[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARK
ALPERT
TEORIA
OSTATECZNA
Â
Wyzwolenie potęgi ukrytej w atomie zmieniło
wszystko z wyjątkiem naszego sposobu myślenia.
I dlatego zmierzamy nieuchronnie
ku katastrofie bez precedensu.
Albert Einstein
Â
Rozdział pierwszy
Hans Walther Kleinman, jeden z najwybitniejszych fizyków teoretyków naszych czasów, tonął w wannie. Długie, żylaste ręce nieznajomego przyciskały jego barki do porcelanowego dna.
Chociaż woda miaÅ‚a zaledwie trzydzieÅ›ci centymetrów gÅ‚Ä™bokoÅ›ci, Hans nie mógÅ‚ siÄ™ wydostać ponad jej powierzchÂniÄ™. Kurczowo szarpaÅ‚ rÄ™ce napastnika, próbujÄ…c rozluźnić chwyt, ale nieznajomy byÅ‚ mÅ‚odym, agresywnym osiÅ‚kiem, a Hans siedemdziesiÄ™ciodziewiÄ™cioletnim schorowanym starÂcem o sÅ‚abym sercu. MłóciÅ‚ rÄ™kami, wÅ›ciekle kopaÅ‚ brzegi wanny, rozchlapujÄ…c dookoÅ‚a letniÄ… już wodÄ™. Nie zdążyÅ‚ nawet przyjrzeć siÄ™ napastnikowi - jego twarz majaczyÅ‚a teraz niewyraźnie nad powierzchniÄ… wody. OsiÅ‚ek musiaÅ‚ wÅ›liznąć siÄ™ do mieszkania przez otwarte okno przy schodach pożaroÂwych, a potem, kiedy dotarÅ‚o do niego, gdzie może być Hans, popÄ™dziÅ‚ prosto do Å‚azienki.
Hans walczyÅ‚, czujÄ…c ciÅ›nienie rosnÄ…ce wewnÄ…trz klatki piersiowej. PoczÄ…wszy od Å›rodka, tuż pod mostkiem, szybko opanowaÅ‚o caÅ‚Ä… przestrzeÅ„ miÄ™dzy żebrami. Zabójcze ciÅ›nieÂnie, rozrywajÄ…ce go od Å›rodka, Å›ciskajÄ…ce pÅ‚uca. W ciÄ…gu kilku sekund dÅ‚awiÄ…cy gorÄ…cy uÅ›cisk dosiÄ™gnÄ…Å‚ szyi i Hans, duszÄ…c siÄ™, otworzyÅ‚ usta. Letnia woda wdarÅ‚a mu siÄ™ prosto do gardÅ‚a.
9
Â
Hans zaczął się wić w ostatnich konwulsjach, niczym zwierzę ogarnięte paniką i pierwotnym lękiem. Nie, nie, nie, nie, nie! Po chwili zastygł w bezruchu. Ostatnią rzeczą, jaką widział, była powierzchnia wody falująca raptem kilka centymetrów nad jego twarzą. Szereg Fouriera, pomyślał. Jaki piękny...
Ale to wcale nie byÅ‚ koniec. Kiedy odzyskaÅ‚ przytomÂność, leżaÅ‚ twarzÄ… do doÅ‚u na zimnej posadzce, krztuszÄ…c siÄ™ i plujÄ…c wodÄ…. Oczy go bolaÅ‚y, w żoÅ‚Ä…dku czuÅ‚ szarpiÄ…cy ból, a każdy oddech rozrywaÅ‚ go od Å›rodka. Powrót do życia byÅ‚ wiÄ™kszym cierpieniem niż umieranie. Po chwili poczuÅ‚ ostre uderzenie w plecy, miÄ™dzy Å‚opatki, i usÅ‚yszaÅ‚ czyjÅ› energiczny gÅ‚os:
-Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Pobudka!
Nieznajomy chwyciÅ‚ go za Å‚okcie i przewróciÅ‚ na plecy. Hans uderzyÅ‚ potylicÄ… w mokre kafelki. Ciężko oddychajÄ…c, spojrzaÅ‚ na napastnika, klÄ™czÄ…cego na dywaniku obok wanÂny. Olbrzymi facet, musiaÅ‚ ważyć co najmniej sto kilo. Pod czarnym podkoszulkiem widać byÅ‚o napiÄ™te bicepsy. Spodnie bojówki z nogawkami wciÅ›niÄ™tymi w czarne skórzane buty, ogolona gÅ‚owa, nieproporcjonalnie maÅ‚a w stosunku do reszty ciaÅ‚a, twarz z czarnym zarostem i szarÄ… bliznÄ… na szczÄ™ce. PewÂnie jakiÅ› ćpun, pomyÅ›laÅ‚ Hans. Jak mnie zabije, wywróci caÅ‚y dom do góry nogami w poszukiwaniu kosztownoÅ›ci. I dopiero wtedy prostak zorientuje siÄ™, że nie mam ani centa.
Osiłek rozciągnął wąskie usta w uśmiechu.
-             A teraz sobie pogadamy, dobra? Możesz mi mówić Simon.
W jego głosie pobrzmiewał dziwny akcent, którego Hans
nie potrafiÅ‚ zidentyfikować. Facet miaÅ‚ maÅ‚e oczka, krzywy nos, a jego skóra miaÅ‚a odcieÅ„ zwietrzaÅ‚ej cegÅ‚y. ByÅ‚ brzydÂki, ale maÅ‚o charakterystyczny - równie dobrze mógÅ‚ być Hiszpanem, Rosjaninem, Turkiem albo kimkolwiek innym.
10
Â
Hans chciał spytać „Czego chcesz?", ale kiedy otworzył usta, zemdliło go.
Simon wyglądał na rozbawionego.
-             Wiem, wiem, przepraszam. Ale musiaÅ‚em ci jakoÅ› pokaÂ
zać, że to poważna sprawa. Lepiej na samym początku, nie?
Co ciekawe, Hans już siÄ™ nie baÅ‚. PogodziÅ‚ siÄ™ z tym, że nieznajomy go zabije. DenerwowaÅ‚a go tylko bezczelność goÅ›cia, któremu uÅ›miech nie schodziÅ‚ z twarzy, podczas gdy on leżaÅ‚ nagi na podÅ‚odze. Dalszy ciÄ…g wydawaÅ‚ siÄ™ oczywiÂsty: Simon zażąda numeru jego karty. To samo przydarzyÂÅ‚o siÄ™ sÄ…siadce Hansa, osiemdziesiÄ™ciodwuletniej kobiecie, którÄ… napadli w jej mieszkaniu i bili, dopóki nie wyjawiÅ‚a owego numeru. Nie, Hans już siÄ™ nie baÅ‚ - byÅ‚ wÅ›ciekÅ‚y! KaszlnÄ…Å‚, wypluwajÄ…c ostatnie kropelki wody, po czym podÂniósÅ‚ siÄ™ na Å‚okciu.
·  Tym razem siÄ™ pomyliÅ‚eÅ›, szmondaku. Nie mam pieniÄ™Âdzy. Nie mam nawet karty do bankomatu.
·  Nie chcę twoich pieniędzy, doktorze Kleinman. Interesuje mnie fizyka, nie pieniądze. Zakładam, że na tym się znasz?
·          Na początku Hans poczuł tylko rosnący gniew. Ten przygłup robi sobie kpiny? Za kogo on się ma? Po chwili jednak zadał sobie znacznie bardziej kłopotliwe pytanie: Skąd on wie, jak się nazywam? I skąd wie, że jestem fizykiem?
·          Wydawało się, że Simon czyta w jego myślach.
·   -             Nie dziw się tak, profesorze. Nie jestem taki głupi, na
jakiego wyglądam. Być może nie mam tytułów naukowych,
ale szybko siÄ™ uczÄ™.
·          Hans domyślił się już, że nie ma do czynienia z ćpunem.
·  Kim jesteś? Co tutaj robisz?
·  Powiedzmy, że to dość skomplikowany i tajny projekt naukowy. - Simon uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Przyznaję,
·                     niektóre równania z trudem rozgryzÅ‚em. Ale mam paru przyÂjaciół, którzy doskonale mi je wyjaÅ›nili.
·   Przyjaciół? Jakich przyjaciół?
·   No, może źle siÄ™ wyraziÅ‚em. To raczej klienci. Mam barÂdzo mÄ…drych i zamożnych klientów, którzy zatrudnili mnie, żebym wydobyÅ‚ od ciebie pewne informacje.
·   -             O czym ty mówisz? Jesteś jakimś szpiegiem?
Simon zachichotał.
·   -             Nie, skąd, aż tak dobrze to nie jest. Jestem niezależnym
zleceniobiorcÄ…. Tyle wystarczy.
·          UmysÅ‚ Hansa pracowaÅ‚ teraz na peÅ‚nych obrotach. OsiÅ‚ek byÅ‚ szpiegiem, a być może terrorystÄ…. Nie wiadomo dokÅ‚adÂnie, dla kogo pracowaÅ‚ - dla Iranu? Korei Północnej? Dla Al Kaidy? Ale to i tak nie miaÅ‚o znaczenia. Wszystkim chodziÅ‚o o jedno. Hans nie rozumiaÅ‚ tylko, dlaczego te szumowiny zajęły siÄ™ wÅ‚aÅ›nie nim. Jak wiÄ™kszość fizyków jÄ…drowych jego pokolenia, Hans w latach pięćdziesiÄ…tych i sześćdziesiÄ…tych zajmowaÅ‚ siÄ™ tajnymi badaniami dla Departamentu Obrony, ale specjalizowaÅ‚ siÄ™ w radioaktywnoÅ›ci. Nigdy nie pracowaÅ‚ nad projektowaniem ani budowÄ… bomb; wiÄ™kszość życia spÄ™ÂdziÅ‚ na czysto teoretycznych badaniach, które nie miaÅ‚y nic wspólnego z dziaÅ‚aniami militarnymi.
·   -             Mam złe wiadomości dla twoich klientów, kimkolwiek
są - powiedział. - Wybrali złego fizyka.
·         Simon potrząsnął głową.
·   Nie wydaje mi się.
·   A niby jakie informacje mógÅ‚bym ci przekazać? Metody wzbogacania uranu? Nic na ten temat nie wiem! O projektowaÂniu gÅ‚owic atomowych też nie. ZajmujÄ™ siÄ™ fizykÄ… czÄ…stek eleÂmentarnych, a nie inżynieriÄ… nuklearnÄ…. Wszystkie moje prace można znaleźć w internecie, nie ma w tym nic tajnego!
·                  12
·           Nieznajomy nie wydawał się tym poruszony.
·   Obawiam się, że doszedłeś do błędnych wniosków. Nie obchodzą mnie głowice atomowe ani twoje prace naukowe. Interesuje mnie praca kogoś innego, nie twoja.
·   To dlaczego jesteś w moim mieszkaniu? Podali ci zły adres?
·           Twarz Simona stężała. Pchnął Hansa na plecy, położył mu dłoń na klatce piersiowej i pochylił się, jakby chciał się na nim oprzeć.
·   -             Tak siÄ™ skÅ‚ada, że znaÅ‚eÅ› tÄ™ osobÄ™. PamiÄ™tasz swojeÂ
go profesora z Princeton pięćdziesiąt pięć lat temu? Żyda
Wiecznego Tułacza z Bawarii? Człowieka, który napisał Zur
Elektrodynamik bewegter Korpert Nie sądzę, żebyś go zapomniał.
·          Hans z trudem łapał oddech. Dłoń osiłka wydawała się nieprawdopodobnie ciężka. Mein Gott, pomyślał. To się nie dzieje naprawdę!
·          Simon pochylił się jeszcze niżej, zbliżając twarz tak, że Hans mógł dostrzec czarną szczecinę w jego nosie.
·   -             Bardzo cię podziwiał, doktorze Kleinman. Uważał cię za
jednego ze swoich najzdolniejszych asystentów. Pracowaliście
razem przez parę lat tuż przed jego śmiercią, prawda?
·          Hans nie odpowiedziaÅ‚by, nawet gdyby chciaÅ‚. Simon przyÂgniataÅ‚ go tak mocno, że nieomal czuÅ‚, jak krÄ™gosÅ‚up zgrzyta na zimnych, twardych pÅ‚ytkach posadzki.
·   -             Tak, podziwiał cię. A co więcej, ufał ci. Zwierzał ci się
ze wszystkiego, nad czym pracował przez te kilka lat. W tym
również ze swojej Einheitliche Feldtheorie.
·         W tym momencie pękło jedno z żeber Hansa. Po lewej stronie, od zewnątrz, tam gdzie spoczywał największy ciężar. Ból przeszył klatkę piersiową; Hans otworzył usta, ale nie dał
·                  13
·                     rady nawet nabrać powietrza, żeby krzyknąć. Oh Gott, Gott im Himmel! W jednej chwili jego racjonalny umysł poszybował w niebyt i pozostało tylko przerażenie. Bo teraz już wiedział, czego nieznajomy od niego chce. I wiedział, że w końcu nie da rady stawić mu oporu.
