[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A. E. VAN VOGT
Â
Â
Â
MISJA
MIĘDZYPLANETARNA
Â
(Przekład: Katarzyna Przybyś, Bartosz Skierkowski, Wojciech Szypuła)
Fordowi McCormackowi
1
Â
Coeurl bez wytchnienia przemierzaÅ‚ wielkie przestrzenie w poÂszukiwaniu żeru. Daleko po lewej, ciemna, bezksiężycowa i nieÂmal zupeÅ‚nie bezgwiezdna noc ustÄ™powaÅ‚a niechÄ™tnie przed czerwoÂnawym Å›witem. Ponury blask nie niósÅ‚ w sobie obietnicy ciepÅ‚a, za to z wolna wydobywaÅ‚ z mroku koszmarny krajobraz.
Gdy blade słońce wychyliło się zza horyzontu, jego promienie padły na czarną, pustą równinę, poznaczoną poszarpanymi skałami. Smugi światła powoli wślizgiwały się między nocne cienie.
Coeurl na dobre zgubiÅ‚ trop stada stworzeÅ„ emanujÄ…cych id, za którym podążaÅ‚ od blisko stu dni. ZatrzymaÅ‚ siÄ™, porażony Å›wiadoÂmoÅ›ciÄ…, że znów nic nie zje. Potężne przednie Å‚apy drgnęły, ostre jak brzytwa pazury wygięły siÄ™, wyrastajÄ…ce z barków grube macki zaÂfalowaÅ‚y spazmatycznie. PokrÄ™ciÅ‚ masywnym, kocim Å‚bem, a kÄ™pki wÅ‚osków czuciowych w uszach zadrżaÅ‚y w poszukiwaniu jakiegoÅ› przelotnego powiewu, czy najdrobniejszych choćby wibracji id.
Na próżno jednak; nie doznawaÅ‚ znajomego, delikatnego ukÅ‚uÂcia w swoim skomplikowanym ukÅ‚adzie nerwowym. Nie wyczuwaÅ‚ najmniejszego Å›ladu obecnoÅ›ci istot, których organizmy zawierajÄ… id, jedynego źródÅ‚a jego pożywienia. W rozpaczy przysiadÅ‚ na tylÂnych Å‚apach. Na tle czerwieniejÄ…cego nieba jego kocia sylwetka upodobniÅ‚a siÄ™ do dziwnie zdeformowanego tygrysa kryjÄ…cego siÄ™ wÅ›ród cieni. ZgubiÅ‚ Å›lad i byÅ‚ przerażony. A przecież zazwyczaj zmyÂsÅ‚y pozwalaÅ‚y mu wykryć obecność organicznego id z odlegÅ‚oÅ›ci wielu kilometrów! DziaÅ‚o siÄ™ coÅ› zÅ‚ego. Niepowodzenie ostatniej nocy dobitnie Å›wiadczyÅ‚o, że traci siÅ‚y i zapada na Å›miertelnÄ… chorobÄ™, o której już kiedyÅ› sÅ‚yszaÅ‚. W ciÄ…gu ostatnich stu lat siedem razy spotykaÅ‚ chore coeurle, zbyt osÅ‚abione, by siÄ™ ruszać. Ich wÅ‚aÅ›ciwie nieÂÅ›miertelne ciaÅ‚a byÅ‚y wychudzone i wyniszczone gÅ‚odem. Å»arÅ‚oczÂnie rzucaÅ‚ siÄ™ na nie mogÄ…ce stawiać oporu ofiary i posilaÅ‚ resztkÄ… id, jaka jeszcze siÄ™ w nich tliÅ‚a.
ZadrżaÅ‚ z podniecenia na wspomnienie tamtych posiÅ‚ków i rykÂnÄ…Å‚ donoÅ›nie. Echo poniosÅ‚o poÅ›ród skaÅ‚ jego wibrujÄ…cy gÅ‚os, inÂstynktowny wyraz woli życia.
Nagle znieruchomiaÅ‚. Wysoko nad horyzontem dostrzegÅ‚ maleÅ„Âki, lÅ›niÄ…cy punkcik, który rósÅ‚ w oczach, aż przybraÅ‚ postać metaliczÂnej kuli, a wÅ‚aÅ›ciwie ogromnego, okrÄ…gÅ‚ego statku. Srebrzysta kula przemknęła ze Å›wistem niedaleko Coeurla i, lecÄ…c coraz wolniej, zaÂczęła opadać ku ciemnej linii wzniesieÅ„ po prawej stronie. Na moment zawisÅ‚a w bezruchu, po czym skryÅ‚a siÄ™ za wzgórzami. Coeurl otrzÄ…ÂsnÄ…Å‚ siÄ™ z odrÄ™twienia i z iÅ›cie tygrysiÄ… szybkoÅ›ciÄ… rzuciÅ‚ siÄ™ miÄ™dzy skaÅ‚y. W jego okrÄ…gÅ‚ych, czarnych oczach pÅ‚onÄ…Å‚ ogieÅ„. Rozpaczliwie pragnÄ…Å‚ zaspokoić głód. WÅ‚oski czuciowe w uszach, choć nie tak sprawÂne jak kiedyÅ›, drżaÅ‚y gorÄ…czkowo, sygnalizujÄ…c obecność ogromnych iloÅ›ci id W caÅ‚ym ciele poczuÅ‚ bolesne ukÅ‚ucia.
OdlegÅ‚e sÅ‚oÅ„ce zdążyÅ‚o poróżowieć i wspiąć siÄ™ wysoko na purpurowo-czarne niebo, zanim Coeurl wdrapaÅ‚ siÄ™ z powrotem na skaÂÅ‚y. Ukryty w cieniu gÅ‚azów, spojrzaÅ‚ na rozciÄ…gajÄ…ce siÄ™ przed nim ruiny. Srebrny statek nie byÅ‚ maÅ‚y, ale wobec ogromu starego miasta prezentowaÅ‚ siÄ™ niepozornie. Jednak dziÄ™ki aurze żywotnoÅ›ci i dyÂnamizmu wybijaÅ‚ siÄ™ z tÅ‚a i dominowaÅ‚ na pierwszym planie. SpoÂczywaÅ‚ w zagÅ‚Ä™bieniu, jakie wÅ‚asnym ciężarem wycisnÄ…Å‚ w kamieniÂstej równinie, która rozciÄ…gaÅ‚a siÄ™ tuż za granicami martwej metropolii.
Coeurl widziaÅ‚, jak z wnÄ™trza pojazdu wychodzÄ… dwunogie istoÂty i zbierajÄ… siÄ™ zaraz w grupkach u stóp trzydziestometrowego traÂpu, opuszczonego z jasno oÅ›wietlonego wÅ‚azu. Głód sprawiÅ‚, że w garÂdle czuÅ‚ duszÄ…cÄ… grudÄ™; umysÅ‚ zasnuwaÅ‚y mu wizje bÅ‚yskawicznej, bezlitosnej szarży na delikatne figurki, emanujÄ…ce wibracjami id.
Zanim jednak zadziaÅ‚aÅ‚, zanim impuls elektryczny dotarÅ‚ z mózÂgu do wÅ‚aÅ›ciwych mięśni, powstrzymaÅ‚a go mgieÅ‚ka wspomnieÅ„. PrzypomniaÅ‚ sobie, że w zamierzchÅ‚ej przeszÅ‚oÅ›ci jego wÅ‚asna rasa dysponowaÅ‚a niszczycielskimi maszynami i wÅ‚adaÅ‚a energiami daleÂce przewyższajÄ…cymi moce jego organizmu. Te wspomnienia niemal go sparaliżowaÅ‚y. ZdążyÅ‚ już także dostrzec, że obce istoty okrywajÄ… swoje prawdziwe ciaÅ‚a jakÄ…Å› bÅ‚yszczÄ…cÄ…, przezroczystÄ… materiÄ…, odÂbijajÄ…cÄ… promienie sÅ‚oÅ„ca.
Po chwili odzyskaÅ‚ jednak swój zwykÅ‚y spryt i zdrowy rozsÄ…Âdek, a wtedy nadeszÅ‚o zrozumienie: oto miaÅ‚ przed sobÄ… ekspedycjÄ™ naukowÄ… z innego Å›wiata. Naukowcy bÄ™dÄ… tylko prowadzić badania, nie zamierzajÄ… niczego niszczyć. Należy wiÄ™c sÄ…dzić, że powstrzyÂmajÄ… siÄ™ od zabicia go, dopóki sam nie zaatakuje. Naukowcy sÄ… na swój sposób gÅ‚upi i naiwni.
Głód dodaÅ‚ Coeurlowi pewnoÅ›ci siebie, wiÄ™c opuÅ›ciÅ‚ kryjówkÄ™. Natychmiast zostaÅ‚ zauważony. Figurki odwróciÅ‚y siÄ™ i gapiÅ‚y na nieÂgo. Jedna z nich, najmniejsza w grupie, dobyÅ‚a z pochwy przy pasie tÄ™po zakoÅ„czony, metalowy prÄ™t.
Coeurl poczuł niepokój, ale szedł dalej. Było za późno, żeby się wycofywać.
Elliott Grosvenor nie ruszyÅ‚ siÄ™ z miejsca, które zajmowaÅ‚ - z tyÂÅ‚u, tuż obok trapu. ZaczynaÅ‚ siÄ™ już przyzwyczajać do tego, że zaÂwsze pozostaje z boku. ByÅ‚ jedynym neksjalistÄ…1 w zaÅ‚odze „GwiezdÂnego Ogara". Inni specjaliÅ›ci ignorowali go, nie za bardzo wiedzÄ…c, czym zajmuje siÄ™ neksjalizm - i niespecjalnie chcÄ…c siÄ™ tego dowieÂdzieć. Grosvenor miaÅ‚ zamiar zmienić tÄ™ sytuacjÄ™, ale na razie nie nadarzyÅ‚a siÄ™ żadna po temu sposobność.
Nagle wbudowany w jego hełm komunikator ożył. Rozległ się wybuch śmiechu i męski głos:
- Ja wolałbym nie ryzykować z takim wielkim stworem.
Grosvenor rozpoznaÅ‚ Gregory'ego Kenta, szefa dziaÅ‚u chemiczÂnego, drobnego czÅ‚owieczka o wybujaÅ‚ej osobowoÅ›ci. Kent miaÅ‚ na pokÅ‚adzie licznych przyjaciół i popleczników i zgÅ‚osiÅ‚ już swojÄ… kanÂdydaturÄ™ w zbliżajÄ…cych siÄ™ wyborach na cywilnego szefa, czyli główÂnego koordynatora ekspedycji. Tylko on siÄ™gnÄ…Å‚ po broÅ„ widzÄ…c zbliÂżajÄ…ce siÄ™ zwierzÄ™.
W słuchawkach zabrzmiał inny głos, głębszy i spokojniejszy. To był Hal Morton, obecny koordynator.
- MiÄ™dzy innymi dlatego tu jesteÅ›, Kent. Nie lubisz ryzykować -zauważyÅ‚ przyjaźnie, jakby zapominajÄ…c, że Kent jest jego przeciwÂnikiem w walce o stanowisko.
Chociaż kto wie... rozmyÅ›laÅ‚ Grosvenor. Może to tylko zagraÂnie polityczne, majÄ…ce utwierdzić co bardziej naiwnych w przekonaÂniu, że nie żywi niechÄ™ci do rywala. Grosvenor nie wÄ…tpiÅ‚, że koorÂdynator jest zdolny do takiej subtelnoÅ›ci; Morton byÅ‚ sprytny, szczery, bardzo inteligentny i w wiÄ™kszoÅ›ci sytuacji reagowaÅ‚ tak sprawnie, jak dobrze zaprogramowany automat.
Teraz Morton wyszedÅ‚ kilka kroków przed pozostaÅ‚ych. ByÅ‚ poÂstawny i barczysty, wydawaÅ‚o siÄ™, że z trudem mieÅ›ci siÄ™ w przezroÂczystym metalitowym skafandrze. StanÄ…Å‚ nieruchomo i przyglÄ…daÅ‚ siÄ™, jak podobny do kota ogromny stwór zbliża siÄ™ do statku. Ze sÅ‚uÂchawek dobiegaÅ‚y komentarze innych naukowców, stojÄ…cych na czeÂle poszczególnych działów.
- Nie chciałbym spotkać tego przyjemniaczka nocą w ciemnej uliczce.
- PrzestaÅ„, przecież widać, że to inteligentna bestia. Może naÂwet przedstawiciel dominujÄ…cej rasy.
- WyglÄ…d sugeruje raczej zwierzÄ™cy charakter adaptacji do Å›roÂdowiska -wtrÄ…ciÅ‚ Siedel, szef psychologów. -Chociaż, z drugiej stroÂny, kiedy patrzÄ™, jak siÄ™ do nas zbliża, jestem prawie pewny, że to nie jest zwierzÄ™, i że rozpoznaje w nas istoty inteligentne. Popatrzcie tylko, jak sztywno i ostrożnie siÄ™ porusza. To Å›wiadczy o napiÄ™tej uwadze. On wie, że jesteÅ›my uzbrojeni. ChÄ™tnie obejrzaÅ‚bym z bliÂska te macki. Gdyby okazaÅ‚o siÄ™, że sÄ… zakoÅ„czone czymÅ› w rodzaju rak albo chociaż przyssawkami, moglibyÅ›my zaÅ‚ożyć, że mamy przed sobÄ… potomka mieszkaÅ„ców tego miasta. - Siedel przerwaÅ‚ na chwiÂlÄ™. - Åšwietnie by byÅ‚o, gdybyÅ›my zdoÅ‚ali siÄ™ z nim porozumieć, ale tak miÄ™dzy nami mówiÄ…c mam wrażenie, że to zdegenerowany osobÂnik, który cofnÄ…Å‚ siÄ™ w rozwoju.
Coeurl zatrzymaÅ‚ siÄ™ trzy metry przed najbliższÄ… z istot. CierpiaÅ‚ gÅ‚odowe mÄ™ki, które lada chwila mogÅ‚y owÅ‚adnąć jego umysÅ‚em, pozbawiajÄ…c go kontroli nad wÅ‚asnym zachowaniem. NiebezpieczÂnie lawirowaÅ‚ już na krawÄ™dzi caÅ‚kowitego rozkojarzenia i tylko z najÂwiÄ™kszym wysiÅ‚kiem zdoÅ‚aÅ‚ siÄ™ opanować. CzuÅ‚ siÄ™ tak, jakby pÅ‚yÂwaÅ‚ w mÄ™tnym pÅ‚ynie. Nie mógÅ‚ skupić wzroku.
WiÄ™kszość ludzi podeszÅ‚a bliżej. Coeurl zauważyÅ‚, że oglÄ…dajÄ… go z niekÅ‚amanym zaciekawieniem. Przez przezroczyste pokrywy heÅ‚Âmów widziaÅ‚, jak poruszajÄ… wargami. DoszedÅ‚ do wniosku, że muszÄ… siÄ™ w ten sposób porozumiewać, i to na czÄ™stotliwoÅ›ci, którÄ… bez truÂdu może odbierać. Nic nie rozumiaÅ‚, ale chcÄ…c zrobić wrażenie przyÂjaźnie nastawionego pokazaÅ‚ jednÄ… z macek na siebie, a wÅ‚oskami w uszach wyemitowaÅ‚ swoje imiÄ™.
- Morton, w radiu coÅ› zatrzeszczaÅ‚o, kiedy poruszyÅ‚ tymi wÅ‚oÂskami – dobiegÅ‚ Grosyenora nieznajomy, niski gÅ‚os. - MyÅ›lisz, że...
Dopiero kiedy Morton w odpowiedzi użyÅ‚ nazwiska rozmówcy, Grosvenor zorientowaÅ‚ siÄ™, że to Gourlay, główny Å‚Ä…cznoÅ›ciowiec. UcieszyÅ‚ siÄ™, gdyż nagrywaÅ‚ każdÄ… rozmowÄ™, a teraz, dziÄ™ki stworowi, miaÅ‚ szansÄ™ zebrać nagrania gÅ‚osów najważniejszych osób na statÂku. ZabiegaÅ‚ o to od samego poczÄ…tku podróży.
- No wÅ‚aÅ›nie - odezwaÅ‚ siÄ™ znów psycholog. - Macki sÄ… zakoÅ„Âczone przyssawkami. Jeżeli tylko ma wystarczajÄ…co rozwiniÄ™ty ukÅ‚ad nerwowy, mógÅ‚by kierować dowolnÄ… maszynÄ….
