[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Louis Althusser
Dwa lub trzy
(brutalne) słowa o
Marksie i Leninie
Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
WARSZAWA 2010
Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)
„Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie” to
wystąpienie Louisa Althussera na konferencji pt.
„Władza i opozycja w społeczeństwach
porewolucyjnych”, zorganizowanej w listopadzie 1977
r. na Uniwersytecie Weneckim przez Rossanę Rossandę,
byłą czołową działaczkę Włoskiej Partii
Komunistycznej, i wydawany przez nią dziennik
Il
Manifesto
. Obok licznego grona lewicowych
intelektualistów z Europy Zachodniej, w tym dwóch
polskiego pochodzenia – K. S. Karola i Daniela Singera
– krytycznie nastawionych do sytuacji w państwach
bloku radzieckiego, w konferencji wzięli udział
emigranci polityczni z Czechosłowacji, Polski, Rosji,
Ukrainy i Węgier (w tym wygłaszający referaty Edmund
Bałuka i Krzysztof Pomian).
Podstawa niniejszego wydania: „Le Monde
Diplomatique – Edycja polska”, nr 8, sierpień 2009 r.
Tłumaczenie: Zbigniew Marcin Kowalewski.
– 2 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
 Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)
Nasze zainteresowanie uchodźcami z Europy Wschodniej nie wynika tylko z potrzeby informacji
ani nie jest jedynie przejawem solidarności. To, co tam się dzieje, bezpośrednio nas dotyczy i dotyka nas
do żywego. Odbija się na naszych poglądach, na celach naszej walki, na samej walce, którą toczymy, i na
naszych sposobach działania.
Z góry przepraszam, że pewne rzeczy, które powiem krótko, będą brutalne i schematyczne,
pozbawione nieodzownych niuansów. Rzecz w tym, że od pewnego czasu zaczęło się mówić o
kryzysie
marksizmu
. Otwierając konferencję, takiego wyrażenia użyła Rossana Rossanda. Są wyrażenia, które
odegrały tak wątpliwą rolę w dziejach walk społecznych, że wahamy się ich używać. W ciągu stu lat
wrogowie ruchu robotniczego raz po raz mówili o „kryzysie marksizmu” – ale czynili to w swoich celach,
przepowiadając jego krach i śmierć. Wykorzystywali trudności, sprzeczności i porażki ruchu robotniczego
w interesie walki klasowej burżuazji. Dziś wykorzystują horror obozów radzieckich i ich następstwa do
walki z marksizmem. Walka klas też zna coś takiego, jak zastraszanie.
Jeśli nie chcemy dać się zastraszyć, powinniśmy przejąć wyrażenie „kryzys marksizmu”, nadając
mu zupełnie inny sens – nie rozumiejąc przezeń krachu i śmierci. Nie ma powodu bać się samego
wyrażenia. Marksizm przeżył inne okresy kryzysu – na przykład kryzys, który doprowadził do
„bankructwa” II Międzynarodówki, jej dezercji do obozu kolaboracji klasowej. Jednak przetrwał. Wiele
świadczy o tym, że znów przeżywa kryzys – że znów wybuchł kryzys marksizmu, a to oznacza, wszyscy
go widzą, także nasi przeciwnicy, którzy stają na głowie, aby wykorzystać sytuację. Przyzwyczailiśmy się
do takich dywersyjnych taktyk. My nie tylko
widzimy
kryzys; my go
przeżywamy
– i to od dawna.
Co to jest kryzys marksizmu? Zjawisko to należy ujmować w skali dziejowej i światowej; polega
ono na trudnościach, sprzecznościach i dylematach, z którymi borykają się organizacje walki
rewolucyjnej odwołujące się do tradycji marksistowskiej. Nie tylko zagrożona jest jedność
międzynarodowego ruchu komunistycznego, a jego stare formy organizacyjne ulegają zniszczeniu, ale
pod znakiem zapytania stoi sama jego historia wraz z jego tradycyjnymi strategiami i praktykami.
Paradoksalnie, w chwili najpoważniejszego kryzysu, jakiego kiedykolwiek zaznał imperializm, w chwili,
gdy walki klasy robotniczej i ludu osiągnęły bezprecedensowy poziom, drogi rozmaitych partii
komunistycznych się rozchodzą. To, że same sprzeczności między różnymi strategiami i praktykami
oddziałują na teorię marksistowską, to tylko drugorzędny aspekt tego głębokiego kryzysu.
Na najbardziej bezpośrednim, najbardziej oczywistym poziomie kryzys ten znajduje wyraz w
takich spostrzeżeniach, jak te, które wczoraj poczynili tu nasi towarzysze – robotnicy z zakładów Fiata
Mirafiori. Powiedzieli: dla wielu z nas w historii ruchu robotniczego coś „pękło” między jego
przeszłością a teraźniejszością – coś, co sprawia, że co najmniej na pierwszy rzut oka, a może nawet na
głębszym poziomie, jego przyszłość jest niepewna.
To fakt
, że dziś, w przeciwieństwie do tego, co było
możliwe w przeszłości, nie można już „scalić” przeszłości z teraźniejszością; nie można już „scalić” z
jednej strony Października 1917 r., ogromnej światowej roli rewolucji rad, jak również bitwy
stalingradzkiej, a z drugiej strony horrorów reżimu stalinowskiego i breżniewowskiego systemu ucisku.
Ci sami towarzysze powiedzieli, że jeśli – w przeciwieństwie do tego, co było kiedyś – przeszłość i
teraźniejszość nie trzymają się już razem, to dzieje się tak dlatego, że w umysłach mas nie istnieje już
żaden „zrealizowany ideał” – nie ma naprawdę żywego odniesienia do socjalizmu. Mówi się nam, że
kraje Europy Wschodniej są socjalistyczne, ale że dla nas socjalizm to coś zupełnie innego. Ten prosty
fakt nie przechodzi niezauważony: spowodował efekt szokowy XX Zjazdu Komunistycznej Partii
Związku Radzieckiego oraz odbił się echem i doszedł do głosu w licznych oświadczeniach przywódców
zachodnich partii komunistycznych głoszących, że „nie ma jednego modelu socjalizmu”, że „odrzucamy
myśl o modelach” itd. To wszystko prawda, ale nie odpowiada na pytania zadawane przez masy.
Doprawdy, nie łudzimy się, że można
uchwycić
istotę obecnej sytuacji twierdząc, iż są „różne drogi do
socjalizmu”, bo przecież w końcu nie da się uniknąć odpowiedzi na pytanie: a co gwarantuje, że te „inne
drogi” nie doprowadzą do tego samego, to znaczy nie skończą się na tym samym, na czym skończyły się
istniejące dziś formy socjalizmu? Odpowiedź na to pytanie zależy od odpowiedzi na inne pytanie:
dlaczego i kiedy socjalizm radziecki zrodził Stalina i obecny reżim?
Jednak na to ostatnie – kluczowe – pytanie nie udzielono właściwej odpowiedzi.
– 3 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
 Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)
Pewna szczególna okoliczność jeszcze bardziej zaostrza kryzys, który przeżywamy. Nie tylko coś
„pękło” w dziejach ruchu komunistycznego, nie tylko Związek Radziecki „przeszedł” od Lenina do
Stalina i Breżniewa, ale na domiar złego same partie komunistyczne, organizacje walki klasowej
powołujące się na Marksa, w istocie w ogóle nie wyjaśniły tej dramatycznej historii – choć od XX Zjazdu
KPZR minęło już dwadzieścia lat! Nie chciały lub nie potrafiły tego uczynić. Zza ich oporów i odmów
spowodowanych względami politycznymi, zza ich zakrawających na kpiny i powtarzanych bez końca
formuł („kult jednostki”, „pogwałcenia praworządności socjalistycznej”, „zacofanie Rosji”, nie mówiąc
już o
nieustannym zapewnianiu nas
, że „Związek Radziecki stworzył fundamenty demokracji, toteż
trzeba jeszcze tylko chwilę poczekać, bo one na pewno wkrótce zaowocują”) wyziera coś
poważniejszego: widać, jak niezwykle trudno (o czym wiedzą ci wszyscy, którzy poważnie pracują w tej
dziedzinie) jest przedstawić rzeczywiście zadowalające wyjaśnienie marksistowskie historii, która działa
się przecież w imię marksizmu! Może nawet jest to niemal niemożliwe przy obecnym stanie naszej
wiedzy teoretycznej. Jeśli trudność ta po prostu nie jest mitem, to oznacza ona, że żyjemy w sytuacji,
która świadczy o ograniczeniach teorii marksistowskiej i o tym, że kryją się za nimi pewne krytyczne
trudności.
Uważam, że bez ogródek należy powiedzieć sobie, iż kryzys marksizmu nie oszczędził teorii
marksistowskiej: nie rozwija się on poza sferą teoretyczną, w zwykłym polu historycznym szans,
wypadków i dramatów. Jako marksiści nie możemy zadowalać się myślą, że teoria marksistowska istnieje
gdzieś w czystej formie, nie wciągnięta i nie zaangażowana w trudne zadania walk historycznych i ich
rezultaty, które przecież bezpośrednio jej dotyczą, jako „przewodnika” w działaniu. Jak zaznaczał to
nieustannie Marks, mniemanie, że teoria marksistowska jako teoria ponosi odpowiedzialność za historię,
którą robi się w jej imieniu, byłoby całkowicie idealistyczne: to nie „idee”, to nawet nie idee
marksistowskie robią „historię”, podobnie jak to nie „samoświadomość” (określanie samego siebie
mianem „marksisty” czy swojej organizacji mianem „marksistowskiej”) definiuje człowieka lub
organizację. Równie idealistyczne byłoby jednak mniemanie, że teoria marksistowska nie jest zamieszana
i zaangażowana w ciężką próbę dziejową, w której działania organizacji walki klasowej znajdujące
inspirację w marksizmie czy określające się jako marksistowskie odgrywają ważną lub decydującą rolę.
Marksiście wystarczy potraktować na serio argument o prymacie praktyki nad teorią, aby uznać, że teoria
marksistowska jest zaangażowana w praktykę polityczną, którą inspiruje lub która posługuje się nią jako
odniesieniem w swoim wymiarze strategicznym i organizacyjnym, w sferze swoich celów i środków.
Formy i skutki tego zaangażowania nieuchronnie znajdują zwrotne odbicie w teorii, wywołując lub
ujawniając konflikty, zmiany, różnice i odchylenia: same te formy i skutki mają wymiar polityczny. W
takim właśnie znaczeniu już osiem lat temu Fernando Claudín, mając na myśli kryzys międzynarodowego
ruchu komunistycznego, mówił o „kryzysie teoretycznym”; w takim właśnie znaczeniu Bruno Trentin
odniósł się przed chwilą do kwestii organizacyjnych (stosunków między partią a związkami
zawodowymi) jako do kwestii, które mają znaczenie teoretyczne.
Wydaje mi się, że dziś trzeba mówić o kryzysie teoretycznym marksizmu w takim właśnie
głęboko politycznym znaczeniu, jeśli chce się wyjaśnić, jak oddziałuje on na coś, co nazywa się teorią
marksistowską, a zwłaszcza wyjaśnić to, że dziś podaje się w wątpliwość wiele pozornie niezawodnych
zasad odziedziczonych po II i III Międzynarodówce. Jest rzeczą oczywistą, że nie można uciec przed
efektami szokowymi spowodowanymi przez czy to jawny (rozłam chińsko-radziecki), czy zawoalowany
(stosunki między partią radziecką a partiami zachodnimi) kryzys międzynarodowego ruchu
komunistycznego, podobnie jak nie można uciec przed skutkami porzucania – czy to uroczyście, czy po
cichu – tak ważnych zasad, jak „dyktatura proletariatu”, bez podania żadnych istotnych powodów
teoretycznych czy politycznych, ani przed problemami, które stwarzają niepewne perspektywy obecnych
walk. Impasy polityczne, różnorodność strategii, ich sprzeczności, zamieszanie spowodowane
różnorodnością terminologii i odniesień – to wszystko ma oczywiste znaczenie polityczne, które musi
wywierać wpływ na samą teorię marksistowską. Dla tej teorii stwarza to wiele problemów, które wynikają
nie tylko ze sprzeczności obecnej sytuacji historycznej, ale również z charakteru samej teorii.
W tej sytuacji, pomijając wykorzystywanie kryzysu marksizmu przez jego przeciwników, bardzo
schematycznie można wyróżnić trzy rodzaje reakcji na ten kryzys.
– 4 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
 Louis Althusser – Dwa lub trzy (brutalne) słowa o Marksie i Leninie (1977 rok)
Pierwszy, charakterystyczny dla niektórych partii komunistycznych, polega na zamykaniu oczu, co
pozwala nic nie widzieć i cicho siedzieć: choć w Europie Wschodniej masy i młodzież zraziły się do
marksizmu, nadal jest on tam oficjalną teorią i ideologią. Oficjalnie marksizm nie przeżywa tam żadnego
kryzysu – to wrogowie go wymyślili. Inne partie biorą pod uwagę ten problem i pragmatycznie dystansują
się w pewnych wybranych sprawach, a w innych „porzucają” tę czy inną „kłopotliwą” formułę, ale
zawsze zachowują pozory: kryzysu nie nazywają po imieniu.
Drugi polega na tym, że doznaje się wstrząsu spowodowanego kryzysem, przeżywa się go i cierpi
się nań, szukając jednocześnie realnych powodów do nadziei w siłach ruchu robotniczego i ludowego.
Nikt z nas nie może całkowicie uniknąć takiej reakcji, której towarzyszą jednak znaki zapytania i
niepokoje, bo nie sposób zbyt długo żyć bez choćby minimum perspektyw i refleksji o tak ważnym
zjawisku historycznym: siła ruchu robotniczego jest faktem, to prawda, ale sama przez się nie może
zastąpić odpowiednich wyjaśnień i perspektyw.
Trzeci rodzaj reakcji na kryzys polega na przyjęciu takiej perspektywy historycznej, teoretycznej i
politycznej, która – choć to niełatwe – pozwoliłaby odkryć charakter, sens i implikacje kryzysu. Jeśli to
się uda, można będzie mówić o kryzysie inaczej – świadomi długiej historii, którą mamy za sobą, zamiast
stwierdzić: „marksizm przeżywa kryzys”, będziemy mogli powiedzieć: „nareszcie wybuchł kryzys
marksizmu! Nareszcie widać go gołym okiem! Nareszcie, w toku tego kryzysu, może wyjść zeń coś
życiodajnego i sensownego!”
Nie chodzi o to, by przedstawić sprawę w sposób paradoksalny ani o to, aby arbitralnie postawić ją
na głowie. Mówiąc „nareszcie”, chcę zwrócić uwagę na coś, co dla mnie ma kluczowe znaczenie: na to,
że kryzys marksizmu nie jest świeżym zjawiskiem, nie wybuchł on w ostatnich latach, wraz z wybuchem
kryzysu międzynarodowego ruchu komunistycznego, publicznie zainaugurowanego rozłamem między
Chinami a ZSRR i pogłębionego przez „różnice” między partiami zachodnimi a partią radziecką. Nie
zaczął się on również od XX Zjazd KPZR. Choć na kryzys marksizmu zwrócono uwagę dopiero wtedy,
gdy wybuchł kryzys międzynarodowego ruchu komunistycznego, w rzeczywistości trwa on o wiele
dłużej.
Jeśli wybuchł i teraz, w końcowej fazie długotrwałego procesu, stał się widoczny, to dlatego, że
wykluwał się w formach, które
zapobiegały
jego wybuchowi. Nie próbując zapuszczać się w głąb dziejów
i szukać pierwszych przejawów czy przyczyn tego kryzysu w odległej przeszłości, bardzo schematycznie
można powiedzieć, że
dla nas
kryzys marksizmu zaczął się w latach trzydziestych i że w tym samym
czasie go zduszono. To wtedy, w latach trzydziestych, marksizm – który żył życiem swoich sprzeczności
– zablokowano i obwarowano formułami „teoretycznymi”, po linii praktyk narzuconych pod kontrolą
historyczną stalinizmu. Stalin, radząc sobie na swój sposób z problemami marksizmu, narzucił takie
„rozwiązania”, które w rezultacie zablokowały spowodowany i zaostrzony przez nie kryzys. Dokonując
gwałtu na tym, czym wówczas był marksizm – na jego ówczesnym charakterze i na trudnościach, z
którymi się borykał – spowodował on poważny kryzys w marksizmie, ale jednocześnie zablokował go i
zapobiegł jego wybuchowi.
Sytuacja, w której dziś się znajdujemy, jest korzystna w tym znaczeniu, że wreszcie, u końca
długich i tragicznych dziejów, kryzys ten rzeczywiście wybuchł, przy czym nastąpiło to w warunkach,
które każą przyjrzeć mu się świeżym okiem i być może pozwolą natchnąć marksizm nowym życiem.
Oczywiście, nie wszelki kryzys sam przez się i sam w sobie jest nośny w obietnicę lepszej przyszłości i
wyzwolenia. Ponadto samo zrozumienie kryzysu wcale nie gwarantuje, że ta lepsza przyszłość kiedyś
nadejdzie. Dlatego błędne byłoby wiązanie wybuchu kryzysu marksizmu jedynie z dramatyczną historią,
która doprowadziła do XX Zjazdu KPZR i kryzysu międzynarodowego ruchu komunistycznego. Aby
zrozumieć warunki, które spowodowały wybuch kryzysu i sprawiają, że może on okazać się życiodajny,
należy przyjrzeć się również drugiej stronie medalu: nie tylko temu, co obumiera, ale również temu, co
wyłania się na jego miejsce – mocom bezprecedensowego, masowego ruchu robotniczego i ludowego,
który dysponuje nowymi siłami i potencjałami historycznymi. Jeśli dziś można mówić o kryzysie
marksizmu z punktu widzenia możliwości wyzwolenia i odnowy, to dzieje się tak ze względu na moce
historyczne tego ruchu masowego. To on dokonał wyłomu w naszych zamkniętych dziejach i swoimi
kolejnymi wysiłkami (fronty ludowe, ruch oporu), a także swoimi klęskami i zwycięstwami (Algieria,
– 5 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl