[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Louise AllenEgipska misjaTłu​ma​cze​nieTe​re​sa Kom​łoszROZDZIAŁ PIERWSZYPo​czą​tek kwiet​nia 1801, Gór​ny EgiptQuin le​żał na go​rą​cym pia​sku, na szczy​cie wy​dmy; pró​bo​wał za​po​mnieć o pra​-gnie​niu, upa​le i pul​su​ją​cym bólu w le​wym ra​mie​niu, sku​pia​jąc całą uwa​gę na wi​-docz​nym w od​da​li na​mio​cie.Okre​śle​nie „na​miot” wy​da​wa​ło się w tym przy​pad​ku zbyt skrom​ne. To, co wi​dział,skła​da​ło się z kil​ku wy​dzie​lo​nych po​miesz​czeń oto​czo​nych stre​fa​mi cie​nia, uzy​ska​-ny​mi dzię​ki po​ła​ciom ma​te​ria​łu roz​pię​te​go na pa​li​kach; opusz​czo​ne nocą praw​do​po​-dob​nie two​rzy​ły ze​wnętrz​ne ścia​ny.Obo​zo​wi​sko wy​glą​da​ło nie​zwy​kle schlud​nie, choć nie wi​dać w nim było żad​nejsłuż​by. Z jed​nej stro​ny znaj​do​wa​ła się za​gro​da dla zwie​rząt ze słup​ka​mi do przy​wią​-zy​wa​nia i ko​ry​tem, po dru​giej trzci​no​wy dach osła​niał pro​wi​zo​rycz​ną kuch​nię. Z ob​-ło​żo​ne​go ka​mie​nia​mi pa​le​ni​ska uno​si​ła się w górę struż​ka dymu; w za​gro​dzie niebyło ani jed​ne​go osła, a je​dy​ną żywą isto​tą w polu wi​dze​nia był męż​czy​zna w ko​szu​liz krót​kim rę​ka​wem. Sie​dział przy sto​le w cie​niu mar​ki​zy i pi​sał coś w roz​ło​żo​nychna bla​cie pa​pie​rach.Quin zmru​żył oczy. Czło​wiek, na któ​re​go pa​trzył, miał pięć​dzie​siąt kil​ka lat, krę​pąsyl​wet​kę i prze​tka​ne si​wi​zną ciem​ne wło​sy – z pew​no​ścią był tym, kogo szu​kał,a przy​naj​mniej wszyst​ko na to wska​zy​wa​ło. Sir Phi​lip Wo​odward, ba​ro​net, an​ty​kwa​-riusz i uczo​ny, nie​czu​ły mąż, sa​mo​lub​ny wdo​wiec za​nie​dbu​ją​cy swe dziec​ko…i zdraj​ca.W od​da​li dało się za​uwa​żyć fa​lo​wa​nie sza​ty po​ru​sza​nej lek​kim po​wie​wem wia​tru.Ktoś nad​cho​dził. Quin prze​niósł spoj​rze​nie na mo​nu​men​tal​ne ko​lum​ny świą​ty​ni KomOmbo, gó​ru​ją​cej nad roz​sia​ny​mi za nią gli​nia​ny​mi cha​ta​mi wio​ski, za​miesz​ka​łejprzez ry​ba​ków i rol​ni​ków. Oso​ba pro​wa​dzą​ca osła mu​sia​ła do​brze znać te​ren, bomi​ja​jąc ma​je​sta​tycz​ne ru​iny, na​wet nie pod​nio​sła wzro​ku. Kie​dy się zbli​ży​ła, Quinzo​ba​czył, że to ko​bie​ta w za​kry​wa​ją​cej cia​ło ciem​no​nie​bie​skiej sza​cie o na​zwie tobse​bleh, ale jak więk​szość ko​biet w Gór​nym Egip​cie z od​sło​nię​tą twa​rzą. Słu​żą​ca…albo ta dru​ga oso​ba, po któ​rą go przy​sła​no?Ma​da​me Val​sac, wdo​wa po ka​pi​ta​nie Thier​rym Val​sa​cu z Ar​mii Wschod​niej Na​po​-le​ona, cór​ka sir Phi​li​pa Wo​odwar​da i, być może, rów​nież zdraj​czy​ni. Jed​nak w prze​-ci​wień​stwie do ojca, któ​re​go bez​pie​czeń​stwo nie​wie​le ob​cho​dzi​ło zle​ce​nio​daw​cęQu​ina, ma​da​me Val​sac mia​ła być za​bra​na z Egip​tu i spro​wa​dzo​na pod skrzy​dładziad​ka, czy jej się to po​do​ba​ło, czy nie – nie​za​leż​nie od tego, komu była lo​jal​na.Ewen​tu​al​ne trud​no​ści i kło​po​ty, ja​kie mo​gły wy​stą​pić set​ki ki​lo​me​trów od wy​brze​-ża, zu​peł​nie nie in​te​re​so​wa​ły dżen​tel​me​na re​zy​du​ją​ce​go na Gi​bral​ta​rze. Quin byłdy​plo​ma​tą mó​wią​cym po fran​cu​sku i arab​sku, a do tego orien​to​wał się na tyle w za​-gad​nie​niach sta​ro​żyt​no​ści, by ujść za jed​ne​go z fran​cu​skich sa​vants, uczo​nych po​zo​-sta​wio​nych przez Na​po​le​ona na egip​skiej pu​sty​ni w ce​lach ba​daw​czych, pod opie​kąjego źle opła​ca​nych, nę​ka​nych cho​ro​ba​mi i sła​bo za​opa​trzo​nych od​dzia​łów. Kwa​li​fi​-ka​cje Qu​ina zo​sta​ły oce​nio​ne jako cał​ko​wi​cie wy​star​cza​ją​ce do od​by​cia tej szcze​-gól​nej mi​sji.– Mam ogól​ne ro​ze​zna​nie w hi​sto​rii sta​ro​żyt​nej, mi​lor​dzie – pró​bo​wał tłu​ma​czyćQuin. – Moja wie​dza o Egip​cie jest prak​tycz​nie ze​ro​wa.Nie po​sia​dam też umie​jęt​no​ści po​ry​wa​nia ko​biet, do​dał już w du​chu.– Bę​dzie pan miał mnó​stwo cza​su, żeby się pod​szko​lić za po​mo​cą od​po​wied​niejlek​tu​ry na po​kła​dzie stat​ku pły​ną​ce​go stąd do Alek​san​drii – od​parł jego zwierzch​-nik, zu​peł​nie nie​wzru​szo​ny. – Pro​szę tyl​ko pa​mię​tać, że ksią​żę St. Osyth ży​czy so​biepo​wro​tu wnucz​ki, na​wet je​śli przez jej łóż​ko prze​wi​nął się cały fran​cu​ski re​gi​ment.Jej ojca nikt nie chce, ale je​śli jest zdraj​cą, mu​si​my po​znać szcze​gó​ły jego dzia​łal​no​-ści. Po​tem może się pan go po​zbyć.– Nie je​stem za​bój​cą, mi​lor​dzie – przy​po​mniał mu Quin, to​nem znacz​nie ostrzej​-szym niż ten, któ​rym tłu​ma​czył się z nie​zna​jo​mo​ści Egip​tu. Ow​szem, był am​bit​ny,ale ni​g​dy by się nie po​su​nął do mor​der​stwa.– W ta​kim ra​zie pro​szę go bli​żej za​po​znać z ja​kimś głod​nym kro​ko​dy​lem albo zgu​-bić na pu​sty​ni.Quin za​mru​gał, żeby le​piej wi​dzieć, i zo​rien​to​wał się, że czar​ne punk​ty mi​ga​ją​cemu przed ocza​mi to by​naj​mniej nie mu​chy.Ko​bie​ta z osłem po​de​szła już cał​kiem bli​sko. Mi​ja​jąc czło​wie​ka sie​dzą​ce​go podmar​ki​zą, ode​zwa​ła się, ale jej nie od​po​wie​dział. Za​tem była słu​żą​cą.Za​trzy​ma​ła osła i za​czę​ła ścią​gać z jego grzbie​tu na​czy​nia z wodą. Wy​ko​ny​wa​neprzez nią ru​chy, spraw​ne i oszczęd​ne, zdra​dza​ły, że jest przy​zwy​cza​jo​na do pra​cy fi​-zycz​nej. Na​peł​ni​ła wia​dro dla zwie​rzę​cia, uzu​peł​ni​ła za​pas w wiel​kich stą​gwiach,a po​tem na​bra​ła wody do nie​wiel​kie​go dzban​ka i za​nio​sła pod za​cie​nia​ją​cy da​szekna​prze​ciw​ko wy​dmy, gdzie le​żał ukry​ty Quin.Przez pul​su​ją​cy ból gło​wy nie od razu się zo​rien​to​wał, co ko​bie​ta za​mie​rza zro​-bić. Ścią​gnę​ła przez gło​wę ba​weł​nia​ną wierzch​nią sza​tę, roz​pu​ści​ła wło​sy zwią​za​newcze​śniej skraw​kiem zwi​nię​te​go płót​na i za​bra​ła się do roz​su​pły​wa​nia pa​ska w ta​-lii. Za​ga​pio​ny na jej wło​sy – w ko​lo​rze doj​rza​łe​go mio​du, lek​ko po​fa​lo​wa​ne, zde​cy​-do​wa​nie nie egip​skie – po​trze​bo​wał chwi​li, by do nie​go do​tar​ło, że za​raz zdej​mieresz​tę ubra​nia i za​cznie się myć.Pod​glą​da​nie ko​biet w ką​pie​li uwa​żał za rów​nie nie​do​pusz​czal​ne, jak kar​mie​niekro​ko​dy​li ba​ro​ne​ta​mi. Pod​niósł się więc, za​sko​czo​ny nie​sta​ło​ścią pod​ło​ża, któ​re do​-słow​nie ucie​ka​ło mu spod nóg. Nad​szedł czas, by plan jego mi​sji – co​kol​wiek byo nim są​dził – wcie​lić w ży​cie.Już po pierw​szym chwiej​nym kro​ku wie​dział, że to nie po​wierzch​nia wy​dmy utrud​-nia mu cho​dze​nie. Do li​cha, je​stem cho​ry, po​my​ślał, na wpół bie​gnąc, na wpół ze​śli​-zgu​jąc się po pia​sko​wym zbo​czu. Sta​rał się pa​no​wać nad ru​cha​mi nóg, lecz mimo towy​lą​do​wał na twar​dym grun​cie u dołu z ta​kim im​pe​tem, że aż za​bo​lał go krę​go​słup.Ko​bie​ta na​wet nie drgnę​ła ani nie wy​da​ła żad​ne​go od​gło​su, po pro​stu sta​ła z rę​ka​mina węź​le pa​ska i pa​trzy​ła na nie​go sze​ro​ko otwar​ty​mi ocza​mi.Za​trzy​mał się w koń​cu nie​wie​le po​nad metr od niej.–Bon​jo​ur -zdo​łał wy​du​kać, nim ko​la​na się pod nim ugię​ły i padł na zie​mię. –Mada…Kleo dłu​go przy​glą​da​ła się po​sta​ci wy​cią​gnię​tej u jej stóp, odzia​nej w za​ku​rzo​nąga​la​bi​ję, z od​kry​tą gło​wą, a po​tem wes​tchnę​ła i pod​nie​sio​nym gło​sem za​wo​ła​ła:– Oj​cze!– Pra​cu​ję. Już czas na po​si​łek?– Nie. Jest tu ja​kiś czło​wiek, nie​przy​tom​ny.– Zo​staw go. – Oj​ciec, wy​raź​nie zi​ry​to​wa​ny, że mu prze​szka​dza, nie oka​zał naj​-mniej​sze​go za​cie​ka​wie​nia sy​tu​acją. Cóż, moż​na się było tego spo​dzie​wać, cho​dzi​łow koń​cu o isto​tę ludz​ką, co wię​cej, w po​ża​ło​wa​nia god​nym sta​nie, a nie ru​iny wspa​-nia​łej świą​ty​ni, fre​sku, nie mó​wiąc już o nie​roz​szy​fro​wa​nej in​skryp​cji.– Umrze i bę​dzie śmier​dział – od​krzyk​nę​ła Kleo. Do​sko​na​le wie​dzia​ła, że tyl​kobez​po​śred​nia groź​ba za​kłó​ce​nia spo​ko​ju i wy​go​dy skło​ni ojca do dzia​ła​nia.Roz​le​gło się stłu​mio​ne prze​kleń​stwo, po czym męż​czy​zna sta​nął u boku cór​ki.Szturch​nął le​żą​ce na zie​mi cia​ło czub​kiem buta; wi​dząc, że się nie​znacz​nie po​ru​szy​-ło, rzekł:– Żyje. Nie jest Egip​cja​ni​nem. To na pew​no Fran​cuz. Gdzie chcesz go po​ło​żyć?– Nie chcę go ni​g​dzie kłaść! Ale chy​ba go po​ło​żę na wol​nej pry​czy w moim po​ko​ju.– Kleo roz​su​nę​ła za​sło​ny, a po​tem zgar​nę​ła po​ściel i kil​ka swo​ich ubrań z łóż​ka,o któ​rym wspo​mnia​ła, zo​sta​wia​jąc je​dy​nie cien​ki ba​weł​nia​ny ma​te​rac na sznu​rachroz​pię​tych gę​sto na ra​mie. Nim znów wy​szła na ze​wnątrz, oj​ciec zdą​żył wsu​nąć nie​-przy​tom​ne​mu przy​by​szo​wi ręce pod pa​chy i wcią​gał go, wciąż ob​ró​co​ne​go twa​rząw dół, do na​mio​tu.Na​gle za​świ​ta​ła jej w gło​wie nie​przy​jem​na moż​li​wość.– Ma opu​chli​zny?– Co? – Oj​ciec gwał​tow​nie cof​nął ręce i bez​wład​ne cia​ło z głu​chym klap​nię​ciemude​rzy​ło o zie​mię.Kleo się wzdry​gnę​ła. Wy​glą​da​ło na to, że do​dat​ko​wo bę​dzie mu​sia​ła opa​trzyć roz​-bi​ty, krwa​wią​cy nos.– Pod pa​cha​mi. Je​śli jest cho​ry, ma tam opu​chli​zny.– Nie ma. Ale jest roz​pa​lo​ny i wy​schnię​ty na kość. – Po​now​nie schy​lił się ku nie​-zna​jo​me​mu i po​cią​gnął cia​ło do łóż​ka; Kleo chwy​ci​ła za nogi i ra​zem wrzu​ci​li nie​-zna​jo​me​go na po​sła​nie, tym ra​zem twa​rzą ku gó​rze. Oka​za​ło się, że ja​kimś cu​demnos po​zo​stał nie​na​ru​szo​ny.– W ta​kim ra​zie do​stał uda​ru – po​sta​wi​ła dia​gno​zę Kleo. Do​strze​gła na le​wym rę​-ka​wie za​schnię​tą ciem​ną pla​mę. – I jest ran​ny. – Oj​ciec już kie​ro​wał się do wyj​ścia.– Mu​szę zdjąć z nie​go ubra​nie.– By​łaś mę​żat​ką, to so​bie po​ra​dzisz. – Stłu​mio​ny głos świad​czył, że zdą​żył się jużod​da​lić. Wra​cał do swo​jej ko​re​spon​den​cji, za​mie​rzał pi​sać, do​pó​ki cór​ka nie pod​su​-nie mu pod nos je​dze​nia.– Może i by​łam za​męż​na… – mruk​nę​ła Kleo, do​ty​ka​jąc wierz​chem dło​ni czo​ła nie​-zna​jo​me​go – …ale nie z tym męż​czy​zną. – Zdję​ła mu san​da​ły, co aku​rat nie przed​-sta​wia​ło trud​no​ści, a na​stęp​nie prze​ta​cza​jąc bez​wład​ne cia​ło po po​sła​niu, zdo​ła​łaścią​gnąć z nie​go ga​la​bi​ję. Sznur przy​trzy​mu​ją​cy cien​kie ba​weł​nia​ne ka​le​so​ny po​lu​- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl