[ Pobierz całość w formacie PDF ]
F LIPIEC 1990Ray AldridgeStalowe psySt�oczony wraz z koniem i psami Aandred czeka� w �luzie wyj�ciowej. Wype�niaj�ce ciasn� przestrze� powietrze by�o g�ste od zapachu smar�w, ozonu i cieczy hydraulicznej. Psy skaka�y z podnieceniem a ich zderzaj�ce si�, metalowe cia�a wydawa�y og�uszaj�cy, d�wi�czny odg�os.- Spokojnie, szczeniaczki - powiedzia� Aandred, nadaj�c swemu szorstkiemu g�osowi �agodne brzmienie. -Wiem, wiem... Droam jest dzisiaj troch� bardziej powolna, ni� zazwyczaj, ale ju� zaraz, za chwile...Psy uspokoi�y si�, sygnalizuj�c swoje zniecierpliwienieAandred otworzy� pokryw� zainstalowanej w jego przedramieniu tablicy kontrolnej i przyjrza� si� wska�nikom; wszystkie jarzy�y si� spokojn� zieleni�, z wyj�tkiem jednego, migocz�cego od czasu do czasu pomara�czowym blaskiem, kt�ry sygnalizowa� uszkodzenie przetwornika w�chowego Umber. Nic tak powa�nego, �eby j� zostawi�, pomy�la�. Umber by�a s�odkim i ani odrobin� nie zawistnym szczeniakiem; nie opu�ci�aby stada nawet wtedy, gdyby nos zupe�nie j� zawi�d�.- Jeste� got�w, My�liwcze? - zapyta�a Droam korzystaj�c z bezpo�redniego po��czenia.Aandred nienawidzi� rozlegaj�cego si� w jego g�owie g�osu; by� to nieproszony intruz, przypominaj�cy mu o tym, �e on, Aandred, stanowi w�asno�� zamku. Dzisiaj g�os by� jakby odrobin� mniej ob�udny, ni� zazwyczaj i Aandred odni�s� wra�enie, �e s�yszy w nim nut� obawy. To dobrze, pomy�la�. Cierp, potworze. Ale na g�os powiedzia� tylko jedno s�owo:- Tak.Wspi�� si� na grzbiet konia, pi�knie uformowany z czarnej stali i usadowi� w siodle, pod��czaj�c kable i zapinaj�c zatrzaski. Psy szarpn�y si� niecierpliwie, a rumak przera�liwie zar�a�. Aandred nachyli� si� do przodu i uderzy� go pi�ci� w g�ow�; posypa�y si� iskry, lecz ko� umilk�.- Dure�! - mrukn�� Aandred. Wierzchowiec bez w�tpienia stanowi� Przywo�anie bardzo szlachetnego zwierz�cia, ale nawet gdyby mia� go dosiada� ka�dej nocy przez nast�pnych siedemset lat, nie zdo�a�by go polubi�. I nawzajem zreszt�; w por�wnaniu z psami ko� by� zbyt g�upi albo zbyt zarozumia�y, �eby ukszta�towa� si� miedzy nimi taki zwi�zek.P�on�ce nad zwie�czeniem bramy �wiat�o zmieni�o sw� barw� na pomara�czow�, a nast�pnie na zielon�. Wrota otworzy�y si� z hukiem l ujadaj�ce dono�nie psy wysypa�y si� w wygwie�d�on� ciemno��, uderzaj�c o siebie z trzaskiem metalowymi bokami. Rozpocz�o si� Polowanie. Przez kilka pierwszych chwil ha�as by� wr�cz og�uszaj�cy, ale niemal natychmiast stado wypad�o na poro�ni�ty traw� trakt prowadz�cy w d�, do Zielonych R�wnin. Aandred zerkn�� za siebie, na Droam; sylwetka ogromnego zamku odcina�a si� nieprzeniknion� czerni� od wysypanego gwiazdami nieba, a tysi�ce wie� i wie�yczek przypomina�y kolce na grzbiecie rozw�cieczonego je�ozwierza. Nienawi��, jak� odczuwa� Aandred by�a tak wielka, �e przez moment czerwona mg�a zm�ci�a ostro�� jego widzenia, ale natychmiast otrz�sn�� si�, wyprostowa� w siodle i skoncentrowa� ca�� uwag� na Polowaniu.Nie lubH swego konia, ale za to wprost uwielbia� na nim je�dzi�. �mier� l Przywo�anie, kt�re nast�pi�y przed siedmiuset laty, znacznie ograniczy�y repertuar dost�pnych dla niego rozrywek, za� czas zmniejszy� atrakcyjno�� wi�kszo�ci spo�r�d tych, kt�re pozosta�y, ale ta jedna nic nie straci�a ze swojego uroku. Szalony galop pod czarnym niebem w towarzystwie stada ujadaj�cych ps�w, ch�odny wiatr rozwiewaj�cy metalowe pasemka jego w�os�w i wydymaj�cy obszerny p�aszcz, umykaj�ca spod kopyt ziemia... Tak, to nadal by�o dobre. Roze�mia�by �le na g�os, gdyby nie to, �e jego �miech przypomina� szalony ryk, jakiego nale�a�o oczekiwa� od Mistrza Polowania. Nie sprawia� mu ju� przyjemno�ci.W jego g�owie ponownie rozleg� si� glos Droam:- Jed� na nawietrzn� pla�e, Aandred. Troll m�wi�, �e w�a�nie tam wyl�dowali.Aandred dotkn�� lekko ��ku siod�a i Crimson, przewodnik stada, skr�ci� na �cie�k� prowadz�c� nad brzeg morza. �cie�ka wiod�a w poprzek stromego urwiska, nikn�c cz�sto w zdradliwych rozpadlinach, ale stado nic sobie z nich nie robi�o, przeskakuj�c je, mog�oby si� wydawa�, niemal od niechcenia. Aandred rozkoszowa� si� niebezpiecze�stwem; gdyby ko� pope�ni� chocia� jeden b��d, run�liby w d�, na stercz�ce z wody, ostre ska�y. Wysoko�� by�a wystarczaj�ca, by upadku nie wytrzyma�o nawet jego zbudowane ze stali cia�o. Krzykn�� z dzik� rado�ci�, lecz natychmiast pomy�la� o psach i rado�� znikne�a, ust�puj�c miejsca obawie. Dotkn�� ponownie ��ku i Crimson zwolni�, biegn�c znacznie ostro�niej.- Dobry piesek - szepn�� Aandred.Kiedy dotarli do twardego piasku u podn�a zbocza, ponownie pozwoli� psom rozwin�� wi�ksz� pr�dko��, a one zareagowa�y pe�nym zapa�u ujadaniem. Polowanie pogna�o w�sk� pla�� na p�noc; nad Morzem Wyspowym pojawi�a �le czerwona tarcza ksi�yca.Droam odezwa�a si� znowu w chwili, gdy uda�o mu si� niemal zapomnie� o celu wyprawy.- Oto, co masz zrobi�, Aandred - powiedzia� zamek. -Zabijesz wszystkich z wyj�tkiem jednego, kt�rego przywieziesz, �ebym mog�a go przes�ucha�.Zmarszczy� brwi.- Jak� maj� bro�? - zapyta�, my�l�c przede wszystkim o psach; zastanowi�o go, dlaczego nie spyta� o to wcze�niej. Zbyt d�ugo jestem martwy, przemkn�o mu przez my�l.- Nic, czego m�g�by� si� obawia�. Ani miotaczy energii, ani materia��w wybuchowych. Nie mieli nawet czasu, �eby wykopa� do�y i zastawi� pu�apki. To prosta sprawa, ale by�oby dobrze, gdyby� nie pope�ni� �adnego b��du.Aandred zacisn�� chromowane z�by. Nawet po tylu latach arogancja Droam wci�� jeszcze wprawia�a go we w�ciek�o��. By�o t�; godne uwagi zjawisko, szczeg�lnie je�li wzi�� pod uwag�, jak bardzo os�ab�y w nim wszelkie inne uczucia. Mimo to post�pi� zgodnie z jej sugesti�, wyciszaj�c szczekanie stada i ustawiaj�c urz�dzenia steruj�ce koniem tak, �eby bieg� na t�umi�cych wszelkie odg�osy, powietrznych poduszkach. Po chwili ju� nic nie zak��ca�o nocnej ciszy.Kiedy dotarli do miejsca, w kt�rym zwierzyna wysz�a z morza na l�d, psy otoczy�y podstaw� urwiska niczym spieniona, stalowa fala. Wkr�tce odnalaz�y grot�, w kt�rej by�a ukryta ��d� i wyci�gn�y j� na zewn�trz, w�ciekle gryz�c i szarpi�c po chwili z ��dki pozosta�a jedynie sterta drzazg. Aandred poczu� co� w rodzaju �alu. W czasach, kiedy jeszcze by� cz�owiekiem, bardzo lubi� wszelkie ��dki, a ta wydawa�a si� bardzo zwinna i starannie wykonana.Psy chwyci�y trop i pop�dzi�y pla�� a� do miejsca, w kt�rym niewielki wodospad rozbryzgiwa� si� w ga��ziach martwego ja�owca. Tutaj w urwisko wrzyna�a si� w�ska, si�gaj�ca w g��b l�du zatoka. Psy wskoczy�y do wody i pop�yn�y w tamtym kierunku, a w ich �lady, odbiwszy si� z ca�ej si�y od brzegu zadnimi nogami, poszed� tak�e nios�cy na swym grzbiecie Aandreda wierzchowiec.W skrytej miedzy stromymi �cianami zatoce panowa�a niemal zupe�na ciemno��, wiec Aandred prze��czy� swoje oczy na podczerwie�. Psy zamieni�y si� w soczy�cie czerwone, unosz�ce �le w czerni plamy, za kt�rymi ci�gn�y si� rozmazane, jaskrawe plamy odrzutu. Jeszcze raz zastanowi� si� nad otrzymanymi rozkazami; kiedy dopadn� zdobyczy musi dzia�a� bardzo szybko, bo inaczej Droam nie otrzyma swojego wi�nia. Psy by�y a� nazbyt gorliwe - cz�sto �ama�y z�by na stalowych bokach Przywo�anych jeleni, stanowi�cych ich tradycyjn� zdobycz. W por�wnaniu z tym i ko�ci, i cia�o by�y bardzo, ale to bardzo mi�kkie.Dotarli do ko�ca zatoki i wypadli na rozleg�e wrzosowisko. Przed nimi, w odleg�o�ci jakiej� �wier� mili, majaczy� skraj Lasu Dimlorn.Aandred ponownie nieco zmniejszy� szybko�� ps�w, jednocze�nie zwi�kszaj�c pr�dko�� konia. Kiedy zr�wna� si� z Crimsonem, zerkn�� w bok na przodownika stada. Crimson odpowiedzia� mu spojrzeniem wyba�uszonych, zdziwionych �lepi.- Przepraszam, piesku - wyszepta� Aandred. - Tylko ten jeden raz.Kiedy dopad� skraju lasu, mia� nad psami oko�o pi��dziesi�ciu metr�w przewagi. Pop�dzi� przed siebiemajacz�c� w mroku �cie�k� i po kilku sekundach dotar� do polany, na kt�rej roz�o�y�a si� obozem zdobycz. Gdy przedziera� si� z impetem przez porastaj�ce skraj polany krzewy dzikiej r�y, oko�o p� tuzina Zbieraczy zerwa�o si� na nogi, wpatruj�c si� w miejsce, z kt�rego dochodzi� ha�as. Wszyscy z wyj�tkiem jednego, kt�ry sta� na stra�y na �rodku polany, skryli si� pod zwieszaj�cymi si� nisko ga��ziami wierzby. Stra�nik - wysoki, szczup�y m�czyzna - wymierzy� w Aandreda kusze i strzeli�.Pocisk zrykoszetowa� od jego policzka i znikn�� w zaro�lach. Aandred rykn�� z b�lu; strza�a pozostawi�a w metalu ledwie dostrzegaln� rys�, ale akurat to miejsce by�o g�sto usiane ko�c�wkami pseudonerw�w. Wra�enie by�o takie, jakby kto� oddar� mu ca�y policzek. �cisn�� lekko cugle i skierowa� konia prosto na strzelca.Kiedy przejecha�, ze stra�nika pozosta�y jedynie krwawe, rozwleczone strz�py.Pozostali reagowali zdumiewaj�co wolno: trzech usi�owa�o odpe�zn�� miedzy drzewa, dw�ch sta�o bez ruchu z og�upia�ymi minami i tylko jeden, kobieta ubrana w postrz�pione �achmany, ruszy�a naprz�d, wymachuj�c w kierunku Aandreda czym� w rodzaju kr�tkiej pa�ki. Poniewa� znajdowa�a si� w najdogodniejszym miejscu, skr�ci� w jej stron�. Pa�ka ze�lizgn�a si� nieszkodliwie po grzbiecie konia a w nast�pnej chwili Aandred zgarn�� j� ramieniem, za� ko� z potwornym trzaskiem uderzy� w pie� wierzby. Zacz�� natychmiast wierzga� i stawa� d�ba, by uwolni� si� spomi�dzy ga��zi, mia�d��c przy okazji pod kopytami dw�ch kolejnych Zbieraczy.Na polanie, wci�� nie wydaj�c �adnego odg�osu, pojawi�y si� psy. Ko� ponownie wierzgn��, zaskoczony ich widokiem i Aandred o mato nie upu�ci� kobiety na ziemie, miedzy wyszczerzone paszcze. Wi�a si� rozpaczliwie i kopa�a, ale gdy jego metalowe d�onie zacisn�y si� nieco mocniej, wyda�a zduszony okrzyk i zwis�a bezw�adnie.- Dobrze - szepn��, wycofuj�c wierzchowca spomi�dzy resztek drzewa. - Droam nie m�wi�a, �e masz by� zdrowa, tylko �ywa.Psy wkr�tce odnalaz�y pozosta�ych Zbieraczy i w ciemno�ci rozleg�y si� kr�tkotrwa�e, przera�liwe krzyki. Zwierz�ta niebawem wr�ci�y na polan�, unosz�c ku gwiazdom zbroczone czarn� krwi� pyski.Ko� nadal ta�czy� niespokojnie,... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl