wieków.
- Teraz rozumiem - przerwał mu Bob - dlaczego to jedzenie wygląda, jakby miało ze sto lat.
Głośny wybuch śmiechu tuż za ich plecami uwolnił Jupitera od obowiązku odpowiedzi. Odwrócił się, żeby sprawdzić, co się dzieje.
Spore towarzystwo zajmujące okrągły stół obok zarykiwało się, komentując oglądany właśnie film. Jupiter rzucił okiem na ekran i jęknął:
- O rany, tylko nie to...
- A co dają? - zapytała Kelly.
- Sama zobacz... - Jupiter zrezygnowanym ruchem dźgnął powietrze nabitym na widelec krokiecikiem z owsianych otrębów.
- Patrzcie - ryknął śmiechem Bob. - “Małe urwisy”! Serial, dzięki któremu nasz Jupiter Jones stał się sławnym artystą!
“Sławny artysta” skrzywił się na sam dźwięk tytułu. Wiele lat temu - dokładnie czternaście - był telewizyjną gwiazdą. W “Małych urwisach” grał rozwiniętego nad wiek trzylatka z zasobem słów absolwenta uniwersytetu. Łatwa rola - wystarczyło być sobą, i tyle. Publiczność dosłownie tarzała się ze śmiechu.
Siedemnastoletni Jupiter wiedział dzisiaj, dlaczego tak było. Wystarczył jeden rzut oka na przygrubego, przemądrzałego chłopczyka i wszystko było jasne. Ludzie śmiali się z niego. Spece od rozrywki dobrze wyczuli komizm sytuacji i wykorzystali to do oporu.
Na ekranie pojawiła się nowa postać - dziesięcioletni typek z wredną miną i złośliwym uśmieszkiem. Pracowicie pokrywał klejem taboret, na którym właśnie zamierzał usiąść mały Jupe.
- Dosyć! Jak długo można na to patrzeć? - usłyszeli od okrągłego stolika.
- Racja. Najwyższy czas, żeby się stąd wynieść - oznajmił Jupiter, odsuwając talerz z nie dojedzonym daniem.
- Poczekajcie chwilę - Bob pokazał palcem towarzystwo obok. - To Buzz Newman, wiecie - perkusista w jednej kapeli Saxa. Fajny gość. Chodźcie, to was przedstawię.
- Może... - zaczął Jupiter, ale Pete i Kelly już ruszyli za Bobem, który miał wyjątkowy talent wyłapywania z tłumu wszystkich znanych sobie muzyków rockowych.
Patrząc na niego, nikt by nie zgadł, że pod maską normalnie ubranego, schludnego blondyna kryje się fanatyczny miłośnik rock’n’rolla. Od jakiegoś czasu Bob pracował popołudniami w znanej agencji Saxa Sendlera, trudniącej się promowaniem muzycznych talentów. Tam poznał wszystkie miejscowe sławy rocka.
Tylko dlaczego, złościł się w duchu Jupiter, nie mógł tym razem zostawić faceta w spokoju, i wyjść?
Nie było rady - zmusił się do wstania i przybrał odpowiednio godną minę. Oby nikt z tamtych nie rozpoznał w nim jednego z “małych urwisów”.
- Już wtedy była z ciebie niezła oferma - usłyszał czyjś okrzyk.
Zbladł. Ale nie. Długowłosy, rudy facet, który to powiedział, patrzył na kogoś zupełnie innego. Jupe spojrzał w tę samą stronę. Przystojny młody człowiek siedzący na drugim końcu stołu uśmiechał się z wyraźnym zakłopotaniem.
- Co się tak buzujesz, Buzz? - zawołał Bob do rudego.
- Cześć, Bob - Buzz uśmiechnął się szeroko na jego widok. - Usiądźcie z nami. Właśnie podziwiamy telewizyjny debiut naszego kolegi George’a.
- Daj spokój, Buzz - George był zakłopotany. - Twoi koledzy nawet mnie nie znają.
Kelly spojrzała na niego uważnie.
- Czekaj, czekaj - widziałam cię wczoraj w telewizji. Udzielałeś wywiadu. To ty dostałeś główną rolę w nowym musicalu w teatrze Garbera!
Kiwnął głową.
- W “Niebezpiecznej strefie”. Tak, to ja - łypnął niebieskim okiem w stronę Kelly.
Przerwał mu kolejny ryk śmiechu.
- Niestety tam - ze smętną miną wskazał telewizor - to też ja. Nigdy nie uda mi się naprawić tego błędu.
Jupiter wpatrzył się w ekran. Siłą woli próbował wyrzucić z pamięci bolesne wspomnienia tego, jak kręcił się po scenie przyklejony do krzesła. To było żałosne. Skupił się na wrednym typku, który do tego doprowadził. Zupełnie nagle przypomniał sobie jego nazwisko.
- Georgie Brandon - wykrzyknął.
- Georgie? - powtórzył za nim zaskoczony Buzz.
- Tak go wtedy wszyscy nazywali.
- Skąd to wiesz? - George bacznie przyjrzał się Jupiterowi.
- No bo... no bo ja... - Jupiter widział, że oczy wszystkich zwróciły się w jego stronę. Przełknął ślinę. - Sam grałem w tym filmie najmłodszego dzieciaka.
- Chcesz powiedzieć, że to ty byłeś Małym Tłuścioszkiem? - spytała atrakcyjna blondynka.
Dreszcz obrzydzenia przeszedł mu po plecach. Ohydne imię. W ustach takiej ładnej dziewczyny brzmiało jeszcze gorzej.
- Ściśle rzecz biorąc nie byłem Małym Tłuścioszkiem, ale grałem osobę o tym imieniu.
- Jasne, że cię pamiętam - rozpromienił się George. Wstał i wyciągnął rękę. - Najmądrzejszy dzieciak, jakiego widziałem w życiu, i przyjacielski.
- Po prostu... byłem sobą - powiedział Jupiter, uśmiechając się skromnie, i uścisnął dłoń dawnego kolegi.
- Ja pokazałem się tylko w jednym odcinku, ale to zmieniło całe moje życie. Od tamtej chwili miałem agenta, który załatwiał wszystkie sprawy. Zacząłem występować w dużych reklamówkach. Potem okazało się, że mam świetny głos i... no wiesz - George uśmiechnął się i wzruszył lekko ramionami - reszta to już historia.
Przez moment Jupiter miał wielką ochotę powiedzieć George’owi, że jego dobre mniemanie o sobie rośnie wraz z wiekiem, ale się powstrzymał. Postanowił, że będzie uprzejmy.
- A co teraz robisz? Wiesz, nie jestem na bieżąco.
- Nie na bieżąco? Stary, ty chyba żyjesz na innej planecie - zaśmiał się George. - Przepraszam, żartowałem. Wszystkie gazety nieustannie o nas piszą. “Niebezpieczna strefa” to największy i najdroższy musical w Los Angeles - lasery, niesamowite pokazy wschodnich walk, superhistoria miłosna. A komu przypadła główna rola? Zgadnij!
Buzz pokiwał głową.
- Mówi prawdę. Gram w orkiestrze i wiem. Nie uwierzylibyście, jaką forsę producenci pakują w to przedstawienie. Całkowita zmiana scenografii - proszę bardzo. Nowe kostiumy? Już się robi. Do dziś nie wiadomo, ile będzie numerów tanecznych, bo przyjmują jeszcze nowych ludzi. A data premiery jest ciągle przesuwana.
- Czegoś tu nie rozumiem - przerwał Pete. - Przecież już gracie, prawda? Skoro tak, to dlaczego nie dajecie premiery? Po co się tak męczyć?
- Pokazy przedpremierowe trwają zwykle kilka tygodni - wyjaśnił Buzz. - Taki jest zwyczaj. Chodzi o to, żeby zobaczyć, czy przedstawienie sprawdza się na scenie, jak reaguje publiczność, gdzie są jakieś słabe miejsca. Czasami w ciągu jednej nocy dopisywane są całe nowe fragmenty. Dopiero gdy zlikwiduje się wszystkie obsuwy, przychodzi czas na premierę, I na zaproszenie recenzentów.
- Jeśli czas premiery w ogóle nadejdzie - dorzucił George.
- Nie jesteście jeszcze gotowi? - zapytał Bob.
- To nie tak. Im się wydaje, że zrobią coś absolutnie doskonałego. Marzy się im Broadway. A sukces w Nowym Jorku oznacza występy w całych Stanach, kontrakty filmowe i bardzo wielką forsę.
- Dobrze wiesz, George, że to nie jest jedyny powód, dla którego wciąż przesuwają premierę - do rozmowy włączył się przystojny, ciemnowłosy człowiek.
- W porządku. Masz rację, Vic - w głosie George’a pojawił się cień poczucia winy. - Ale nie mówmy teraz o tym, dobra? Staram się zrobić dobre wrażenie.
- Czy ktoś z państwa zamawia kawę albo deser? - do stołu podeszła kelnerka.
Trzej Detektywi i Kelly usiedli ze wszystkimi.
- Co się z tobą działo przez te wszystkie lata, chłopie? - George przysunął się do Jupitera.
Ten sięgnął do kieszeni po wizytówkę i bez słowa podał George’owi.
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Jupiter Jones . . . . . . . . . . . . . . . . . . założyciel
Pete Crenshaw . . . . . . . . . . . współpracownik
Bob Andrews . . . . . . . . . . . . . współpracownik
Tylko Jupiter swym bystrym okiem dostrzegł zmianę wyrazu twarzy George’a. Nikt inny nie zwróciłby uwagi na ślad uśmiechu ani błysk zainteresowania w jego oczach. Ale Jupiter nie był ot takim sobie zwykłym obserwatorem.
- Musimy kiedyś pogadać - rzucił od niechcenia.
- A co byś powiedział, gdybyśmy zrobili to teraz? - George rozejrzał się ukradkiem dookoła siebie, potem wstał i wyjął z kieszeni pięć dolarów.
- Za mnie chyba wystarczy - podał pieniądze Buzzowi. - Idę na świeże powietrze pogadać chwilę ze starym kumplem.
Buzz złapał banknot i kiwnął nieuważnie głową, nie przerywając rozmowy z Bobem. Dwie albo trzy dziewczyny, pochylone nad stołem, także nie spuszczały oczu z naszego blond detektywa. Jupiter po raz kolejny zachodził w głowę, w jaki sposób Bob to robi. Zawsze, bez żadnego starania, udaje mu się wzbudzić zainteresowanie płci pięknej.
Ruszył za George’em, żegnanym okrzykami towarzystwa. Spojrzeniem zasygnalizował Pete’owi, żeby szedł z nimi. Mimo starań nie udało mu się zwrócić uwagi Boba. Trudno, później wprowadzą go w sprawę. Na szczęście Kelly była tak zagadana, że nie zauważyła ich odejścia.
Wszyscy trzej przeszli korytarzem w stronę nie wykończonej części pasażu i usiedli na stosie desek przed jednym z urządzanych dopiero sklepów. George znowu rozejrzał się dokoła.
- W porządku - powiedział. - Nikogo. Wolałem sprawdzić - dodał poważnie. - Muszę wiedzieć, czy naprawdę jesteście detektywami. To nie żart, co?
- Daję ci moje słowo - chrząknął Jupiter.
- Mam nadzieję, że mogę wam zaufać - George zniżył głos.
- Pewnie się domyśliliście, że wpadłem w kłopoty. Duże kłopoty.
Jupitera rozśmieszył tragiczny ton głosu George’a, ale nie dał tego po sobie poznać. Pokiwał domyślnie głową.
- Pewnie ktoś czyha na twoją rolę, tak?
- Nie. Ktoś czyha na moje życie.
- Dlaczego? - zapytał Pete niedowierzająco.
- Gdybym to wiedział, nie kryłbym się teraz z wami po kątach - żachnął się George. - Od tygodnia dostaję dziwne listy. I jeszcze te telefony...
- Jakie telefony? - przerwał mu Jupiter.
George wzruszył ramionami.
- Czasem to po prostu głuche telefony. Czasem ktoś ponurym głosem mówi mi: “Dostaniesz za swoje”. Raz jakiś facet z wyraźnym brytyjskim akcentem wyrecytował: “Strzeż się, potomku Tespisa!” Wiecie, Tespis to najstarszy aktor starożytnej Grecji.
- Wiemy. Mów dalej - zniecierpliwił się Jupiter.