·           Simon cofnÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ z piersi Hansa. Profesor odetchnÄ…Å‚ gÅ‚Ä™Âboko, a kiedy powietrze wdarÅ‚o siÄ™ do pÅ‚uc, znów poczuÅ‚ ostry ból po lewej stronie. Å»ebro przebiÅ‚o opÅ‚ucnÄ…, a to oznaczaÅ‚o, że lewe pÅ‚uco wkrótce przestanie funkcjonować. SzlochaÅ‚ z bólu i dygotaÅ‚ przy każdym oddechu. Simon staÅ‚ nad nim, oparÅ‚szy rÄ™ce na biodrach. UÅ›miechaÅ‚ siÄ™, najwyraźniej zadoÂwolony z wykonanej roboty.
·   -             To jak, rozumiemy się? Już wiesz, czego szukam?
Hans kiwnął głową, po czym zamknął oczy. Przepraszam,
·                    Herr Doktor, pomyÅ›laÅ‚. Za chwilÄ™ pana zdradzÄ™. Oczyma duszy znów ujrzaÅ‚ profesora. WidziaÅ‚ go tak wyraźnie, jak gdyby wielki naukowiec staÅ‚ tuż obok niego w Å‚azience. Ale w niczym nie przypominaÅ‚ znanego wszystkim zdjÄ™cia niedbaÅ‚ego geÂniusza z rozwianÄ… czuprynÄ… biaÅ‚ych wÅ‚osów. Hans zapamiÄ™taÅ‚ profesora w ostatnich miesiÄ…cach życia. ZapadniÄ™te policzki, podkrążone oczy i twarz wykrzywiona grymasem porażki. CzÅ‚owiek, który dostrzegÅ‚ prawdÄ™, ale ze wzglÄ™du na losy Å›wiata nie mógÅ‚ mówić o niej na gÅ‚os.
·          PoczuÅ‚ kopniÄ™cie w bok, tuż pod zÅ‚amanym żebrem. PrzeÂszywajÄ…cy ból sprawiÅ‚, że Hans otworzyÅ‚ oczy. Skórzany but Simona spoczÄ…Å‚ na jego nagim biodrze.
·   -             Nie spać - warknÄ…Å‚. - Mamy sporo do zrobienia. PrzynioÂ
sę ci z biurka papier, to mi wszystko napiszesz. - Odwrócił się
i wyszedł z łazienki. - Jak nie będę czegoś rozumiał, to mi wyjaśnisz. Jak na seminarium, jasne? Kto wie, może ci się to nawet spodoba?
·                   14
·           Simon skierowaÅ‚ siÄ™ korytarzem do sypialni. ChwilÄ™ później Hans usÅ‚yszaÅ‚, jak intruz przetrzÄ…sa szuflady. Kiedy Simon zniknÄ…Å‚ mu z oczu, poczuÅ‚ siÄ™ trochÄ™ lepiej. Wreszcie mógÅ‚ siÄ™ zastanowić, przynajmniej dopóki ten sukinsyn nie wróci. MyÅ›laÅ‚ przede wszystkim o bÅ‚yszczÄ…cych czarnych wojskowych butach osiÅ‚ka. PoczuÅ‚ obrzydzenie. Facet próbowaÅ‚ wyglÄ…dać jak nazista. W zasadzie tym wÅ‚aÅ›nie byÅ‚ - nie różniÅ‚ siÄ™ niÂczym od bandziorów w brÄ…zowych mundurach, których Hans widywaÅ‚ na ulicach Frankfurtu, kiedy miaÅ‚ siedem lat. A ci ludzie, dla których pracowaÅ‚ Simon, ci bezimienni „klienci"? Kim mogÄ… być, jeÅ›li nie nazistami?
·          Simon wrócił, trzymając długopis i notatnik.
·   -             Dobra, zacznijmy od początku - powiedział. - Chcę,
żebyś mi napisał poprawione równanie pola.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Home
- Alex Kava - W ułamku sekundy[JoannaC], KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, Alex Kava - W ułamku sekundy[JoannaC]
- Al-Baz-Rania---Oszpecona, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, [TORRENTCITY.PL] Al-Baz Rania - Oszpecona [PL] [][]
- Alistair MacLean - Goodbye, Książki, Alistair MacLean
- Aldous Huxley - Nowy wspaniały świat, Książki, Nowy wspaniały świat, Wersja e-book
- Albert Camus - Upadek, ►Dla moli książkowych, Camus, Albert
- Alistair MacLean - Zegnaj Kalifornio, książki e, Alistair MacLean
- Alistair MacLean - Rzeka smierci, książki e, Alistair MacLean
- Alistair MacLean - Na poludnie od Jawy, książki e, Alistair MacLean
- Alistair MacLean - Dziala Nawarony, książki e, Alistair MacLean
- Ali - cd1, zachomikowane2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dawidstawicki.keep.pl