- Może wrócimy na pokÅ‚ad i zjemy lunch - zaproponowaÅ‚ Mor-ton. - Potem czeka nas sporo pracy. PrzydaÅ‚by mi siÄ™ raport na temat rozwoju tej rasy, ze szczególnym uwzglÄ™dnieniem czynników, które doprowadziÅ‚y do jej zagÅ‚ady. Dawno temu na Ziemi, jeszcze przed powstaniem cywilizacji galaktycznej, na gruzach jednej kultury zaÂwsze wyrastaÅ‚a nastÄ™pna, po której upadku pojawiaÅ‚y siÄ™ nowe. Może tutaj dziaÅ‚o siÄ™ podobnie. Niech każdy dziaÅ‚ zajmie siÄ™ swojÄ… dzieÂdzinÄ… badaÅ„.
- A co z naszym kociakiem? - zapytał ktoś. - Chyba chciałby pójść z nami.
Morton parsknął śmiechem, ale zaraz odparł poważnie:
- Nie mam nic przeciwko temu, chociaż wolałbym go do tego nie zmuszać. Kent, co o tym sądzisz?
Niski chemik zdecydowanie pokręcił głową.
- W tutejszej atmosferze jest o wiele więcej chloru niż tlenu, choć, prawdę mówiąc, obu jest niewiele. Tlen na statku byłby dla jego płuc jak dynamit.
Ale kotopodobny stwór nie pomyÅ›laÅ‚ chyba o rym niebezpieczeÅ„Âstwie. Grosvenor patrzyÅ‚, jak w Å›lad za dwoma pierwszymi ludźmi wjeżdża po ruchomych schodach i znika we wÅ‚azie. Mężczyźni obejÂrzeli siÄ™ na Mortona, który tylko machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ….
- Dajcie mu łyknąć trochę naszego powietrza, a zaraz wyskoczy ze statku.
Po chwili jednak w gÅ‚osie koordynatora zabrzmiaÅ‚o szczere zaÂskoczenie.
- Do diabÅ‚a! Nawet nie zauważyÅ‚ różnicy! Albo nie ma pÅ‚uc, albo nie oddycha chlorem. Na pewno może wejść na statek. Smith, to prawdziwy skarb dla biologa, i caÅ‚kowicie nieszkodliwy, o ile zaÂchowamy należytÄ… ostrożność. Co za metabolizm!
Smith był wysokim, chudym mężczyzną o pociągłej, ponurej twarzy. Jego potężny głos ostro kontrastował z wątłą posturą.
- UczestniczyÅ‚em już w paru wyprawach badawczych i zetknÄ…ÂÅ‚em siÄ™ jedynie z dwoma rodzajami rozwiniÄ™tych form życia: jedne potrzebujÄ… chloru, drugie tlenu? bo tylko przy udziale tych pierwiastÂków może zachodzić spalanie. SÅ‚yszaÅ‚em coÅ› o istotach oddychajÄ…cych fluorem, ale do tej pory ich nie spotkaÅ‚em. Gotów byÅ‚bym iść o zakÅ‚ad, a stawiam mojÄ… reputacjÄ™, że żaden zÅ‚ożony organizm nie byÅ‚by w stanie przystosować siÄ™ do korzystania jednoczeÅ›nie z obu tych gazów. Morton, za wszelkÄ… cenÄ™ musimy zbadać tego kota. Koordynator rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ gÅ‚oÅ›no i zauważyÅ‚:
- Chyba sam ma ochotę z nami zostać.
WjechaÅ‚ po schodach na górÄ™ i wszedÅ‚ do Å›luzy razem z Coeurlem oraz oboma mężczyznami. Grosvenor przyspieszyÅ‚ kroku i doÂÅ‚Ä…czyÅ‚ do nich wraz z kolejnymi kilkunastoma osobami. WÅ‚az zaÂmknÄ…Å‚ siÄ™ i powietrze z sykiem zaczęło sÄ…czyć siÄ™ do wnÄ™trza. Nikt nie zbliżaÅ‚ siÄ™ do istoty, którÄ… Grosvenor obserwowaÅ‚ z narastajÄ…cym niepokojem. PrzyszÅ‚o mu na myÅ›l kilka rzeczy, którymi najchÄ™tniej od razu podzieliÅ‚by siÄ™ z Mortonem. Powinien mieć takÄ… możliwość, gdyż przepisy obowiÄ…zujÄ…ce na statkach badawczych zapewniaÅ‚y Å‚aÂtwy dostÄ™p do koordynatora wszystkim kierownikom działów. Jako kierownik dziaÅ‚u neksjalizmu (którego zresztÄ… byÅ‚ jedynym czÅ‚onÂkiem) także Grosvenor powinien mieć wbudowany w skafander dwuÂstronny komunikator. Ale nie: miaÅ‚ tylko odbiornik i przywilej sÅ‚uÂchania ważniejszych od siebie, kiedy ci zajmowali siÄ™ swojÄ… pracÄ…. Gdyby chciaÅ‚ siÄ™ z kimÅ› porozumieć, czy chociażby dać znać, że znalazÅ‚ siÄ™ w niebezpieczeÅ„stwie, mógÅ‚ tylko przeÅ‚Ä…czyć siÄ™ na kanaÅ‚ Å‚Ä…czÄ…cy go z operatorem. Jednak nie kwestionowaÅ‚ zasadnoÅ›ci stoÂsowania takiego systemu. Na pokÅ‚adzie znajdowaÅ‚o siÄ™ bez maÅ‚a tyÂsiÄ…c ludzi i nie do pomyÅ›lenia byÅ‚o, żeby każdy z nich miaÅ‚ na żądaÂnie bezpoÅ›redniÄ… Å‚Ä…czność z cywilnym szefem ekspedycji.
WewnÄ™trzne drzwi Å›luzy otwarÅ‚y siÄ™ i Grosvenor przepchnÄ…Å‚ siÄ™ do wyjÅ›cia wraz z innymi. Po chwili stali już przy windach kursujÄ…Âcych na wyżej poÅ‚ożone poziomy mieszkalne. Morton i Smith rozÂmawiali jeszcze przez chwilÄ™, po czym Morton zadecydowaÅ‚:
- Jeśli będzie chciał, niech sam jedzie na górę.
Coeurl nie miaÅ‚ nic przeciwko temu, przynajmniej do chwili, gdy drzwi windy zatrzasnęły siÄ™ za nim i zamkniÄ™ta klatka wystrzeliÂÅ‚a w górÄ™. Wtedy zawarczaÅ‚ i zakrÄ™ciÅ‚ siÄ™ w miejscu; resztki rozsÄ…dÂku ustÄ…piÅ‚y miejsca panice. RzuciÅ‚ siÄ™ na drzwi z takim impetem, że metal siÄ™ odksztaÅ‚ciÅ‚. Ból jeszcze bardziej go rozwÅ›cieczyÅ‚. ByÅ‚ w puÂÅ‚apce. Przednimi Å‚apami jÄ…Å‚ uderzać w Å›cianÄ™, mackami oddzieraÅ‚ koÂlejne arkusze zespawanych blach. RozlegÅ‚ siÄ™ zgrzyt i windÄ… zaczęło szarpać, gdy siÅ‚a pola magnetycznego silników przezwyciężaÅ‚a opór stawiany przez trÄ…ce o Å›ciany wystajÄ…ce strzÄ™py metalu. W koÅ„cu winda dotarÅ‚a na miejsce i stanęła. Coeurl jednym ciosem unicestwiÅ‚ do reszty drzwi i wypadÅ‚ na korytarz, gdzie czekali już uzbrojeni ludzie.
- Zachowaliśmy się jak idioci - odezwał się Morton. - Trzeba mu było pokazać, co to jest. Pewnie pomyślał, że go wrobiliśmy. -Pomachał do stworzenia.
Gdy Morton na pokaz kilkakrotnie otworzyÅ‚ i zamknÄ…Å‚ drzwi windy, Grosvenor zobaczyÅ‚, że dziki pÅ‚omieÅ„ ustÄ™puje z czarnych jak sadza oczu. Wreszcie Coeurl uznaÅ‚ lekcjÄ™ za zakoÅ„czonÄ… i przeÂszedÅ‚ do dużej sali z boku korytarza. PoÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na wyÅ›cielonej dyÂwanem podÅ‚odze i spróbowaÅ‚ uspokoić napiÄ™te do granic możliwoÂÅ›ci nerwy i mięśnie. ByÅ‚ zÅ‚y, że daÅ‚ po sobie poznać strach. StraciÅ‚ w ten sposób przewagÄ™: nie mógÅ‚ już udawać Å‚agodnej, spokojnej istoty. Jego siÅ‚a z pewnoÅ›ciÄ… ich zaskoczyÅ‚a i przeraziÅ‚a. A to, niesteÂty, oznaczaÅ‚o, że jego zadanie staÅ‚o siÄ™ podwójnie niebezpieczne. ZamierzaÅ‚ bowiem opanować statek, gdyż na planecie, z której przyÂbyli obcy, zasoby id musiaÅ‚y być niewyczerpane.
Â
1 Nexus (łac.) - splot, powiązanie (przyp. tłum.).
2
Â
Coeurl nie spuszczaÅ‚ z oka dwóch ludzi zajÄ™tych usuwaniem gruÂzu sprzed metalowych wrót starej, olbrzymiej budowli. CzÅ‚onÂkowie zaÅ‚ogi posilili siÄ™, po czym zaÅ‚ożywszy kombinezony opuÅ›cili statek i teraz krÄ™cili siÄ™ po caÅ‚ej okolicy, pojedynczo i grupkami. WiÂdocznie nadal badali wymarÅ‚e miasto.
Jego myÅ›li zaprzÄ…taÅ‚o już tylko jedno: jedzenie. Pragnienie Å›wieÂżego id przyprawiaÅ‚o go o fizyczny ból, mięśnie mu drżaÅ‚y, paÅ‚aÅ‚ żądzÄ… wyruszenia w poÅ›cig za istotami, które zagÅ‚Ä™biÅ‚y siÄ™ w ruiny. Jedna z nich poszÅ‚a tam zupeÅ‚nie sama.
Podczas lunchu ludzie zaproponowali Coeurlowi wÅ‚asnÄ… żywÂność, która jednak nie miaÅ‚a dla niego żadnej wartoÅ›ci. NajwyraźÂniej nie zdawali sobie sprawy z tego, że karmi siÄ™ żywymi stworzeÂniami; id to coÅ› wiÄ™cej niż substancja odżywcza - to substancja o okreÅ›lonych wÅ‚asnoÅ›ciach i można jÄ… uzyskać wyÅ‚Ä…cznie z tkanek, które wciąż pulsujÄ… życiem.
UpÅ‚ynęło dziesięć minut. Coeurl wciąż siÄ™ powstrzymywaÅ‚. LeÂżaÅ‚ tylko i patrzyÅ‚, Å›wiadomy, że wiedzÄ…c jego obecnoÅ›ci. WejÅ›cie do budynku blokowaÅ‚ ogromny gÅ‚az, wiÄ™c sprowadzono ze statku metalowÄ… maszynÄ™. Coeurl bacznie obserwowaÅ‚ wszystkie posuniÄ™Âcia ludzi, toteż mimo szarpiÄ…cego mu wnÄ™trznoÅ›ci gÅ‚odu nie uszÅ‚o jego uwagi, jak obsÅ‚uguje siÄ™ maszynÄ™, i jak proste jest jej dziaÅ‚anie.
Wiedział czego się spodziewać, gdy aparatura plunęła ogniem, który w...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Home
- Alfred Szklarski - Tomek u zródeł Amazonki, Książki, 1 - książki, książki 2, 13 - książki
- Alfred Szklarski - Tomek wsród łowców głów, Książki, 1 - książki, książki 2, 13 - książki
- Alfred Szklarski - Cykl-Przygody Tomka (5) Tajemnicza wyprawa Tomka. 5fantastic.pl , A znalezione w sieci, Publikacje tekstowe
- Alfred Hitchcock - Jak w komiksie, filologia polska i do poczytania, Hitchcock
- Alfred Hitchcock - Tajemnica magicznego kręgu, Książki ;), Hitchcock
- Alfred Hitchcock - Tajemnica gołębia o dwóch pazurach, filologia polska i do poczytania, Hitchcock
- Alfred Jarry - Ubu król czyli Polacy, wiedza o teatrze, dramaty, Dramaty
- Alfred Szklarski - Tomek w grobowcach faraonów, AAAAAAA LEKTURY SZKOLNE <-----, Podstawówka - lektury
- Alfred Hitchcock - Nieczysta gra, filologia polska i do poczytania, Hitchcock
- Alfred Hitchcock - Ucho szatana, filologia polska i do poczytania, Hitchcock
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kwblog.htw.pl