[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ALFRED HITCHCOCK
POWRÓT Z PIEKŁA
NOWE PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
(Przełożyła: MIRA WEBER)
ROZDZIAŁ 1
PRAWDZIWA ZAGADKA
- Śmiechu warte - skomentował siedemnastoletni Jupiter Jones. - Poradziłoby sobie z tym nawet dziesięcioletnie dziecko.
Chłopiec nie chciał w oczach przyjaciół uchodzić za pyszałka, więc na wszelki wypadek nie dodał, że on rozwiązałby taką krzyżówkę już wtedy, kiedy miał pięć lat.
Pete’owi Crenshawowi jednak te same hasła wcale nie wydawały się takie proste. Któryż dziesięciolatek wiedziałby na przykład, kto był żoną Dagwooda? Nazwisko brzmiało mu znajomo, ale nie umiał go z niczym skojarzyć.
Bob Andrews oparł stopy o krawędź biurka. Poradził sobie z agwoodem, więc wpisał rozwiązanie w odpowiednie kratki, po czym przeszedł do następnego hasła. “Przed siebie”. Siedmioliterowy wyraz, rozpoczynający się na literę “n”. “Naprzód”.
Trzej Detektywi siedzieli w Kwaterze Głównej, usytuowanej na terenie składu złomu Jonesów, w Rocky Beach, niewielkim kalifornijskim miasteczku w pobliżu Los Angeles.
Zaczął się drugi tydzień letnich wakacji. Zazwyczaj chłopcy spędzali wolny czas poza domem i tym razem pewnie byłoby podobnie. Ich firma detektywistyczna akurat nie miała nic do roboty, ale i tak nie brakowałoby im zajęć.
Jupe - jak nazywali Jupitera przyjaciele - pływałby w oceanie. Pierwszy Detektyw miał nadzieję, że intensywne poruszanie się w wodzie pomoże mu zgubić kilka zbędnych kilogramów.
Pete uprawiałby surfing lub szalałby kabrioletem ze swoją dziewczyną, Kelly Madigan. Chłopiec kupił używanego MG i poświęcał całe tygodnie, by podrasować nieco stary samochód.
Bob byłby na jakimś rockowym koncercie pod gołym niebem, otoczony grupą oddanych mu wielbicielek. Pracował dorywczo dla miejscowego łowcy talentów muzycznych i często dostawał darmowe bilety na różne imprezy. Jednakże to uroda Boba przyciągała dziewczyny bardziej niż fakt, że mógł je zapraszać na występy.
Tymczasem w ciągu ostatnich trzech dni w telewizji zapowiadano niewielkie opady. Było to pojęcie względne. Jupe zaobserwował, że dopóki nie wystawiało się nosa z domu, za oknem ledwie mżyło, wystarczyło jednak wyjść na zewnątrz, by przemoknąć do suchej nitki.
Pierwszy Detektyw wpisał w kratki jeszcze dwie litery i położył długopis obok całkowicie rozwiązanej krzyżówki.
- Przeciwieństwo do “Zatrzymaj się” - powiedział z pogardą.
- Dajcie spokój! Nawet osioł by odgadnął.
- Mam już to - uśmiechnął się Pete. - “Ruszaj”.
Jupe wziął ulotkę, w której wydrukowana była krzyżówka, i zerknął do instrukcji na odwrocie.
- W konkursie mogą wziąć udział jedynie chłopcy, uczniowie szkoły średniej, między czternastym a osiemnastym rokiem życia - przeczytał na głos. - Opłata wstępna nie jest wymagana. Skąd to wytrzasnąłeś? - spytał Pete’a.
- Rozdawali ulotki w naszym supermarkecie - wyjaśnił Drugi Detektyw. - Hasła są łatwe dla ciebie, Jupe, bo urodziłeś się z głową jak komputer. Co to jest: “Stój, rumaku”? Trzy litery, ostatnia “r”.
- Prr - podpowiedział Bob.
Jupiter czytał dalej.
- Główną nagrodą jest dwutygodniowy, całkowicie bezpłatny pobyt na pięknym ranczu w północnym Meksyku. Dodatkowe atrakcje to jazda konno, połów ryb w ogromnym, krystalicznie czystym jeziorze, wycieczki, pyszne pieczone steki...