- Najgorzej jest kiedy ktoś, to może być mężczyzna albo kobieta, nie jestem pewien, chichocze w słuchawkę.
- A co jest w listach?
- Chłopie, musi wymyślać je jakiś wariat - George aż się wstrząsnął. - Pisze, że umrę na tronie we krwi, że jakiś las ruszy, żeby mnie wciągnąć w mrok...
- Trzeba je obejrzeć. Na pewno znajdziemy w nich coś, co pomoże zidentyfikować nadawcę - odezwał się znowu Jupiter.
George zrobił głupią minę.
- Rany - sapnął. - Zgadnijcie, kto wyrzucił je do kosza?
- Nieee! - jęknął Pete.
- Wiecie, one były... pomylone, ale nie wydawały się groźne. Myślałem, że pisał je jakiś ześwirowany wielbiciel. Ale potem zaczęły się te wszystkie wypadki.
- Wypadki?
- Spadające fragmenty dekoracji, nożyczki i brzytwa na podłodze tuż przed moim tanecznym numerem - w oczach George’a pojawił się prawdziwy strach. - Słuchajcie, ja naprawdę potrzebuję pomocy. Myślałem nawet o wynajęciu prywatnego detektywa, ale to nie miałoby sensu. Każdy by się domyślił, dlaczego jakiś starszawy agent szwenda się za kulisami. Ale trzech młodych facetów? Genialny pomysł! Zawsze mogę powiedzieć, że jesteście moimi przyjaciółmi. Błagam was, zgódźcie się. Potrzebuję was.
Pete spojrzał na Jupitera. Nie zdziwił się wcale, gdy w jego oczach zobaczył znajomy błysk podniecenia. Tak było przed każdą nową sprawą.
- Jeden warunek - usłyszał poważny głos przyjaciela.
- Wal - odpowiedział George z promiennym uśmiechem.
- Nikt w teatrze nie może wiedzieć, kim jesteśmy. W razie gdyby to była robota kogoś z wewnątrz.
- Umowa stoi. Spotkajmy się w mojej garderobie dziś wieczór około szóstej. Mam zjawić się u charakteryzatora dopiero o wpół do siódmej, więc zdążę oprowadzić was po teatrze. Zresztą, wiecie co? Przyjdźcie wcześniej, to zobaczycie mój wywiad dla telewizji, przed wejściem do budynku.
Podał rękę najpierw Jupiterowi, potem Pete’owi i dorzucił zadowolony:
-Wspaniale! Nie mogę uwierzyć, że na was trafiłem.
Jupiter poczuł w gardle charakterystyczny skurcz. Od dawna nie był tak poruszony. Tego rodzaju emocje trafiły się mu w życiu raz, dawno temu, ale rozpoznał je natychmiast. Podobne podniecenie odczuwał tylko w dzieciństwie, gdy grał w “Małych Urwisach.”
Wydawało się mu, że nienawidzi wszystkiego, co związane jest z przemysłem rozrywkowym. Zawsze wspominał Małego Tłuścioszka z zażenowaniem i wstydem. I nagle uświadomił sobie coś, do czego nigdy przedtem się nie przyznawał - miał scenę we krwi.
Nie mógł się doczekać, kiedy ugryzie tę sprawę!
ROZDZIAŁ 2
NIEBEZPIECZNY SYGNAŁ
Późnym popołudniem Jupiter podjechał pod dom Pete’a. Nie zdążył nawet nacisnąć dzwonka, kiedy drzwi otworzyła mu rozpromieniona Kelly.
- Cześć, Jupe - powiedziała, poprawiając wystrzałową kreację na wąziutkich szelkach.
Jupiter był trochę zaskoczony.
- Nie miałem pojęcia, że wybierasz się z nimi. Wiesz, idziemy tam służbowo i...
- Nie martw się. Nie będę wam przeszkadzać. Po prostu chcę zobaczyć “Niebezpieczną strefę”, zanim reszta moich znajomych na nią pójdzie.
- W porządku. Gdzie Pete?
- Na górze. Nareszcie do niego dotarło, że nic może iść do teatru w dżinsach i podkoszulku. Wściekł się, kiedy przyszłam w tej sukni, ale pękł i pognał się przebrać, kiedy przez okno zobaczył ciebie.
- Wiesz, zawsze twierdzę, że dżinsy są w porządku - Jupiter zamknął za sobą drzwi i wszedł do pokoju - ale sam wolę strój wizytowy.
Pokiwał głową, a czarna muszka zakołysała się w takt jego słów.
- Wyglądasz ekstra w garniturze - Kelly obrzuciła go bacznym spojrzeniem.
Poczuł się głupio. Z ulgą zobaczył zbiegającego po schodach Pete’a, któremu mankiety koszuli wystawały nieco z rękawów niebieskiego blezera.
- Ostatnim razem miałem to na sobie - zachichotał Pete, pokazując sweter, który z trudem dopinał się na piersiach - na wręczeniu matur.
Wyprostował muskularną sylwetkę i wtedy rozległ się trzask pękającego materiału.
- Jak widać urosłem od tamtego czasu. Lecimy, bo jeszcze muszę odebrać samochód. Warsztat zamykają za piętnaście minut.
- Warsztat? - Jupiter zdębiał. Dogonił przyjaciół dopiero za drzwiami. - Dlaczego nie możemy pojechać moim autem? Jest na miejscu.
Pete westchnął ciężko na widok zdezelowanej półciężarówki, którą Jupiter wyciągnął kiedyś spod sterty gratów na podwórzu ciotki Matyldy i wuja Tytusa.
- Nie chcę cię urazić, Jupe, ale to dobre dla ekipy technicznej. Takie samochody nie podjeżdżają pod wejście dla publiczności.
- Mój jest przynajmniej na chodzie - Jupiter próbował protestować.
- Moja też - powiedział Pete z dumą. - To cudna stara toyota corolla. Ma na liczniku tylko dziewięćdziesiąt tysięcy kilometrów. Przyuważyłem ją wczoraj na policyjnej aukcji i nie wahałem się ani przez chwilę. Teraz jest na przeglądzie.
- Przeglądzie? - Jupiter zamarł. - A jeśli jej nie zarejestrują? Jest prawie piąta i nie możemy sobie pozwolić...
- Nie pękaj, stary - zaśmiał się Pete. - Rano wszystko było w porządku, światła działały, i w ogóle. A poza tym, mechanik to mój stary znajomy.
- Już to kiedyś słyszałam. Lepiej się pośpieszmy - Kelly złapała ich za ręce i pociągnęła do samochodu Jupitera.
Po chwili wysiedli przed Centrum Diagnostyki Samochodowej. Już od drzwi Pete dopominał się o swoje ukochane auto. W środku było cicho i trochę niesamowicie. Las hydraulicznych podnośników rzucał długie cienie na podłogę. Z plastykowego fotela w najdalszym kącie sali podniósł się sennie mechanik i nieprzytomnym okiem spojrzał na zegar.
- To już piąta? Chyba się zdrzemnąłem. Czym mogę służyć, synu?
- Przyszedłem odebrać samochód. Stalowoszarą corollę, pamięta pan?
Mechanik podrapał się po głowie.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Home
- Alfred Szklarski - Tomek u zródeł Amazonki, Książki, 1 - książki, książki 2, 13 - książki
- Alfred Szklarski - Tomek wsród łowców głów, Książki, 1 - książki, książki 2, 13 - książki
- Alfred Szklarski - Cykl-Przygody Tomka (5) Tajemnicza wyprawa Tomka. 5fantastic.pl , A znalezione w sieci, Publikacje tekstowe
- Alfred Elton Van Vogt - Cykl-Isher (01) Sklepy z bronią na Isher, E-book'i
- Alfred Jarry - Ubu król czyli Polacy, wiedza o teatrze, dramaty, Dramaty
- Alfred Szklarski - Tomek w grobowcach faraonów, AAAAAAA LEKTURY SZKOLNE <-----, Podstawówka - lektury
- Alfred Szklarski - Tomek w Gran Chaco(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y
- Alfred Szklarski - Tomek na tropach Yeti(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y
- Alfred Szklarski - Tomek u zrodel Amazonki(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y
- Alfred Szklarski - Tomek w Krainie Kangurow(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- smakujzapachy.keep.pl