- Wystarczy - wtrącił się Pete. - Kupuję!
Pete był najpotężniejszy spośród Trzech Detektywów i cieszył się zdrowym apetytem.
Popatrzył w sufit przyczepy, która służyła im jako Kwatera Główna. Krople deszczu bębniły o metalowy dach.
- Być może w Meksyku jest lepsza pogoda niż tu - dodał. - Mogę uprawiać surfing, nawet kiedy pada, ale potrzebne są fale! Tymczasem ocean jest gładki jak stół.
Jupe nie słuchał ani Pete’a, ani szumu deszczu. Ciągle był zajęty instrukcją na odwrocie ulotki.
- Nie przyjmujemy odpowiedzi pisemnych. Rozwiązania haseł należy nagrać na kasetę. Najpierw hasła poziome...
Chłopiec przerwał i szybko przebiegł wzrokiem pozostały tekst.
- Dziwne - zauważył.
- Co w tym dziwnego? - zdumiał się Bob. Polecenia wydawały mu się tak proste jak odpowiedź na hasło “Nie tam”. “Tu” - zapisał, nim spojrzał na Jupitera.
- Wydrukowanie ulotek kosztuje - zadumał się Jupiter. - Pobyt na ranczu w Meksyku również. Po co ktoś miałby wykładać forsę na taki durny konkurs?
- Sztuczka reklamowa - wyjaśnił mu Bob.
Doświadczenia wyniesione ze świata muzyki pop, w którym sporo się obracał, nauczyły go rozpoznawać założoną przynętę.
- W ten sposób zachęcają cię, byś kupił magnetofon i czystą kasetę.
- Wyjaśnienie brzmi sensownie - przyznał Jupiter. - Nie zauważyłem jednak śladu informacji ani o tym, gdzie należy kupić sprzęt, ani też nazwy producenta.
- Wręczali ulotki w supermarkecie - przypomniał Pete. - Może akurat robią wyprzedaż?
Jupiter potrząsnął głową.
- Gdybyś zauważał cokolwiek poza Kelly Madigan, wiedziałbyś, że supermarket w Rocky Beach nie prowadzi sprzedaży żadnych elektronicznych urządzeń, nawet kieszonkowych kalkulatorów.
Ponownie zerknął do ulotki.
Niewysoki i tęgawy Jupe nie lubił ruszać się więcej, niż musiał. Dwa tygodnie na ranczu w Meksyku, jazda konna i wędkowanie zupełnie go nie pociągały. Zaciekawił go jednak sam konkurs. Kto i dlaczego zamierzał go sfinansować?
- Prawdopodobnie rozprowadzali te ulotki w całym Los Angeles i okolicach - powiedział. - Hasła są tak łatwe, że można się spodziewać setek prawidłowych rozwiązań, będą więc musieli wybrać jedno. Nas jest trzech, czyli razem mamy trzykrotnie większą szansę na wygraną.
Bob popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Naprawdę chcesz wziąć w tym udział? - spytał.
- Jasne. Czemu nie?
Jupiter wyjął z szuflady biurka magnetofon, włożył czystą kasetę i wraz z rozwiązaną krzyżówką podał urządzenie Pete’owi.
- Zaczynaj nagranie - powiedział. - Najpierw hasła poziome.
Zanim Pete włączył magnetofon, popatrzył na krzyżówkę i prychnął z niechęcią.
- “Chodź” ma być odpowiedzią na hasło: “Przyjdź i weź udział”? Jakieś dziwactwo. Dlaczego nie napisali po prostu: “Przeciwieństwo “odejdź”?
Godzinę później Trzej Detektywi zgodnie z instrukcją zapakowali do grubych kopert trzy nagrane kasety z rozwiązaną krzyżówką, dołączyli swoje dane i zaadresowali przesyłki na podany w ulotce adres w Santa Monica.
Deszcz chwilowo ustał.
- Możemy wysłać koperty, zanim znowu zacznie padać -zaproponował Bob. Wyjął z oczu szkła kontaktowe i zaczął je czyścić.
- Albo pojechać do Santa Monica i doręczyć je na miejscu - podsunął Jupe.
- Po co mamy się wlec do Santa Monica? - marudził Pete. - Czy jest tam coś ciekawego poza kilometrami mokrego piachu na plaży?
- Pojeździmy trochę, wstąpimy na pizzę, zorientujemy się, co się dzieje. Może coś zobaczymy? - odparł Bob, który zdążył już włożyć z powrotem szkła kontaktowe.
Pete poparł pomysł. Był głodny.
Jupe nic nie odpowiedział. Pizzy i innych tego typu dań musiał się wyrzec, bo były tuczące. Wiedział również, że zobaczą po prostu dziewczyny.
Pierwszy Detektyw oczywiście nie miał nic przeciwko dziewczynom. Interesował się nimi tak samo, jak jego dwaj przyjaciele. Kłopot polegał na tym, że one zupełnie nie zwracały na niego uwagi, zwłaszcza gdy w pobliżu był Bob. Mimo to Jupiter chciał pojechać do Santa Monica na rekonesans. Pragnął się przekonać, kim jest adresat, do którego miały trafić rozwiązania krzyżówki. Być może wtedy uda mu się zrozumieć, czemu miała służyć cała zabawa.
- Dobrze, zbierajmy się - powiedział.
- Czyim wozem jedziemy? - spytał Pete. - Dach MG przecieka. Nie miałem czasu go naprawić.
- Na pewno nie moim - odparł ponurym tonem Jupiter. Jego honda civic została skasowana, kiedy pracowali nad kolejną zagadką, a skąpe zasoby finansowe ciągle nie pozwalały chłopcu na kupno innego samochodu.
- Znowu będziemy się tłoczyć w garbusie - jęknął Pete. Nie mieli jednak innego wyjścia. Kiedy szli do czerwonego volkswagena, Bob trącił przyjaciela w ramię. Jako właściciel auta usiadł za kierownicą, Jupiter zajął miejsce obok niego, a Pete opadł ciężko na tylne siedzenie i wyciągnął nogi na fotelu. Siedemnastoletni Drugi Detektyw miał dobrze ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i proporcjonalnie długie nogi. Nie mógł jechać obok kierowcy, gdyż szorowałby kolanami o tablicę rozdzielczą.
Kiedy chłopcy sunęli nadbrzeżną szosą, znowu zaczęło mżyć.
- Co za anomalia - żalił się Pete, patrząc smętnym wzrokiem na skąpane w deszczu wybrzeże.
- Masz rację. Nie to, co w San Francisco. Tam zawsze możesz spodziewać się deszczu - zauważył Bob.
Obowiązki służbowe kilka razy zawiodły go do tego miasta. Na polecenie Saxa Sendlera Bob organizował trasy zespołom, z którymi szef właśnie zawarł kontrakt.
W Santa Monica Trzej Detektywi szybko odnaleźli poszukiwaną ulicę. Znajdowała się w centrum miasta, w dzielnicy handlowej. Jupiter przez szybę samochodu śledził mijane numery.
- Tam - odezwał się nagle, dotykając ramienia Boba. - Dokładnie gdzie ci ludzie...
Nie musiał nic więcej dodawać. Przed jednym ze sklepów zebrało się wielu przechodniów. Przy krawężniku stały dwa wozy policyjne z włączonymi sygnałami świetlnymi.
- Chodźmy - powiedział Jupiter, otwierając drzwi, kiedy Bob zatrzymał samochód. - Pod ten adres mieliśmy dostarczyć kasety. Zobaczmy, co się dzieje.
Trzej przyjaciele przeciskali się przez tłum. Zobaczyli, że dwaj policjanci zaglądają do wnętrza sklepu przez oszklone drzwi. Najwyraźniej gotowi byli je wyważyć, gdyby zauważyli w środku coś podejrzanego.
Jupe jak zwykle metodycznie obejrzał cały budynek, w którym mieścił się sklep. Nie wiadomo, co kiedyś w nim sprzedawano. Teraz szyby wystawowe zamalowane były od wewnątrz białą farbą. Większość powierzchni pokrywały napisy: Na sprzedaż.
Żadna z zapytanych osób nie wiedziała, co się dzieje. Widać było jedynie, że potencjalny włamywacz nie zdołał pokonać drzwi.
Być może system alarmowy zaczął działać, zanim intruz dostał się do środka.
Jupiter przeszedł na drugą stronę ulicy, wstąpił do kiosku i kupił w automacie kilka znaczków. Nakleił je na koperty, które wrzucił do wiszącej w pobliżu skrzynki pocztowej, po czym dołączył do tłumu, kłębiącego się na zewnątrz opustoszałego sklepu, i zaczął się rozglądać za przyjaciółmi.
Boba dostrzegł od razu. Stał obok wozu policyjnego i rozmawiał z ładną, ciemnowłosą dziewczyną mniej więcej w jego wieku. Panienka co chwila marszczyła nos. Najwyraźniej nie mogła opanować tego odruchu. Mimo to sprawiała bardzo sympatyczne wrażenie.
W pewnej chwili pojawił się Pete i wraz z Jupiterem czekał niecierpliwie, aż Bob zakończy rozmowę. Chłopiec pożegnał wreszcie dziewczynę i rozstali się. Trzej przyjaciele wrócili do samochodu i wyruszyli w drogę powrotną do domu.
- Dała ci swój numer telefonu? - spytał Jupe z nutą zazdrości w głosie.
Bob pokręcił głową.
- Nie jest w moim typie - wyjaśnił. - Zbiera wczesne nagrania Judy Garland.
Być może stąd wziął się odruch marszczenia nosa, pomyślał Jupiter. Dziewczyna naśladowała filmowe wcielenie znanej niegdyś aktorki i piosenkarki.
- Musiałeś z nią gadać aż dziesięć minut, by się zorientować, że nie lubi rocka? - dopytywał się Pete. - Myślałem, że jesteś szybszy w tych sprawach.
- O muzyce rozmawialiśmy jedynie na wstępie - odparł Bob. - Potem opowiadała o tym, co się tu niedawno wydarzyło.
- No i co z tego - parsknął Jupe. Trzej Detektywi mieli rozwiązywać zagadki, a nie podrywać dziewczyny.
- Mówiła - ciągnął Bob - że właśnie wychodziła ze sklepu z kawą, który znajduje się po drugiej stronie ulicy, kiedy włączył się zewnętrzny alarm antywłamaniowy w tym nieczynnym magazynie. Potem zobaczyła, że ucieka stamtąd jakaś kobieta, szybko wsiada do niebieskiego samochodu i odjeżdża z piskiem opon.
- Czy twoja rozmówczyni zapamiętała, jak wyglądała tamta kobieta? - spytał Jupe.
- Według niej była to szczupła blondynka około czterdziestki - odparł Bob. - Nosiła ciemne okulary.
- Ciemne okulary w taki deszczowy dzień! - zawołał Pete.
- Powinna była jeszcze zamontować na nich wycieraczki.
- Dość tajemnicza osoba - przyznał Jupe.
Milczał przez chwilę, zastanawiając się nad całą sprawą.
- Zamierzała się włamać do pustego magazynu. Ciekawe, co spodziewała się tam znaleźć? - spytał.
Odpowiedziała mu cisza. Jupiter nie mógł pozwolić, by na tym się skończyło.
- Coś tak cennego, że ryzykowała nawet pójście do więzienia byle tylko to dostać - oznajmił. - Chłopaki, z tym konkursem wiąże się coś więcej niż pieczone steki!
ROZDZIAŁ 2
KIERUNEK: MEKSYK
Następnego dnia wypogodziło się i nad Kalifornią znowu świeciło słońce. Przez kolejne trzy tygodnie każdy z Trzech Detektywów zajmował się swoimi sprawami.
Bob pogrążył się w pracy, jego szef, Sax Sendler, załatwił kilku promowanym przez agencję zespołom występ w wielkim koncercie rockowym pod gołym niebem. Bob pracował po dwanaście godzin na dobę. Przygotowywał reklamy, biegał na posyłki i pomagał w montażu sprzętu.
Pete miał kłopoty ze swoją dziewczyną, Kelly. Wydawało się, że ostatnio jej uczucia nieco ostygły. Chociaż to ona pierwsza zaproponowała Pete’owi, by ze sobą chodzili, teraz wszystko wyglądało inaczej niż na początku. Czasem Pete umawiał się, że wpadnie po nią do domu, a kiedy przyjeżdżał, okazywało się, że dziewczyna akurat wyszła z przyjaciółką na zakupy. Uczucia Pete’a nie zmieniły się jednak, gdyż podejrzewał, że Kelly jest przywiązana do niego tak jak zawsze, tyle że na swój sposób. Niemniej jednak czas uciekał, a on marnował wakacje na jałowych oczekiwaniach, zamiast uprawiać surfing czy ćwiczyć karate.
Jupiter czynił nadludzkie wysiłki, by schudnąć. Miał niecałe metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, a ważył ponad osiemdziesiąt pięć kilogramów. W końcu musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Nie był po prostu krępy. Był... no, może jeszcze nie tłusty, ale jego figura wymagała sporej korekty. Problem polegał na tym, że im więcej Jupe pływał i ćwiczył dżudo, tym bardziej czuł się głodny. Najtrudniej było mu przywyknąć do nowej diety.
W tym tygodniu wypróbowywał metodę odchudzającą Keila Halfebrota. Polegała ona na spożywaniu surówek i produktów zawierających białko. Ponieważ muskularny Halfebrot wyglądał jak Superman, gdy tymczasem Jupiter przypominał ogromną gruszkę, chłopiec uważał, że warto się pomęczyć.
Pewnego popołudnia Jupe stał przed swoim warsztatem. Znajdował się on na terenie składu złomu, niedaleko Kwatery Głównej. Ten warsztat był rajem dla majsterkowicza. Zgromadzono w nim wszystkie narzędzia, niezbędne do wykonania czy naprawy elektronicznych gadżetów, którymi detektywi posługiwali się podczas rozwiązywania kolejnych przypadków.
Teraz też Jupe zajęty był majsterkowaniem. Sprawdzał nowe urządzenie zabezpieczające warsztat: zamek, który otwierał się jedynie na hasło.
Pete przebywał w drugiej części pomieszczenia, gdzie urządził coś w rodzaju warsztatu samochodowego. Kelly po raz drugi w tym tygodniu wystawiła go do wiatru.
Jupe przyłączył ostatnią kostkę silikonową do zamka.
- Uwaga: pies - powiedział.
- Co? - zdziwił się Pete. Kroił akurat płótno przeznaczone na nowy dach do kabrioletu.
- Psiakość! - zdenerwował się Jupiter. - Po tych słowach zamek powinien się otworzyć. Uwaga: pies - powtórzył głośniej.
- Zdecyduj się w końcu: pies czy jego kość - poradził Pete, krążąc wokół przyjaciela.
Jupiter zrobił głupią minę i chciał coś powiedzieć, kiedy w warsztacie zadzwonił telefon. Pierwszy Detektyw nawet się nie ruszył, by go odebrać, gdyż wiedział, że drugi aparat znajduje się w Kwaterze Głównej. Bob siedział tam przed ekranem komputera i układał ulotkę reklamującą koncert rockowy. Prawdopodobnie telefonuje któraś z jego sympatii z błaganiem o randkę, pomyślał Jupe. Trzeba dać przyjacielowi okazję, by sam podniósł słuchawkę.
Po chwili telefon zamilkł. Pete przestał krążyć wokół Jupitera i wrócił do swojego kanału samochodowego.
Z przyczepy wyszedł Bob.
- Jupe, dzwoniła twoja ciotka.
Zanim przyjaciel zamknął drzwi Kwatery, Jupiter zdążył zobaczyć siedzące wewnątrz trzy niebrzydkie panienki.
- Chce ze mną rozmawiać? - zdziwił się nieco Jupe.
Od śmierci rodziców, którzy zginęli w wypadku samochodowym kiedy Jupiter miał cztery lata, chłopcem zajęli się ciotka Matylda i wujek Tytus. Jupe do tej pory był im wdzięczny za to, że stworzyli mu prawdziwy dom, i bardzo lubił ich oboje. Jednakże teraz, gdy miał siedemnaście lat, nie odgrywali już w jego życiu tak wielkiej roli jak niegdyś.
Parę lat temu wezwania od ciotki Matyldy systematycznie się powtarzały. Zwykle oznaczały jedno: pracę. Ciotka wynajdywała chłopcu nie kończące się zajęcia w składzie złomu. Ostatnio Jupe wprowadził do komputera dane dotyczące inwentarza składu, dzięki czemu uwolnił się od codziennej harówki i telefony ciotki były równą rzadkością jak dziewczyny w życiu Jupitera.
- Nie, chce ci tylko przekazać wiadomość - powiedział Bob - że przyszedł ktoś, kto pragnie z tobą porozmawiać.
- Kto taki? - spytał Jupe.
- Nazywa się Rice. - Bob uśmiechnął się. - Ma to jakiś związek z naszym konkursem.
- Naprawdę? - Zainteresowanie Jupitera wzrosło. Nie zapomniało konkursie; zawsze o wszystkim pamiętał. Gubienie zbędnych kilogramów tak go jednak zaabsorbowało, że ostatnio niewiele myślał o czymkolwiek innym.
Nareszcie będzie mógł się przekonać, kto postanowił ufundować kosztowną nagrodę w zamian za rozwiązanie głupawej krzyżówki.
Trzej Detektywi doszli do wniosku, że wszyscy powinni się spotkać z panem Rice’em, więc opuścili Kwaterę Główną i poszli w stronę domu Jonesów. Kiedy zbliżali się do niego, na ganku pojawił się jakiś mężczyzna.
Był wysoki i szczupły, zdaniem Jupitera mógł mieć około czterdziestki. W robionych na miarę kowbojskich butach, markowych dżinsach i kosztownym, przekrzywionym stetsonie na głowie wyglądał jak laluś. Mężczyzna zdjął kapelusz i pomachał nim na powitanie.
- Cześć. Jestem Dustin Rice.
Obrzucił każdego z chłopców uważnym spojrzeniem.
- No to który z was jest tym szczęściarzem? - spytał. - Nie, lepiej nic nie mówcie. Zobaczymy, czy zgadnę.
Jestem ciekaw, jak brzmi twój głos - zwrócił się z uśmiechem do Pete’a. - Powiedz, ot tak, dla żartu...- zawahał się przez chwilę - “Kierunek: Meksyk, południowa granica”.
Pete niechętnie powtórzył usłyszane słowa. Pan Rice nie zrobił na nim najlepszego wrażenia.
Dustin Rice potrząsnął głową i skinął kapeluszem w stronę Boba.
- Teraz ty.
- Warunek: wieprzek, gęba jak donica - powiedział Bob. Nie lubił gadać bez sensu, a poza tym nie zamierzał słuchać poleceń apodyktycznego kowboja.
Dustin Rice zdobył się na wymuszony uśmiech. Spojrzał uważnie na Jupe’a. Jupe popatrzył na niego.
Pierwszy Detektyw pomyślał, że mężczyzna udaje kogoś innego, niż jest naprawdę. Jego wesoły uśmiech i serdeczne zachowanie były sztuczne. Przypominał Jupe’owi człowieka balansującego na linie, który starannie planuje następny krok.
- Mógłbyś powtórzyć zacytowane przeze mnie zdanie? Chciałbym usłyszeć, jak je wymawiasz. - Rice nie tracił czasu.
- Kierunek: Meksyk, południowa granica. Dustinowi Rice’owi zalśniły oczy. Wyraźnie podniecony podszedł do Jupitera i potrząsnął jego dłonią.
- Przyjaciele ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Home
- Alistair MacLean - Złota dziewczyna 1 - Złota dziewczyna, E Książki także, Alistair MacLean, Złota dziewczyna
- Alex Kava - W ułamku sekundy[JoannaC], KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, Alex Kava - W ułamku sekundy[JoannaC]
- Aleksander Sołżenicyn - Dwieście lat razem t 1, E Książki także, Aleksander Sołżenicyn, Sołżenicyn Aleksander
- Al-Baz-Rania---Oszpecona, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, [TORRENTCITY.PL] Al-Baz Rania - Oszpecona [PL] [][]
- Aleksander Sołżenicyn - Oddział chorych na raka, E Książki także, Aleksander Sołżenicyn, Sołżenicyn Aleksander
- Alistair MacLean - Goodbye, Książki, Alistair MacLean
- Aldous Huxley - Nowy wspaniały świat, Książki, Nowy wspaniały świat, Wersja e-book
- Altman John - Obserwatorzy, E Książki także, Altman, John
- Albert Camus - Upadek, ►Dla moli książkowych, Camus, Albert
- Alone in the Dark Prima Official eGuide, Prima, Bradygames IGN and other guide, Poradniki ENG
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- paranormalne.htw.pl